Rozdział 36 - Dupek pogania dupka.. - Mia

357 15 0
                                    

Przez cały poranek próbowałam wyrzucić sobie ten idiotyczny pomysł z głowy, ale postanowiłam być dobrą koleżanką i iść pogadać z Jeffersonem. Nie podobało mi się to jak potraktował Liliannę, potrzebowała wsparcia, chociaż przez kilka godzin, mógł ją opieprzyć rano, a nie od razu po czymś takim.

Wiem, że oczekiwanie od Jeffersona, że okaże współczucie albo zrozumienie, było tak bardzo prawdopodobne jak w przypadku Nate'a. Z tym że mój brat miał jakiekolwiek wyczucie.

W przypływie pewności siebie, wciągnęłam czarne obcisłe jeansy, biały elegancki ale luźny sweter i czarne mokasyny, po czym wyszłam z domu zmierzając na posterunek.

Na miejscu jak zwykle, o tej porze kręciło się pełno funkcjonariuszy, wcisnęłam w windzie przycisk siódmego piętra, aby dostać się do narkotykowego. Byłam praktycznie pewna, że Jefferson będzie jak zwykle siedzieć w swoim gabinecie z nosem w stercie papierów, chyba że akurat wybrał się na przechadzkę piętro wyżej. Ostatnio dość często tam zaglądał, wnioskowałam, że to przez moją partnerkę. Jeśli tak było, to teraz na pewno siedzi u siebie, mam nadzieję że moim kazaniem coś wskóram, bo dziewczynie chyba naprawdę zaczęło na nim zależeć.

Kiedy tylko wyszłam z windy, moim oczom ukazał się Thomas Campbell czekający na windę. Oczywiście.

- No dawno się nie widzieliśmy, jak miło. – rzucił w zalotny sposób opierając się łokciem o drzwi windy, blokując tym samym przejście. – Jednak się stęskniłaś? – dodał po chwili.

- Nie... i nie przyszłam do ciebie. – odparłam szorstko zakładając ręce na piersi. Mam nadzieję. że moja zamknięta na konwersacje pozycja zostanie przez niego odpowiednio odebrana i przestanie mi zawracać głowę, za nim stracę resztki mojego przekonania, że powinnam nawciskać Williamowi.

- A szkoda. Tęsknie za tobą. Było nam razem tak dobrze... - stwierdził dwuznacznie, delikatnie zniżając przy tym swój glos i wyciągnął dłoń w stronę mojego policzka. – Te twoje perfumy, chyba zawsze będą doprowadzały mnie do szaleństwa. – Nachylił głowę delikatnie w kierunku mojej szyi, a potem zbliżył usta do mojego ucha. – Założę się, że ty też za mną tęsknisz, tyle bym dał, żeby jeszcze raz, poczuć smak twoich ust. – Zrobiło się trochę nie zręcznie, biorąc pod uwagę miejsce w jakim się znaleźliśmy i to, że absolutnie nie podzielałam, jego żalu po rozstaniu. Postanowiłam, że jemu też pocisnę.

- A ja nie. Wiesz... to trochę tak jak z lubieniem truskawek. – otworzył szerzej oczy nie do końca rozumiejąc do czego dążę. – Twierdzisz, że to twoje ulubione owoce, dopóki nie spróbujesz malin albo poziomek. – dopiero po chwili zrozumiał mój przekaz, mam nadzieję że dosadnie i niech się zastanawia kogo miałam na myśli. Chyba że już się domyśla. Dostałby szału, gdyby się dowiedział co zaszło między mną a Parkerem, bo go nie znosi, unikają się jak ognia. Zszedł mi z przejścia z miną, która mówiła, że uraziłam jego męskie ego. Lata praktyki, w tym akurat mam niezłą wprawę.

Wyminęłam go, czując jednak na swoich plecach jego spojrzenie, znaczy... tłumaczyłam sobie, że czuję je na plecach i poszłam prosto do gabinetu Jeffersona. Miałam nawet w planach zapukać do drzwi, ale nie były zamknięte tylko delikatnie uchylone, więc postanowiłam po prostu wejść.

Mężczyzna, tak jak się tego spodziewałam siedział z głową w papierach. Na jednym krańcu biurka leżała sterta dokumentów, na drugim komputer i kawa, klawiatur była zakryta jakąś teczką, praktycznie na całym biurku panował jeden wielki nieład. William podniósł głowę w moim kierunku, po czym odłożył teczkę z dokumentami, którą przeglądał i oparł głowę o zagłówek swojego fotela.

- Ty tutaj? Zmieniasz facetów jak rękawiczki... Powiedz, który teraz cię pieprzy bo straciłem rachubę? – powiedział kompletnie nie wzruszony swoimi słowami, a ja szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia. – Niby nie jestem zainteresowany, ale może powinienem sprawdzić czym się tak zachwycają... - Teraz, jeszcze bardziej otworzyłam oczy ze zdziwienia, wiedziałam że jest dupkiem, ale że aż takim. Nie rozumiałam o co, tak naprawdę mu chodzi. Chyba że widział sytuacje przy windzie i nie odebrał jej, tak jak powinien.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz