Rozdział 37 - To koniec wszystkiego - William

332 13 0
                                    


Siedziałem właśnie na komendzie z zamiarem jej opuszczenia, bo było już cholernie późno. Zabrałem marynarkę z oparcia fotela i wyciągnąłem z niej telefon. Kiedy zerknąłem na wyświetlacz, byłem nieco zdziwiony i zdezorientowany. Był zasypany wiadomościami od Lilianny, czy ona kurwa była pijana, to niemożliwe żeby o trzeźwym umyśle, była na tyle odważna by wypisywać do mnie takie teksty, a już tym bardziej po tym co jej powiedziałem. Nie bawiąc się w odpisywanie, zacząłem do niej wydzwaniać jak szalony, jednak nie odebrała za żadnym pieprzonym razem, więc zostałem zmuszony do odpisania na tych kilkanaście zabawnych treści.

W co ona ze mną pogrywa, jeżeli chciała wymusić we mnie jakieś wyrzuty sumienia to źle trafiła. Ruszyłem do wyjścia z komendy kierując się do swojego BMW, postanowiłem pojechać pod jej mieszkanie i sprawdzić czy wszystko w porządku. Nadal byłem na nią wściekły, ale musiałem się upewnić, że jest z nią wszystko dobrze i grzecznie śpi w swoim łóżku sądząc po tym, że musiała być nieźle pijana. Na punkcie bezpieczeństwa byłem po prostu zwyczajnie przeczulony i wolałem zapobiegać od razu. Kiedy podjechałem pod jej blok większość świateł w mieszkaniach było pozagaszanych tylko w jakiś pojedynczych okna świeciło się światło. Nic dziwnego dochodziła pierwsza w nocy, był środek tygodnia.

Wysiadłem z samochodu i wszedłem do środka udając się do recepcji

– Dobry wieczór. – odparłem do młodej dziewczyny siedzącej za blatem. – Czy Pani z pod numeru 307 jest może w mieszkaniu? – zapytałem tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co recepcjonistka spojrzała na mnie zastanawiając się czy powinna mi udzielić w ogóle takiej informacji. – Chodzi o Liliannę? – zapytała, upewniając się, czy aby na pewno wiem kogo szukam.

– Tak.

– Wyszła jakieś cztery godziny temu, z tego co zrozumiałam szła na jakąś imprezę. – powiedziała dziewczyna i nie wiem czy zdziwiło mnie to, że wiedziała mniej więcej gdzie poszła, czy że Lilianna urządzała sobie pogawędki i zwierzała się gdzie idzie nawet recepcjonistce.

To była jej cholerna wada, że z wszystkimi zawsze gadała i nie umiała trzymać języka za zębami, kiedyś się na tym przejedzie.

– Rozumiem, że jeszcze nie wróciła? – pokiwała głową utwierdzając mnie w tym.

Podziękowałem kobiecie i odszedłem w tym samym kierunku, z którego niedawno przyszedłem. Wsiadłem do samochodu i wyciągnąłem telefon, próbowałem namierzyć telefon dziewczyny, co nie było zbyt trudne, a zhakowanie jej telefonu to bułka z masłem. Już parę minut później wiedziałem gdzie jest, była na imprezie w środku tygodnia. Zastanawiałem się co za debile organizują w ogóle takie imprezy, a tym bardziej kto na nie przychodzi. Jednak zdziwiłem się kiedy zajechałem pod klub, a tym bardziej kiedy do niego wszedłem, było tu tysiące ludzi, a większość z nich już ledwo kontaktowała. Kurwa. O ile jeszcze tutaj jest to jak szukania igły w stogu siana. Byłem w tym klubie kilka razy więc wiedziałem, gdzie iść aby znaleźć bar. Podszedłem do barmanów i pokazałem zdjęcie dziewczyny czy może ją widzieli, jeden z barmanów powiedział że poszła z jakimś mężczyzną chyba w stronę parkietu albo wyjścia. Kiedy już odchodziłem od baru, zatrzymał mnie jeszcze:

– Jeżeli to Pana dziewczyna, to zostawiła tu torebkę. – powiedział i wyciągnął zza lady małą czarno złotą torebkę. No cudnie po prostu, jeszcze tego brakowało, żeby zgubiła telefon i dokumenty. – Nawet nie otwierałem, tylko od razu schowałem, mając nadzieję że zguba po nią wróci. – dodał podając mi ją do ręki, po czym odszedł do kobiety, która zaczęła coś krzyczeć.

Narzuciłem sobie torebkę na ramie i jak debil chodziłem z nią po parkiecie szukając Lilianny. Jak ją znajdę to chyba ją rozszarpie. Dość, że wyglądałem jak pajac z damską torebką na ramieniu to jeszcze nigdzie nie było jej widać. Kurewsko odpowiedzialne zachowanie, zostawić swoje rzeczy bez opieki i latać pijanym po klubie. Mądre.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz