Kiedy się obudziłam Mia jeszcze spała, dochodziła siódma nad ranem. Nie chcąc budzić przyjaciółki, na palcach wyszłam z mieszkania dziewczyny i pojechałam do siebie szybko się ogarnąć i pojechać na komendę. Minęły dokładnie 72h od poprzedniego zabójstwa, nie nastąpiło kolejne, mogliśmy spodziewać się, że dostaniemy wiadomość w każdej chwili. Weszłam na klatkę schodowa w swoim już budynku, po ostatnim czasie postanowiłam, że naprawdę zamienię windę na schody, jednak że teraz wyjątkowo się śpieszyłam postanowiłam pojechać ten jeden jedyny i ostatni raz windą. Kiedy wysiadłam z windy, natchnęłam się akurat na Masona, który pewnie chciał z niej skorzystać, jednak widząc mnie zrezygnował z jazdy w dół.
- Cześć Lily, wracasz do domu nad ranem w środku tygodnia? – zapytał podejrzliwie.
Ostatnim czasem poczułam do niego jakaś nić sympatii i zmieniłam o nim swoje zdanie, ale wyczułam w jego głosie lekką nutę zgryźliwości i oskarżenia, czym niebywale mnie wkurzył. Jestem dorosłą kobietą i nikt nie będzie mi mówił o której mam wracać do domu, a tym bardziej prawił mi moralnych pogawędek. Nie byliśmy parą, nawet przyjaciółmi. Pomógł mi raz w kryzysowym momencie, polubiłam go ale na tym kończyła się nasza relacja o ile w ogóle można ją tak nazwać.
Przyłapałam się na tym, że w ostatnim czasie wszystkie moje relacje, które tworzę tak wyglądają. Jestem wycofana, niepewna i odpycham od siebie ludzi, ale co mam na to poradzić kiedy wszyscy dokoła mnie tylko ranią.
- Hej Mason. Tak wyszło. – wysilałam się na najbardziej uprzejmą odpowiedź, nie chcąc stracić chociaż jednej przyjaznej duszy, z którą jeszcze nie zdążyłam stworzyć konfliktu. Uśmiechnęłam się lekko po czym dodałam nawet nie rozumiejąc do końca czemu mu się tłumacze. Wywarł na mnie jakaś dziwna presję i nie chciałam żeby miał o mnie złe zdanie. – Byłam u przyjaciółki, pracowałyśmy razem do późna i nie chciałam wracać po nocach.
- Jasne to się teraz tak nazywa. – powiedział i wcisnął przycisk przywołujący windę, a drzwi niemal od razu się otworzyły. – Muszę iść. – rzucił na odchodne i zniknął za zamykającymi się drzwiami.
Pomyślałam, że to było dość dziwne, czy on się na mnie obraził bo nie nocowałam w domu? A co go to do cholery.... a zresztą nie ważne, nie miałam teraz czasu się nad tym zastanawiać musiałam jechać na komendę.
Weszłam do mieszkania i wskoczyłam pod prysznic, związałam włosy w kucyk, ubrałam na szybko czarne eleganckie spodnie i do tego zwykły biały T–shirt w serek i na to narzuciłam ramoneskę a na stopy ubrałam czarne lekko mieniące się botki na dość wysokim obcasie, były jednymi z moich ulubionych. W pośpiechu nawet nie jedząc śniadania pojechałam nadal moim ulubionym środkiem transportu na komendę. Auto było już do odebrania, ale nie miałam na to czasu, teraz ważniejsze było śledztwo. W normalnej sytuacji poprosiłabym Williama, ale ze względu na to że nie chciał mnie oglądać nie miałam odwagi go poprosić, tym bardziej że tamten warsztat był jego pomysłem, a tak się składało że znajdywał się na drugim końcu miasta. Dupek, to wszystko jego wina. Skończyłam obwinianie mężczyzny kiedy znalazłam się pod budynkiem.
Wbiegłam szybko na komendę, niemal łamiąc sobie nogi, wszyscy siedzieli jak na szpilkach jakby chcieli z jednej strony żeby telefon zadzwonił z informacja o morderstwie, ale z drugiej strony ciesząc się, bo nie było trupa i nie zginęła kolejna bezbronna dziewczyna, a my nie mogliśmy jej pomoc.
- Rozumiem, że nadal nic? – zapytałam ledwo co wychylając się zza zakrętu.
- Nic, jest już ponad 72h, nadal nie mamy zawiadomienia. – powiedział Robinson, który również znajdywał się z nami w pomieszczeniu.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...