Rozdział 13 - Wolałam pieska... - Mia

392 18 1
                                    

- Tak Mamo, Nate mi przekazał, że dzisiaj mamy się stawić na kolacji, postaramy się nie być zbyt późno. Do zobaczenia! – Powiedziałam rozłączając się i wychodząc z windy.

Moja mam uparła się, że mamy przyjść dzisiaj z bratem na obiad. Była rozczarowana, że od dłuższego czasu unikałam wspólnych rozmów i nie chciałam nic powiedzieć na temat rozstania z Thomasem, a Nate o swoich przygodach i wyczynach w Chicago. W końcu postawiła go pod ścianą i zmusiła, że albo przyjedziemy albo zacznie nas odwiedzać w pracy. A to nie wchodziło w grę.

Zmierzałam w stronę prosektorium, aby sprawdzić czy Melindzie udało się czegoś jeszcze dowiedzieć. Zawsze dzwoni jak się coś znajdzie, a że milczy od dobrych pięciu godzin, sądziłam że ta sprawa może być trudniejsze niż mogło nam się wydawać.

Laboratorium mieściło się w piwnicy, było tutaj zawsze zimno. Jakby absolutnie nie dziwiło mnie dlaczego, klimatyzacja jest ustawiona na poziom „lodówka" ale na korytarzu mogło być trochę cieplej. Tutaj nie trzymali trupów. Chyba.

Przeszłam długi korytarz oświetlony zimnym, jasnym światłem, które przeszywało na wylot i skręciłam w lewo docierając do dużych podwójnych drzwi z napisem „Prosektorium".

W pomieszczeniu była charakterystyczna ściana z wieloma małym drzwiczkami. Była to tak zwana przez nas „lodówka dla truposzy", na samą myśl o jej zawartości zbierało mi się na mdłości. Pod ścianą stało biurko i szafka z szufladami na dokumenty. Obok stała mała, przeszklona lodówka, w której zwykle były różne próbki do badań. Wyrzucałam z głowy zawsze myśl, że potrafili tam trzymać wodę do picia, albo czasem nawet jedzenie. Obrzydliwe. Na środku pomieszczenia stały trzy stoły, na których „pacjenci" byli poddawani badaniom, przy każdym z nich był metalowy stolik na kółkach i wysoka lampa z tak samo zimnym światłem jak to na korytarzu.

Tylko jeden ze stołów był aktualnie zajęty.

Panowała tu okropna aura. Smutna i przygnębiająca. Nie wiem jak Melinda mogła tu pracować. Była profesjonalistką w swoim fachu i zawsze sprawdzała najdrobniejszy szczegół. Ale żeby siedzieć tu przez 8h dziennie. Nigdy w życiu. Za żadne miliony, a wcale w milionach tutaj nie płacą.

Kobiety jednak nie było w pomieszczeniu, musiała na chwilę wyjść. Czułam się tu dość nie swojo sama, bo nawet kiedy tu była nie znosiłam tu przychodzić.

- Melinda? – zawołałam łudząc się, że może gdzieś się jednak ukrywa ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.

Podeszłam do stołu na którym leżała nasza ofiara. Wyglądała jakby naprawdę spała. Nie licząc tych wszystkich śladów już zaczętej sekcji. Tak bardzo cierpiała. Przetarłam dłonią policzek i poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Nie wiem dlaczego. Nigdy tak nie miałam. Teraz chociaż już się jej nic nie stanie. Jest już bezpieczna.

Te młode ofiary zawsze wywoływały więcej emocji. W szczególności, kiedy były młodsze ode mnie. Bardzo mnie to męczyło. A te kwiatki, to na pewno ktoś kto ją znał. Były chłopak? Cichy wielbiciel? Stalker? A może psychopatyczny morderca? Nie no z tym ostatnim chyba mnie trochę poniosło. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na dziewczynę i postanowiłam wyjść z tego okropnego miejsca skoro nikogo tu nie było. A przynajmniej nikogo żywego.

Otworzyłam drzwi i wyszłam z pomieszczenia. Oparłam się o ścianę biorąc przy tym głęboki oddech, aby się uspokoić. Coś jest bardzo nie typowego w tej sprawie, jeszcze nie wiem co. Ale się dowiem. Poprawiłam ubranie i przetarłam łzę, która właśnie spłynęła mi po policzku. Ruszyłam w stronę windy, gdy jednak z zza zakrętu nagle wyłoniła się Melinda.

-No proszę, kto tu już ucieka? – zapytała wesołym głosem, wkładając do kieszeni roboczego fartuchu swój telefon.

- Przyszłam tylko sprawdzić czy znalazłaś coś nowego, niestety cię nie zastałam...

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz