***

500 22 0
                                    


Zapukałam w szklane drzwi, ale nikt się nie odzywał więc zapukałam jeszcze raz, po czym po prostu je pchnęłam i weszłam do środka. Na środku stało biurko, za którym na wielkim czarnym skórzanym fotelu siedział jak mniemam sam kapitan. Za biurkiem roznosiła się piękna panorama miasta. W rogu pomiędzy ścianą a dużymi oknami stał granatowy wielki fotel, a naprzeciwko niego kanapa w tym samym kolorze, resztę pomieszczenia zajmowały biblioteczki wypchane po brzegi jakimiś dokumentami i książkami.

- Dzień dobry, nazywam się Lilianna Preston i byłam z panem umówiona. – powiedziałam lekko zestresowana bo mężczyzna siedział do mnie plecami, jednak gdy się odezwałam momentalnie odwrócił się na fotelu i wstał uśmiechając się do mnie.

- Oh tak, zgadza się. Jak już wiesz George Robinson, proszę usiądź. – powiedział i wskazał na kanapę po czym on sam zasiadł na fotelu naprzeciwko mnie.

- Przepraszam za wtargnięcie, ale jak pukałam nikt nie odpowiadał.

- Ah tak, rzadko się zdarza, że ktoś tutaj puka, zazwyczaj wchodzą jak do siebie. – powiedział z rezygnacją śmiejąc się pod nosem. – A więc tak przygotowałem dla Ciebie dokumenty do podpisania, są to te same, które wysłałem ci mailem, ale oczywiście jeżeli chcesz możesz je jeszcze raz przeczytać. – powiedział i podał mi dokumenty. Rzuciłam na nie okiem, ale nie było co tu czytać znałam je niemal na pamięć. Wzięłam długopis i złożyłam podpis w wyznaczonych do tego miejscach.

- No to teraz oficjalnie jesteś w drużynie – powiedział mężczyzna, na co się uśmiechnęłam. Był facetem po pięćdziesiątce, jego głowę zdobiły zakola i krótki siwe włosy równo przystrzyżone. Wydawał się na bardzo wyluzowanego, ale w końcu był komendantem w wydziale zabójstw więc pewnie potrafił dać popalić swoim detektywom. Mężczyzna wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń. Wstałam z kanapy i ją uścisnęłam.

– Bardzo się cieszę, że dostałam te szanse – powiedziałam na co się uśmiechnął z sympatia w oczach na co zwrócił się do mnie.

– Chciałem Ci przedstawić twoich współpracowników, ale większość z nich jest w terenie. Niestety twojej partnerki Mii też nie ma, miała jakieś sprawy do załatwienia, ale oczywiście jutro już się na pewno poznacie. – powiedział i w tym samym momencie otworzyły się szklane drzwi. Faktycznie pomyślałam, wchodzą jak do siebie. Weszło przez nie dwóch facetów i kobieta.

- Wzywał nas komendant – powiedział jeden z mężczyzn. Był on trochę ciemniejszej karnacji, średniego wzrostu, biła od niego czysta sympatia. Wyglądał mi na Latynosa, miałam znajomego w Chicago, który był Latynosem, uwielbiałam go, więc byłam bardzo pozytywnie nastawiona.

- Tak, chciałem żebyście poznali naszą nową Panią detektyw. – powiedział i wskazał na mnie, na co lekko się uśmiechnęłam i podeszłam w ich stronę podając dłoń.

- Cześć jestem Lilianna i miło was poznać. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracowało.

- Oj na pewno – odparła podekscytowana kobieta.

– Jestem Melinda Brown, to jest Colin Whitmore wskazała dłonią na wyższego mężczyznę o blond włosach i niebieskich oczach, a to Carlos Rodriguez.

-A my to co, niemowy? – odparł lekko oburzony Colin, zakładając ręce na piersi.

-Czasem się nad tym zastanawiam – powiedziała kobieta i dźgnęła go palcem w bok. Komendant tylko pokiwał głową z zażenowania i zasiadł przy swoim biurku.

– Z mojej strony to wszystko Lilianno, jesteś już wolna. Jutro zaczynamy od ósmej tylko się nie spóźnij bo Reed nie lubi spóźnialskich. – powiedział i zaczął coś stukać w komputerze.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz