Kiedy się obudziłam, nie było go w łóżku, jednak to było jego mieszkanie, więc na pewno gdzieś jest. Postanowiłam zamknąć oczy jeszcze choćby na moment.
Wydarzenia z wczorajszego wieczoru wciąż dzwoniły z tyłu mojej głowy. Z każdą myślą powracały uczucia, strach... Te obleśne dłonie, nóż na moim policzku, niesamowity ból palący przełyk z braku powietrza i ten jego obrzydliwy język w moich ustach. Na samo wspomnienie skrzywiłam się i pokręciłam głową, chcąc wyrzucić te wszystkie wydarzenia z głowy raz na zawsze. Skończyło się dobrze, chociaż imię Martin McKenzie, będzie wywoływać dreszcz na mojej skórze i przywoływać to okropne wspomnienia, to tak naprawdę, nic nie zdążyli zrobić, na całe szczęście. Nie zamierzam rozmyślać nad tym co by było gdyby, bo to niczego nie zmieni. FBI miało genialne wyczucie czasu, no i Jefferson... Chociaż przez chwilę seryjny morderca nie był moim największym problemem... tylko inny psychopatyczny gangster. Nauczka na przyszłość została, zapamiętam ją na zawsze.
Zapewne czeka mnie też poważna rozmowa z Parkerem. Będę mu zawsze wdzięczna za ratunek, bo wiem że postawili całą ekipę i nie tylko na nogi, żeby znaleźć nas żywe, a także za to że sprawił, że poczułam się bezpiecznie, że zabrał mnie do siebie, faktycznie trochę pozwoliło mi to odetchnąć.
Głos mężczyzny przerwał mi próbę ponownej drzemki, a zapach aromatycznej kawy momentalnie pobudził do życia.
- Naprawdę, nie chciałbym cię budzić, ale muszę iść niedługo do pracy. – powiedział spokojnym głosem Justin, siadając na brzegu łóżka z dwoma kubkami kawy. Podciągnęłam się do pozycji siedzącej i wzięłam kubek, który wystawił w moją stronę.
- Dziękuje. – odparłam i wzięłam łyk ciepłej kawy.
- Mia... - zaczął niepewnym głosem.
- Wiem, musimy porozmawiać. Więc rozmawiajmy.
- Cóż... To... to co się wydarzyło wczoraj, mam nadzieję, że szybko zdążysz o tym zapomnieć. Widziałem twoje obrażenia, znam jego metody i potrafiłem sobie wszystko poskładać do kupy. Strasznie mi przykro, że znalazłyście w tak chujowym położeniu. – przerwał na moment biorąc łyk ze swojego kubka. – Wiem, że nie miałyście pojęcia, jak to się może skończyć. Ale błagam, do jasnej cholery nie sprawdzaj nic takiego na własną rękę, bo następnym razem może się to nie skończyć tylko na paru sinikach czy draśnięciach i nie miłych wspomnieniach. Obiecaj mi. – zażądał abym dała mu słowo, którego nie mogę przewidzieć czy będę potrafiła dotrzymać.
- Obiecuje, ale... - nie dał mi dokończyć.
- No właśnie ale... ale mam bardzo dużo rzeczy do przemyślenia, spraw, którymi muszę się zająć. – powiedział to w taki sposób, jakby żył tylko pracę, chyba nie to miał na myśli. – Zależy mi na tobie i twoim bezpieczeństwie. Jesteś naprawdę dla mnie bardzo ważna i zawsze będziesz. Zawsze możesz na mnie liczyć, ale nie chce cię przetrzymywać w niepewności, niepewności co do siebie i moich uczuć, bo sam ich nie rozumiem. Bądźmy przyjaciółmi, którzy zawsze mogą na siebie liczyć. Jeśli kiedyś przyjdzie dla nas czas, to na pewno w odpowiednim momencie to dostrzeżemy. – Rozumiałam o co mu chodzi, też mi na nim zależało, ale tak naprawdę nie wiem w jakim sensie, też potrzebuje to przemyśleć. Nigdzie nam się nie śpieszy. – Żyjmy dalej w swoim tempie. – dodał po chwili.
- Rozumiem i chociaż nie chętnie to w pełni się z tobą zgadzam, tylko.... – urwałam niepewnym głosem.
- Tylko? – zapytał unosząc pytająco brew.
- Tylko czy to znaczy, że musze ci oddać koszulę? – zapytałam robiąc smutnie przesłodzoną minę...
- Haha... – zaśmiał się. - Nie musisz mi jej oddawać, możesz ją zatrzymać... - odpowiedział z uśmiechem.
Dopiliśmy kawę, a potem pobiegłam się przebrać. Parker odwiózł mnie do domu, po drodze zahaczyliśmy jednak o śniadanie w Starbucks, bo z tego pośpiechu nie pomyśleliśmy wcześniej i jedzeniu.
Może tak będzie lepiej, oboje potrzebujemy czasu. Co nie oznacza że musimy się unikać. Możemy zachować się jak dorośli ludzie i dać sobie czas, a nawet prowadzić po ludzku konwersacje.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Misterio / SuspensoKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...