ROZDZIAŁ 29

1K 39 3
                                    

LAURA

Obudziłam się kiedy promienie słońce rozświetliły pokój. Przetarłam twarz rękami i zdałam sobie z sprawę, że jestem jeszcze w makijażu i sukience z poprzedniego wieczora. Usiadłam na łóżku i porozglądałam się po pomieszczeniu. No na pewno nie byłam u siebie.

Obróciłam głowę i spojrzałam na śpiącego Masona. Wyglądał uroczo, ale cholera to Mason. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że się z nim całowałam. I gdyby nam bajka nie przerwała to poszło by to o krok dalej.

Więc po cichu wstałam nie budząc ani jego ani jego kumpli i zabierając swoje rzeczy, wyszłam z pokoju, kierując się prosto do swojego.

Jak tylko znalazłam się pod swoim pokojem, otworzyłam najciszej jak umiałam drzwi aby nie zbudzić Siry i Mic, które jak się okazało już nie spały.

- Laura!- krzyknęła Mic i podbiegła mnie przytulić.- Wyglądasz jak 7 nieszczęść.

- I tak się czuje.- powiedziałam.- Chyba się dzisiaj zakopuje w łóżku i z niego nie wychodzę.

Nie chciałam im póki co mówić, co zaszło między mną a Mountem. Mam nadzieje, że Mason też zachowa to tylko dla siebie.

- O co to nie.- powiedziała Sira.- Idziemy dzisiaj w trójkę na basen i zrobimy jakiś dobry trening.

- A po obiedzie lecimy na miasto.- powiedziała Mic.- Robimy sobie dzisiaj babski dzień i wieczór.

- Bo wieczorem obejrzymy wszystkie możliwe komedie romantyczne.- powiedziała Sira.

- Ale teraz ogarnij się i idziemy na śniadanie.- powiedziała Mic.

- Nie dziękuje.- powiedziałam.- Nie mam zamiaru spotkać tam Pedriego.

- Nawet nie będziecie musieli rozmawiać.- powiedziała Sira.- Ale jeść coś musisz, więc nie marudź i się ogarniaj.

Chcąc nie chcąc musiałam się ogarnąć. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam dżinsy, top i sweterek oraz sandały. Zrobiłam też świeży makijaż i włosy spięłam w koka.

Jakoś przed 9 wyszłam z dziewczynami z pokoju i zjechałyśmy na parter aby iść do restauracji. Odbiłyśmy karty przy wejściu i poszłyśmy na jedzenie. Szczerze to z tego co się wczoraj dowiedziałam skurczył mi się żołądek i nawet nie jestem głodna. W ostateczności wzięłam dwie bułki, szynkę i ser oraz kawę.

Usiadłam przy stoliku przy którym siedziała już Mic, kiedy do restauracji weszli chłopaki. Rozglądali się zapewne gdzie siedzimy, bo jak nas tylko zauważyli podeszli do naszego stolika. Ferran, Ansu i Eric szli piersi a za nimi dreptali Gavi i Pedri. Wyglądali na pokłóconych a Gavira dodatkowo na skacowanego.

- Coś mały ten stolik.- powiedział Ansu.

- Mały bo jest na 3 osoby, wy dzisiaj jecie w swoim gronie.- powiedział Mic.

- Dlaczego tak?- zapytał zdziwiony Ansu.

- Dlatego.- powiedziała i wskazała mu Gaviego i Pedriego.

Ja nie miałam odwagi spojrzeć na tego drugiego. Nawet nie dlatego, że mnie okłamał, ale dlatego, że całowałam się z Mountem. Pomimo tego, że nawet nie byliśmy i nie jesteśmy razem to mam wyrzuty sumienia. Czuje się tak jakbym go zdradziła.

- Ta, te dwa czubki zdążyli się już pobić z rana.- powiedział Ansu.

- O co?- zapytałam odruchowo i szybko spuściłam wzrok.

- O to co zaszło między tobą a Pedrim.- powiedział Ansu.

Wtedy też zdobyłam się całą odwagą i spojrzałam na Pedriego i Gaviego. Obaj stali jak jacyś skazańcy. Nie za bardzo wiedzieli chyba jak mają się zachować. Więc ja zrobiłam pierwszy krok.

Zagubione przeznaczenie |Pedro GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz