Rozdział 35 - Alkohol i wyznania to złe połączenie - Lilianna

363 12 0
                                    


Nie wiedziałam już czy jestem tak bardzo głupia czy tak bardzo naiwna. Jeszcze rano miałam całkiem dobry humor, a teraz byłam na skraju płaczu. Chyba wszystko zaczęło się we mnie kumulować i zwyczajnie szukało w końcu upustu i wytchnienia.

Nie wiem jakim cudem udało mi się wyciągnąć od Mii adres jej brata, ale zdobyłam go. Właśnie zaparkowałam samochód po jego apartamentem. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dnia, w którym się ze sobą przespaliśmy. Jemu widocznie ta noc był obojętna, a ja zrobiłam sobie tylko cholerną nadzieje, a ta obojętność z jego strony bolała jeszcze bardziej. W szczególności kiedy wpadaliśmy na siebie między innymi na komendzie, a on wzrokiem uciekał wszędzie byle tylko nie spoglądać na mnie. Zdawałam się tym nie przejmować, ale to bolało. Latałam z kwiatka na kwiatek, bo kiedy był przy mnie William nie myślałam o nim, zaś kiedy kręcił się przy mnie Nate nie myślałam o Williamie. Ale on nie chciał mnie znać, wiec znowu przyleciałam do kolejnego mężczyzny, który ma mnie gdzieś. Boże jaka ja byłam durna. Mimo, że to wiedziałam to nie przeszkodziło mi w stanięciu przed jego drzwiami i czekając aż mi otworzy.

I tak się stało po kilkunastu sekundach drzwi się uchyliły a przede mną stał Nate w rozpiętej białej koszuli i mokrych włosach. Wyglądał jakby się gdzieś wybierał.

- Lilianna? – zapytał zaskoczony. – Co ty tu robisz?

- Musimy porozmawiać.

- Skąd masz mój adres? – zapytał, lecz zanim zdążyłam odpowiedzieć sam sobie udzielił odpowiedzi na własne pytanie. – Ah zapewne Mia. Genialnie.

- To nie jest ważne, kto dał mi adres. Muszę z Tobą porozmawiać.

- Wydaje mi się, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wybacz, ale śpieszę się. – odparł całkowicie mnie zbywając i złapał za klamkę chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem. Wsunęłam swoją stopę pomiędzy drzwi i framugę, nie pozwalając by zamknął a następnie ruchem stopy otworzyłam je z powrotem.

- Nate przestań zachowywać się jak dziecko, porozmawiajmy jak dorośli ludzie. – syknęłam w jego kierunku. Czy naprawdę aż tak mnie nienawidził, że nie mógł nawet ze mną porozmawiać przez pięć minut.

Złapał mnie za dłoń i pociągnął do środka. No tak przecież przyszła rozhisteryzowana Lilianna, lepiej żeby nikt nie słyszał z sąsiadów jak wielkim dupkiem jest. Nadal będzie zgrywał idealnego pana prawnika pod tym swoim durnym i tandetnym garniturem.

Wepchnął mnie do środka i zamknął szybko drzwi. Odwróciłam się w jego stronę i on zrobił to samo.

- Posłuchaj mnie. – zagroził palcem robiąc krok w moja stronę. – To ty zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Powiedziałem Ci jasno i wyraźnie, że między nami nic nie ma i nie będzie. Czy moje instrukcje nie były zbyt jasne? – nawrzeszczał na mnie podniesionym i kpiącym tonem.

- Ale Nate...

- Co Nate? Co Nate? – powtórzył moje słowa tym samym mi przerywając. – Nigdy Cie nie kochałem i nigdy Cię nie pokocham. – powiedział dosadnie raniąc mnie jeszcze bardziej. Już nie dałam rady powstrzymywać cisnących się do moich oczu łez. Zranił mnie celowo, bym w końcu dała mu spokój.

- To dlaczego byłeś ze mną przez cały ten cholerny rok i robiłeś mi nadzieję? – wykrzyczałam przez łzy. – Wiedziałeś, że mi zależy. Tyle razy mówiłam jak bardzo Cię kocham, a mimo to i tak brnąłeś w to dalej? – tym razem mówiłam już szeptem.

- Nie planowałem tam zostać Lilianno, byłaś tylko chwilą zwątpienia.

I wszystko w co tak bardzo wierzyłam, w tym momencie zgasło. Byłaś tylko chwilą zwątpienia te słowa rozchodziły się w mojej głowie jak mantra. Słyszałam tylko te cztery szczególne słowa. Bawił się mną, bo wiedział że i tak wyjedzie. Nie kochał mnie, bo gdy ja za każdym razem mu to powtarzałam, on tylko się uśmiechał i mnie całował aby nie musiał odpowiadać. Nigdy nie byłam dla niego nikim ważnym.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz