ROZDZIAŁ 30

990 37 2
                                    

PEDRI

Mam nadzieje, że zaskoczyłem tak Laurę, że zaniemówiła. Zrobiłem to trochę na spontanie. Stwierdziłem niech będzie co ma być. Liczę też na to, że moje relacje z nią będą lepsze. I, że nie pokłócimy się kolejny raz o Mounta.

Wróciłem do pokoju i przebrałem się. Mam zamiar iść na obiad, bo zjadłem dzisiaj serio marne śniadanie. Mam tylko nadzieje, że nie spotkam tam nikogo, kto popsuje mi humor. Wyszedłem z pokoju i zjechałem windą do holu, po czym udałem się do restauracji hotelowej.

Odbiłem kartę przy wejściu i poszedłem na jedzenie. Było go tak dużo, że nie umiałem się na nic zdecydować. Więc praktycznie brałem wszystkiego po trochu.

- Polecam to.- powiedział kobiecy głos, który na pewno nie należał do Laury ani do żadnej dziewczyny, którą znam.

Obróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą Grace. Nie było po niej widać wściekłości po tym co się stało na basenie.

- Dzięki.- powiedziałem i nałożyłem sobie trochę tego co mi poleciła.

- Siadamy razem?- zapytała po chwili.

- Nie wiem czy to....- powiedziałem, ale nie dała szans mi dokończyć.

- Nie daj się prosić.- powiedziała.- Zjemy po prostu wspólnie obiad.

Kurwa jak mnie tutaj zobaczy Laura to będzie po mojej randce. Znowu kolejny raz będzie mnie widzieć z tą całą Grace i jeszcze pomyśli, że to ja za nią latam a jest zupełnie na odwrót. To ona lata za mną.

- Pedri?- powiedziała Grace i dotknęła mojej ręki.- To jak?

- Dobra, jeden obiad.- powiedziałem.

Była aż nazbyt ucieszona tym, że się zgodziłem. I już wiem, że popełniłem błąd swojego życia. Niech mnie ktoś zobaczy to od razu powie Laurze.

Usiedliśmy przy stoliku z widokiem na Zatokę Perską i zaczęliśmy jeść. Czułem się bardzo nie swojo. Dobrze, że ta Grace ciągle gadała, bo niestety tematów wspólnych to my ze sobą zbytnio nie mieliśmy. Ona to bardziej do Gaviego pasuje niż do mnie. Chociaż on dosyć nerwowy jest i zapewne zbyt szybko wyprowadziłaby go z równowagi.

Po obiedzie z nią pożegnałem się i jak najszybciej opuściłem restaurację. Do oficjalnego otwarcia zostało mi ponad 3 godziny. Postanowiłem się trochę zdrzemnąć, aby być w pełni wypoczęty na to wielkie wydarzenie.

Moje szczęście, że w pokoju nie było ani Ansu ani Ferrana ani Gaviego. Tego ostatniego to chciałbym spotkać najmniej. Nie wiem jak po tym co zrobił tam radę z nim grać.

Położyłem się na swoje łóżko i obróciłem głowę w stronę okna balkonowego. Szybko dosyć zasnąłem a obudził mnie wielki huk, jakby szła jakaś wojna. Momentalnie się obudziłem i spojrzałem na to co się dzieje.

No oczywiście mogłem się tego spodziewać. Gavi. Jak zawsze.

- Sorry.- powiedział.- Perfumy mi spadły.

- Narobiłeś hałasu jakby co najmniej wojna wybuchła.- powiedziałem i przetarłem twarz rękami.

- Źle go chwyciłem, ale w sumie to dobrze, że wstałeś, bo za godzinę mamy być na stadionie.- powiedział.

Otworzyłem szerzej oczy i wziąłem telefon do ręki. Spałem trochę dłużej niż zakładałem. A więc miałem naprawdę mało czasu aby się ogarnąć. Zerwałem się z łóżka i wszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic po czym ubrałem się w strój dresowy. Do torby oczywiście wrzuciłem strój piłkarski w którym musimy oficjalnie wyjść jako Hiszpania.

Zagubione przeznaczenie |Pedro GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz