Rozdział 21 - On chyba jednak jest człowiekiem- Lilianna

411 16 0
                                    

Siedziałam na komendzie i nie mogłam na niczym się skupić. Byłam całkowicie rozbita. Z jednej strony sprawa, której nie mogłyśmy rozwiązać, a z drugiej strony Nate. Nie wiedziałam czy byłam bardziej wściekła na niego czy na siebie. Wyraził się jasno. On się nie zmieni nawet dla mnie. Nigdy mnie kochał, byłam tylko przygodą. I teraz potraktował mnie dosłownie jak zabawkę. Przecież nie zrobił niczego, czego bym nie chciała. Z taką różnica, że dla niego to nie znaczyło nic, a dla mnie to było wszystko. Kiedy obudziłam się rano i zastałam puste łóżko zostałam zraniona dwukrotnie. To było gorsze niż przyłapanie go na zdradzie, bo tamto można było jakoś wytłumaczyć, lecz ucieczki w środku nocy się nie dało. Po prostu dostał to co chciał i poszedł. Nie liczyłam, że zostanie i obdarzy mnie swoim pięknym uśmiechem, zjemy śniadanie w łóżku i inne rzeczy, które robią ze sobą zakochane pary. Liczyłam jednak na to, że zostanie i wszystko sobie wyjaśnimy. W końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi, jak widać nie do końca. Bo wolał uciec i schować głowę w piasek.

Dochodziła godzina dwunasta. Od dobrych czterech godzin przeglądałam wszystkie dokumenty związane z tymi dwoma morderstwami, próbując znaleźć jakiekolwiek wspólne powiązania między jednym a drugim, ale oprócz tego, że obydwie ofiary zginęły w niemal identyczny sposób, było to odwzorowane dosłownie jeden do jednego, oprócz tego jedyne co je ze sobą łączyło był kolor włosów i podobna budowa ciała, ale nic poza tym. Były to dwie przypadkowe dziewczyny, pytanie pozostawało czy przypadkowe tylko dla siebie czy również dla mordercy.

– Masz coś? – zapytałam Mię po raz dwudziesty już dzisiaj, która siedziała naprzeciwko mnie i robiła dosłownie to samo.

– Nadal nic. – odpowiedziała zrezygnowana, na co pokiwałam tylko głową wracając do swoich czynności.

Zastanawiałam się, skoro pomiędzy jednym morderstwem a drugim minęły 72h, to oznaczało, że jutro znowu minie ten czas, jeżeli znowu zginie jakaś dziewczyna będziemy niemal pewne, że jest to seria zabójstw, tylko z jakiego do cholery powodu. My sobie siedzimy pijemy, kawę, rozmawiamy, a tam znowu gdzieś miałaby zginąć kolejna dziewczyna. Nie chciałam sobie tego wyobrażać i dopuszczać do siebie, ale to było całkiem prawdopodobne. Byliśmy bezradni, a przestępca był nieosiągalny i bez karny. Los Angeles liczyło niemal 4 miliony ludzi, w jaki sposób mieliśmy przewidzieć, gdzie uderzy. Oczywiście moglibyśmy kierować się tym, że ofiarą może być kobieta o rudych włosach, ale to nadal było niemożliwe.

Musiałam się rozruszać, bo siedzenie od kilku godzin mnie zdołowało jeszcze bardziej, a spoglądanie na Mię, która miała takie same oczy jak swój brat mnie dobijały. Uwielbiałam te dziewczynę, była naprawdę świetna, ale była też tak cholernie podobna do swojego brata. To było zbyt świeże. Nie mogłam inaczej, dlatego unikałam jej wzrokiem jak tylko się dało. Ona sama nie była jakaś wyjątkowo rozmowna, co było mi trochę na rękę.

– Chcesz kawę? – spytałam nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego.

– Nie dziękuje, już nie mogę na nią patrzeć. – powiedziała, a ja ruszyłam do pomieszczenia socjalnego, zrobić sobie trzecią już dziś kawę. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Zamiast kawy nie pogardziłabym jakimiś procentami, żeby uwolniły moje myśli.

Ruszyłam do ekspresu i oczywiście to na mnie trafiło, że ekspres był niezdolny do użytkowania. Zapchane fusy z kawy, pojemnik na wodę pusty i mleko się skończyło. Wymagał wszystkiego, aby wydał mi kawę, która i tak nie była zbyt fenomenalna. Jeżeli chodziło o cierpliwość, byłam ostatnią osobą na ziemi, którą ją miała, ale udało się. Nalałam wodę, znalazłam mleko i wyczyściłam pojemnik biorąc powolne i spokojne wdechy. Przysięgam, że jestem na skraju wytrzymania nerwowego i lepiej, żeby nikt tu nie wszedł, bo nie ręczę za siebie.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz