Rozdział 4 - Naszyjnik od Tiffany'ego - Mia

600 25 0
                                    

Mój głęboki i cudowny sen przerwał nagle dźwięk dzwoniącego telefonu. Bez otwierania oczu, zgarnęłam włosy delikatnym ruchem z twarzy i po omacku ściągnęłam telefon z nocnej szafki. Nie zamierzałam sprawdzać kto to, więc przedstawiłam się nazwiskiem odbierając połączenie:

- Reed.

- REED – powtórzył głos w słuchawce. - Co tak poważnie witasz ukochanego braciszka, mała? – dodał po chwili namysłu mój brat.

- Czy ty wiesz która godzina? – zapytałam zaspanym głosem poprawiając poduszkę pod głową. On dużo częściej udawał rannego ptaszka, w przeciwieństwie do mnie.

- Ja wiem ale ty chyba nie. Jest już południe. Nie mów mi że cię właśnie obudziłem – powiedział złośliwie jak to miał w naturze.

- O CHOLERA! - krzyknęłam otwierając gwałtownie oczy i podciągając się na łóżku do pozycji siedzącej, jednak nie wychodząc spod kołdry. Jak zaspać to zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Do tego to jednak mam talent.

-Dzwoniłaś do mnie wczoraj ale miałem no.... Kryzys, drobny... ale to nie ważne. Co się stało? – zapytał zatroskanym głosem.

-Skąd pomysł że coś się stało. Może dzwoniłam po prostu zobaczyć co u ciebie słychać? – odparłam z nutką pretensji w głosie, bo chyba jednak miałam nadzieję, że nie oddzwoni i nie będzie dopytywać co się wydarzyło.

- Ja w porównaniu do ciebie odczytuję wiadomości na poczcie głosowej- cholera – „Nigdy cię nie ma kiedy jesteś potrzebny"? A więc, co się stało?! – zapytał zirytowany drążąc temat, bo przecież jego wewnętrzna ciekawość nie pozwoli mu odpuścić. Tak, to już ma w naturze. W zasadzie tak samo jak ja.

- No... - zaczęłam nierównym głosem, licząc na to, że jednak wpadnie mi jakaś wymówka na szybko do głowy, jednak jak nigdy, absolutnie nic nie przeszło mi do głowy. – Zerwałam z Thomasem. – wypaliłam bez dłuższego zastanawiania się.

Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi w słuchawce a jedynie głuchą ciszę, przez dobrych paręnaście sekund, aż zrobiło się wyjątkowo nie zręcznie.

- Dlaczego? Co odwalił? – zapytał zdenerwowanym i już zdecydowanie bardziej poważnym głosem.

- Zdradził mnie – powiedziałam wprost nie owijając w bawełnę i oczekując bardzo emocjonalnej reakcji na moje wyznanie. Zwlekając się z łóżka w kierunku kuchni, aby włączyć ekspres i zrobić sobie poranną, albo raczej popołudniową kawę.

- A to chuj. – Przeklął mój brat w słuchawce po chwili namysłu dodając – mam go znaleźć i zastosować wobec niego jakiś kruczek prawny? Albo zaprzyjaźnić go z moim mocnym prawym sierpowym? Wiesz mała, nie przejmuj się tym dupkiem, znajdziesz kogoś lepszego, jak będzie trzeba to ci pomogę. A następnego swojego faceta masz mi przedstawić po tygodniu waszej znajomość, żebym mógł gromadzić na niego haki. Mówię śmiertelnie poważnie. – Czułam się jak na jakimś kazaniu, jak tylko wdał się w dłuższy wywód na temat moich życiowych wyborów. Jako dorosły człowiek dokładnie rozumiesz, że ksiądz w kościele każe przestrzegać przykazań, czynić dobro i nie grzeszyć. Ale na litość boską, czy ktokolwiek go słucha? Ja się zwykle zastanawiam, na kogo spadnie żyrandol z sufitu. Aż wstyd się przyznać.

- Jestem dorosła. Dziękuję, za twoje dobre rady prosto z serca, którego wielu twierdzi że nie posiadasz – dogryzłam mu i po chwili dodałam - może gdybyś wczoraj odebrał, agent Parker nie musiałby mnie w środku nocy odwozić do domu – odparłam, sugerując że jego kumpel zachował się jak na dorosłego mężczyznę przystało.

- Wczoraj to ja parę swoich spraw zjebałem i muszę wyjść z nich jakoś teraz z klasą. Dawno w taki nietaktowny sposób nie zakończyłem znajomości – przerwał, jakby dopiero teraz rozumiejąc co właśnie powiedziałam – Zaczekaj, dlaczego Parker odwoził cię do domu? – zapytał zdenerwowany.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz