Głośny huk i dym otumanił moje zmysły. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Czułam, że ręce błądzące po moim ciele zniknęły. Gęsty dym dostawał się do mojego nosa utrudniając mi oddychanie. Nie wiem kiedy i w jaki sposób, ale w progu drzwi ujrzałam Williama i odetchnęłam z ulgą. Przyszli nam na ratunek nigdy w życiu chyba nie czułam tak ogromnej ulgi, poczułam się jakbym wygrała na loterii.
William rozglądał się po pomieszczeniu, a kiedy nasze spojrzenie się ze sobą spotkało niemal natychmiast do mnie podbiegł. Schował swoją broń za pasek czarnych garniturowych spodni i wysunął w moją stronę dłoń, aby pomóc mi się podnieść. Drżąca dłonią chwyciłam ją i pociągnął mnie w swoją stronę aż stanęłam na nogi zrównując się z nim. Podniosłam lekko głowę do góry patrząc się mężczyźnie w oczy i zobaczyłam w nich coś czego widzieć nie chciałam. Złość i zawód. Jego mina była tak ostra i poważna, jak nigdy dotąd. Pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu. Wyglądał jakby nie chciał tu być i nie chciał mnie oglądać w takim stanie. Poczułam jakby mną gardził, może byłam nadal pod wpływem ogromnych emocji i tylko mi się wydawało. Nie chciałam, żeby tak na mnie patrzył, jakby zwyczajnie w świecie go zawiodła.
–Wszystko w porządku? – zapytał ochrypniętym głosem, totalnie pozbawionym emocji, dotykając delikatnie dłonią mojego zaczerwienionego policzka. Jego dotyk sprawił, że poczułam się bezpiecznie. Nakrył moje mokre ciało ciepłymi dużymi ręcznikami, aż od razu zrobiło mi się przyjemniej.
–Tak. – wydukałam.
Mężczyzna przyglądał mi się uważnie, sprawdzając czy aby na pewno jestem w stanie sama iść. Całe ciało bolało mnie jak diabli, ale raczej nie byłam połamana. Zapewne skończy się na paskudnych sinikach i paru zadrapaniach. Nie mogłam znieść dłużej jego spojrzenia, potrzebowałam stąd wyjść i uwolnić się z tego dusznego miejsca. Chciałam położyć się we własnym ciepłym i wygodnym łóżku i zapomnieć.
- Zabierzesz mnie do domu? – zapytałam mając nadzieje, że się zgodzi, chociaż wiedziałam że raczej mi nie odmówi.
Mężczyzna tylko skinął głową, złapał mnie delikatnie za rękę jakby bał się, że może mnie połamać i lekko pociągnął za sobą, prowadząc do wyjścia. Wyszliśmy na zewnątrz i chyba dopiero teraz gdy poczułam powiew świeżego powietrza dotarło do mnie co się wydarzyło. Z moich oczu zaczęły wypływać niespodziewane i niekontrolowane łzy, które nie mogły się zatrzymać. Ścierałam je na zmianę raz z jednego policzka raz z drugiego ale to było na nic. Szłam za Williamem cicho szlochając, jego zachowanie wcale nie wpływało na polepszenie mojego nastroju. Owinięta w ręcznik i w jego marynarkę, którą narzucił na mnie nim wyszliśmy z budynku i tak sprawiły, że przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze.
Podeszliśmy do samochodu Williama i na chwile przystanęliśmy, mężczyzna oparł się o maskę samochodu, co chyba robił ostatnim czasem dość często, wyciągnął papierosa i mocno się nim zaciągnął wypuszczając dym z płuc, jakby nagle poczuł ogromną ulgę. Stałam w ciszy obok niego z zawieszona głowa w dół, zataczając kołeczka swoją szpilka po asfalcie i trzęsąc się z zimną. Było mi tak zimno, że z wielką chęcią wróciłabym do tego okropnego miejsca, jednak William wiedział jak w paręnaście sekund rozgrzać mnie do czerwoności i tym razem nie miało to nic wspólnego z dwuznacznością.
- To co zrobiłaś, było kurewsko nie odpowiedzialne. – powiedział nagle William, na co wyrwana z letargu lekko uniosłam głowę i spojrzałam na niego przez łzy.
- Wiem... Przepraszam...To nie tak miało... – nie dał mi dokończyć bo niemal natychmiast się wtrącił.
- A jak miało wyglądać Lilianno? – powiedział ze złością w oczach wiedząc co miałam na myśli. – Myślałaś, że wejdziesz do tego pierdolonego klubu spotkasz się z dilerem usiądziecie przy lampce wina i poplotkujecie o zabójstwie? – wykrzyczał w moja stronę rzucając niedopałek papierosa niemal koło moich stop: – Tak to kurwa miało wyglądać? Tak to sobie wyobrażałaś? Jeżeli tak to gratuluję inteligencji.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...