- ... Proszę dać mi się zastanowić nad pańską ofertą. To jednak inny stan i wiążę się to z poważnymi zmianami, muszę to poważnie przemyśleć. Nie jestem w stanie od tak rzucić wszystkiego. I szczerze mówiąc trochę mnie pan zaskoczył taką propozycją. Niemniej jednak jest mi bardzo miło, że akurat wskazano mnie.
- Naturalnie, słyszałem o Pani same dobre opinie. Rozumiem, że potrzebuje Pani czasu, jednakże zbyt dużo go nie mamy, ponieważ na szybko potrzebujemy nowego detektywa w wydziale zabójstw .... Czy jest Pani w stanie podjąć decyzje w ciagu trzech dni? Nie chciałbym wywierać presji, ale trzy dni bez detektywa to i tak całkiem sporo. Wszystkie dokładniejsze informacje prześle pani emailem, żeby mogła się pani z nimi zapoznać. Jednakże, liczę że spotkamy się w Los Angeles i będziemy mogli podjąć wspólną współprace.
- Dobrze, postaram się w tym czasie podjąć decyzję.
- W takim razie skontaktuje się z Panią po tym czasie, ewentualnie jeżeli podejmie Pani wcześniej decyzję będę pod telefonem. Dowiedzenia i mam nadzieję, że do zobaczenia.
- Dowiedzenia.
Zadzwonił do mnie szef Kalifornijskiej komendy z ofertą wolnej posady u nich. Było to dla mnie spore zaskoczenie, bo rzadko kiedy zdarza się, że to sam komendant dzwoni i proponuje stanowisko detektywa. Miałam dylemat i tym razem to nie był dylemat dotyczący jakiego koloru sukienkę ubrać. To była dla mnie szansa i to naprawdę taka, która zdarza się raz na całe życie. Ale tak jak znajdujemy plusy tak też można znaleźć minusy. Jednym z minusów tego było, to że Los Angeles oddalone jest od Chicago o jakieś 4 godziny lotu samolotem. Wiąże się to z tym, że musiałabym rzucić wszystko na już, złożyć wypowiedzenie z obecnej pracy, znaleźć kogoś do zajęcia się własnym mieszkaniem, wyjechać z dala od rodziców, przyjaciół i chłopaka. No właśnie chłopaka z którym wiązałam przyszłość i to w głównej mierze ze względu na niego nie zgodziłam się od razu. Nie byłam już młoda i pora było się ustatkować, założyć rodzinę, mieć dobra pracę, może dzieci w przyszłości, aktualnie nie miałam żadnej z tych rzeczy. Nigdy nie byłam osoba, która przywiązywała wagę do swojej przyszłości, ale mówi się że kiedy człowiek jest młody to bywa czasem głupi, taka byłam, jednak z perspektywy czasu chciałam się w końcu ustatkować i czułam, że z chłopakiem którym obecnie się spotykałam jest to możliwe. Zastanawiałam się czy powinnam w ogóle wspominać mu o tej ofercie, nie chciałam niczego zepsuć w naszej relacji, a to mogło to spowodować.
Siedziałam właśnie przy biurku i zamykałam kolejną udaną sprawę dotyczącą typowego morderstwa. Ofiara był mąż, który znęcał się nad swoją żona. Kiedy mężczyzna stracił panowanie nad sobą kobieta próbowała się bronić nożem kuchennym i wszystko byłoby w porządku gdyby nie kilkanaście ran kutych w sam środek jego brzucha. Jego ofiara stała się jego własnym katem. Złapaliśmy ją jak próbowała uciec do Europy, była tak przekonując, że naprawdę wszyscy jej uwierzyliśmy, gdyby nie pewien szczegół, który znalazłyśmy z moją partnerką Sarą po kolejnej wizytacji w jej mieszkaniu. A mianowicie kamerkę, która nagrała całe to zajście. Kobieta chciała zebrać dowody na własnego męża, który notorycznie ją bił i się nad nią znęcał. Jednak nie zebrała dowodów na swojego kata, a na samą siebie. Takie przypadki chodzą po ludziach, to się zdarza. Nikt nie przyzna się otwarcie do tego, że jest ofiarą przemocy domowej. Tak jak nikt nie przyzna się do tego, że kogoś zabił. Taka jest już natura ludzka. Na zegarku wybiła trzecia popołudniu, a ja mogłam zakończyć na dzisiaj swoją prace. Zapisałam wszystkie dokumenty, wyłączyłam komputer, zgarnęłam moją białą torebkę ze złotymi wstawkami i złotym łańcuszkiem z quessa i ruszyłam do wyjścia.
- Detektyw Preston, możesz do mnie na chwilę pozwolić. – zwrócił się do mnie sam komendant kiedy przechodziłam koło otwartych od jego gabinetu drzwi. Nie można było mu zarzuć, że wzrok i słuch ma doskonały. Phillip Sparks mężczyzna średniego wieku i tego samego wzrostu, o lekko posiwiałych włosach z małymi zakolami i lekkim zarostem. Jak na swój wiek trzymał się całkiem dobrze. Weszłam do środka pomieszczenia, a mężczyzna wskazał mi dłonią na miejsce na fotelu stojącego na wprost jego biurka. Uśmiechał się przyjaźnie więc miałam nadzieję, że nie czeka mnie żadna reprymenda za dzisiejsze godzinne spóźnienie do pracy. Cholera byłam pewna, że nie zauważył, albo ktoś mnie podkablował to też było całkiem możliwe. Ludzie na moim wydziale ze sobą pracowali bo musieli, ale nigdy nie byliśmy zgranym zespołem, który po godzinach pracy będzie mógł wyskoczyć na drinka. Ja i moja partnerka Sara, byłyśmy jednymi z najmłodszych detektywów, więc inni sporo starsi od nas nie darzyli nas nadmierną sympatią, bo wiedzieli, że być może kiedyś ich wygryziemy. Byłam tylko ja i Sara czasem gdzieś wyskoczyłyśmy, ale nic po za tym. Praca była pracą, a życie prywatne życiem prywatnym. To całkiem logiczne, jednak zaczynając pracę tutaj miałam nieco inne wyobrażenie jak to wygląda chociażby na podstawie przeróżnych filmów czy seriali. Jednak rzeczywistość lubi być zmienna.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...