Kolejna wygrana sprawa. Chyba się już do tego przyzwyczaiłem i nie czuje takiej satysfakcji jak wcześniej. Przydałoby mi się jakieś konkretne wyzwanie, ale korporacje rzadko miały na pieńku z mordercami czy czymś takim. Może powinienem się skupić na prawie karnym. Ale nie wiem czy byłbym dobry w bronieniu morderców. Chyba to nie moja bajka.
Zgarnąłem torbę z laptopem z biurka, pożegnałem się z moim klientem i wyszedłem z Sali rozpraw. Ostatnio ciężko pracowałem, potrzebuje jakiegoś odpoczynku, rozerwania się. Powinienem zadzwonić do siostry i sprawdzić co u niej, ale jej partnerka już się pewnie wygadała ze u niej byłem. Nie będę więc wysłuchiwać dogryzania Mii. Ustaliliśmy z Lilianną że będziemy się zachowywać jak dorośli ludzie i mam nadzieje że tak się to utrzyma. W zasadzie cieszę się że są partnerkami, kro jął kto ale one się ze sobą dogadają. Preston jest silna emocjonalnie i nie da sobie „w kasze dmuchać". Co innego moja siostra. Jest zdecydowanie dobra w swojej robocie, ale mam wrażenie, że nie jest do końca świadoma jak bardzo jest niebezpieczna. Większość gliniarzy których znałem miała za sobą jakąś drastyczną sytuacje z tej roboty, nad Mią ktoś wyraźnie czuwał bo na razie włos z głowy jej nie spadł. Oby to się nie zmieniło. Nie zamierzam sam sięgać do broni, chyba że naprawdę będę musiał.
Może powinienem się przejść do jakiegoś klubu, tylko przydałoby się jakieś sensowne towarzystwo. Wyszedłem z budynku sądu, po drodze do samochodu wybrałem numer do jedynej osoby, której towarzystwo nie wyprowadzało mnie z równowagi, mam nadzieję że nie będzie udawać że pracuje.
- Nathan Reed – usłyszałem w słuchawce, odebrał zaledwie po drugim sygnale.
- Justin Parker, kiedy to ostatni raz się widzieliśmy na męskim wypadzie?
- Chyba za nim pojechałeś na podbój Illinois – zaśmiał się, ewidentnie próbując mi coś zasugerować.
- W takim razie co powiesz na spotkanie? Emerson Theatre, o dwudziestej? – zaproponowałem.
- W sumie przyda mi się trochę rozrywki. Do zobaczenia na miejscu. -– powiedział po czym się rozłączył.
No to chociaż będę miał jakieś zajęcie na ten wieczór.
***
Po tym jak wróciłem do domu, żeby wziąć prysznic i się przebrać, ruszyłem prosto do klubu. Jak zwykle pełno tu ludzi, zadzwoniłem jednak od razu po naszej rozmowie żeby zarezerwować stolik, przecież nie będę się martwić tym ze nie mam gdzie siedzieć, kiedy planowałem miło spędzić czas a nie bić się o kanapy w klubie.
Wszedłem do środka i machnąłem do jakiejś kelnerki, żeby wskazała mi zarezerwowany stolik. Klub miał bardzo elegancki i drogi wystrój. Półokrągłe brązowe, skórzane kanapy i metalowe niewielkie stoliki w kolorze starego złota. Przy niektórych były dwie kanapy, przy innych jedna, ja zarezerwowałem ten z jedną bo nie spodziewaliśmy się dodatkowego towarzystwa.
W pomieszczeniu panował półmrok połączony z ciepłym światłem małych lampek ustawionych na stolikach i kilku wiszących lamp. Właśnie też zaczął swój koncert jaki nowatorski kompozytor grający na fortepianie. Gdy tylko usiadłem na kanapie przy naszym zarezerwowanym stoliku zauważyłem wchodzącego do środka Parkera.
Za nim wyjeżdżałem miały włosy ścięte bardzo krótko. A teraz miał bujną czuprynę, która zdecydowanie mu pasowała, chyba nie tylko ja tak uważałem, bo co chwile jakaś laska posyłała mu „subtelny uśmiech". Cholernie subtelny. On jednak je kompletnie olewał, ciekawe dlaczego.
- Pan Mecenas wrócił do swoich danych nawyków? – zaśmiał się siadając na kanapie.
- To jednorazowy wypad. Chyba.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...