Od czasu zawieszenia Mii, atmosfera zarówno na komendzie jak i poza nią była napięta. Wszyscy byli jeszcze bardziej zmobilizowani, aby znaleźć tego drania. Kim on był i jaki miał motyw, co mogło siedzieć w tej jego porypanej głowie. Tacy byli najgorsi, głównie Ci, którzy nie zostawiają po sobie śladów i milczą przez cały czas, bo nigdy nie wiadomo kiedy zdecyduje się uderzyć ponownie. Był spokojny i opanowany, wszystko dopracowane nawet w najmniejszym szczególe. Ciche działanie jest gorsze od rosnącego chaosu. Jak ktoś działa chaotycznie, nerwowo i głośno jesteśmy w stanie przewidzieć jego następnie działanie, zaś w tym przypadku mogliśmy tylko czekać, aż wymknie mu się coś z pod kontroli i zacznie popełniać błędy. Nawet wydział narkotykowy pomagał nam przy sprawie, aktualnie nie mieli żadnych spraw trzeciego stopnia, więc mogli co nieco nam pomóc, oprócz narkotykowego do sprawy dołączyli również federalni. Tak to chyba jest, że nie ważne w jakim kraju, miejscu czy też stanie się jest, ich się po prostu nie da lubić, a tego całego Parkera i jego przydupasa już szczególnie. Panoszyli się jakby postradali wszelkie rozumy, a kto wie może i nawet tak było. Byłam wściekła na Mię, że nic nikomu o tym nie powiedziała a tym bardziej mnie, może nie byłyśmy wspaniałymi przyjaciółkami, ale naprawdę zależało mi na jej dobru, a przede wszystkimi byłyśmy partnerkami, mogłyśmy same coś wymyślić, zanim agent dupek pójdzie i poskarży się naszemu komendantowi. Jezu działał mi na nerwy, nie wiem jak Mia mogła z nim spędzać chociażby jedną minutę w jakimkolwiek pomieszczeniu, ja już po pięciu sekundach miałam ochotę se strzelić w łeb. Byłam na dziewczynę wściekła, już nawet nie o to, że mi nie powiedziała, tylko że mi nie zaufała.
Pierwszą zasadą partnerowania jest zaufanie, i trochę się na tym zawiodłam. Z jednej strony rozumiałam ją, bo była podobna do mnie, udawała, że sama sobie z tym poradzi, ale do cholery przecież nie była twarda jak kamień i niezniszczalna. Także o to w ten sposób, zostałam sama bez partnerki, aktualnie jeszcze bez samochodu, więc musiałam codziennie jeździć uberem z jakimiś podejrzanymi typkami, nienawidziłam tego transportu, ale niestety on był najszybszy i najtańszy, a moja kieszeń miała w najbliższym czasie nieco zbiednieć. Umówiłam się z Masonem na odnowienie mieszkania. Chciałam tam zmienić wszystko wiec na pewno będzie to sporo kosztować.
Właśnie siedziałam przy swoim biurku na komendzie i przeglądałam raporty sprawy, kiedy dostałam wiadomości. Podniosłam telefon i spojrzałam na ekran.
Od William Jefferson: Martin McKenzie.
Pomyślałam, że to dane tego dilera, o którym mówił Ahston. Za chwilę ponownie dostałam wiadomość tym razem zdjęcia. Jednak jeżeli to był ten diler to absolutnie go nie przypominał. Zdjęcie przedstawiało postawnego mężczyznę może koło trzydziestki. Jego głowę pokrywały brązowe krótkie włosy z lekkim zarostem. Oczy czarne jak węgiel, z których nie dało się nic wyczytać. I ta ilość tatuaży, miał ich naprawdę sporo. Z pod czarnego T– shirtu wylewały się różne czarne wzory, jego krtań i szyja również zostały pokryte czarnym tuszem. I mimo, że przez to wyglądał dość upiornie to pasowało to do niego. Przypominał raczej gościa, który lubi wydawać sporą ilość pieniędzy na bzdury i ma ich pod dostatkiem niż na kogoś kto zarabia na handlowaniu w miejscowym klubie, lecz pozory lubią mylić. Nie oceniaj książki po okładce, bo czasem się idzie naprawdę pomylić.
Jednak kiedy przypomniałam sobie o Jennifer jednej z naszych ofiar i to, że się spotykali. Całkowicie do siebie nie pasowali. Ona drobna, poukładana z planami na przyszłość. Ten typ raczej nie gustuje w takich dziewczynach, wiec od razu coś mi tu śmierdziało. Musiało łączyć ich coś konkretnego i nie miałam tu na myśli tylko wspólnych imprez i narkotyków. Może ją szantażował albo wiedział o czymś o czym nikt inny nie powinien się dowiedzieć. Mimo wszystko coś tu nie grało, niby się spotykali ale nikt nigdy nie wspomniał o nim na przesłuchaniu.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...