Rozdział 1 - Zegarek, Porsche i mocne martini- Mia

1.1K 34 1
                                    

- Cholera, już tak późno. - zerknęłam na zegarek zapięty na mojej lewej ręce. – Na pewno nie zdążę zanim wróci z pracy.

Sierpniowa pogoda jak zwykle nie zawodzi w Los Angeles, to bardzo na rękę zważając na to, że zaplanowałam z okazji urodzin mojego chłopaka Thomasa piknik z naszymi znajomymi w parku.

Chciałam zrobić coś wyjątkowego ale mimo wszystko bez zbędnego przepychu za którym nie przepada. Praca w policji nie należy do najłatwiejszych, nic więc dziwnego że w czasie wolnym woli ciszę i spokój. Chociaż zdecydowanie bardziej wolę organizować pełne przepychu i elegancji spotkania towarzyskie.

Rano odebrałam niewielki tort z cukierni, żebyśmy mogli go zjeść po powrocie do domu i napić się wina którym miał się zająć Colin – nasz wspólny znajomy z pracy.

-Muszę jeszcze tylko odebrać zegarek od jubilera i mogę jechać do domu – powiedziałam do siebie pod nosem po czym ruszyłam w stronę salonu jubilerskiego w którym zamawiałam zegarek.

Pan sprzedawca zaproponował, że może go zapakować na prezent i pozwolił mi jeszcze raz go obejrzeć i upewnić się czy na pewno wszystko z nim w porządku. Elegancki męski zegarek z czarną sporej wielkości tarczą i brązowym skórzanym paskiem, wyglądał bardzo podobnie do tego, który aktualnie nosił Thomas, ale jego jest już dość mocno zniszczony „życiem". No i widać że jest wart te 300 dolarów. Spojrzałam na telefon:

MELINDA: „Wszystko gotowe, czekamy u ciebie z zapakowanym zestawem piknikowym."

Odpisałam, że właśnie wychodzę od jubilera i za 15 minut powinnam być w domu.

Siwy mężczyzna w podeszłym wieku podał mi małą, czarną, papierową torebeczkę z zegarkiem i uprzejmie pożegnał. Ruszyłam do samochodu.

Powietrze przyprawiało mnie o zawroty głowy, duchota i suche powietrze nie wpływały dobrze na mój nastrój ani samopoczucie. Wręcz miałam wrażenie, że próbuje mi coś przekazać. Jakaś katastrofa wisi w powietrzu? A może jednak to moje głupie wymysły. Skup się kobieto czas cię goni.

Moje czarne audi wyróżniało się spomiędzy innych samochodów stojących przy ulicy jedynie dlatego, że było świeżo wymyte i nawoskowane bo udało mi się wczoraj wyrwać na chwilę w trakcie pracy. Zadziwiało mnie to, że ten samochód jeszcze jeździ po tym jak się z nim obchodzę od prawie 10 lat.

Nie żebym nie miała pieniędzy na nowy samochód, po prostu nie uważałam, że jest mi potrzebny, innego zdania byli wszyscy dookoła mnie, zarówno Thomas jak i mój brat wiercili mi dziurę w głowię od jakiegoś czasu, abym w końcu zainwestowała w „nowszy model". Jednak znam pożyteczniejsze sposoby trwonienia zielonych, niż jakiś nowy samochód, skoro mój jednak nadal jeździ, na wszystkich czterech kołach, jedynie trochę skrzynia biegów się zacina, ale to kwestia przyzwyczajenia.

Już miałam otwierać drzwi do samochodu kiedy, usłyszałam znajomy głos. Znajomy męski głos, którego pod żadnym pozorem nie powinnam teraz słyszeć, powinien być na drugim końcu tego cholernego miasta.

Jednak się nie myliłam. I zagotowałam od środka. Jakieś morderstwo wisi w powietrzu i nie jestem pewna czy tym razem to ja go nie popełnię.

Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w kierunku usłyszanego głosu.

Należał do wysokiego bruneta siedzącego przy stoliku w kawiarni i całującego się z jakąś kobietą. Nie mogłam uwierzyć że to jednak jest Thomas.

Mężczyzna, z którym jeszcze niedawno byłam w stanie planować ślub, co gorsza nawet spędziłam ostatnią noc. Moja psychika rozpadła się na drobne kawałeczki.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz