Co mi strzeliło do tego cholernego łba, żeby odwozić ją do domu i jeszcze rzucać takimi tekstami – powiedziałem pod nosem, kiedy tylko drzwi windy się za mną zamknęły i zaczęła zjeżdżać w dół.
No dobra, może i była ładna i cholernie w moim typie, ale byłem na pewno ostatnią osobą którą chciała dzisiaj oglądać a już na pewno wysłuchiwać pustych wymuszonych komplementów. NO DOBRA, nie był wymuszony, ani tym bardziej pusty.
Dla mnie w życiu liczyła się tylko praca. Nie miałem czasu na żadne związki, randki, kwiatki, pluszowe miśki i rzyganie tęczą na myśl o walentynkach. Jeśli już z kimś byłem to zwykle była to jakaś przygoda na jedną noc, no co najwyżej tydzień. Nie pakowałem się w nic głębszego, a związek to marnowanie cennego czasu, który oprócz pracy mogę spędzić z kumplami czy coś.
Pracowałem w narkotykowym kiedy szanowna Pani detektyw zaczynała swoją pracę. Zawsze była bardzo spokojna, wydawała się być wręcz pieprzoną oazą spokoju na środku pustyni. Nie wyglądała na kogoś kto pracuje w wydziale zabójstw. Chodziła w tych swoich butach na obcasie, czy szpilce jak to się tam nazywa, jakby nie wystarczyło jej że już i tak jest wyższa od połowy detektywów na tym komisariacie.
Miała wtedy 24 lata i wyglądała bardziej na bezbronną niż groźną, nie wiedziałem kto ją przyjął do tej roboty, ale musiała mieć niezłe klasyfikacje, poza zupełnie nieadekwatnym wyglądem.
Pewnie nie ma o tym pojęcia ale to dzięki mnie dostała prace w wydziale zabójstw. Zazwyczaj wszyscy zaczynali od narkotykowego, a ona kompletnie się do niego nie nadawała. Ta robota była beznadziejna i cholernie niebezpieczna, sam nie raz dostałem w łeb, dlatego zdecydowałem się przyjąć ofertę pracy w FBI, gdzie polecił mnie mój były szef William Jefferson. Mężczyzna przystał na moją opinię na temat kobiety i powiedział że zasugeruje kapitanowi wydziału zabójstw przyjęcie jej tam, a George Robinson nie miał nic przeciwko temu, oczywiście uznaliśmy wszyscy że nigdy się o tym nie dowie i tak pozostało.
Moja praca wcale nie była bardziej bezpieczna i przyjemna teraz, ale dużo bardziej interesując i ekscytująca. Co ja gadam była w cholerę niebezpieczna czasami ale chyba to w tym lubiłem, a mój partner Christian Anderson to jednocześnie mój dobry kumpel, jemu powierzyłbym swoje życie, już nawet nie raz miałem do tego okazję. Jest do mnie bardzo podobny i charakterem i wyglądem, co prawda ma lepsze poczucie humoru i inny gust co do kobiet – to na całe szczęście – no i był ode mnie niższy o jakiś 5 cm, miał 188 cm wzrostu.
Być może trochę nie świadomie a jednocześnie celowo sprawiłem, że Mia mnie nie znosi – chyba że tak dobrze udaje – odkąd pracowałem w FBI często odbierałem jej sprawy jeśli mieszały się z moimi, albo się wtrącałem i musiała znosić moje towarzystwo. Niesamowitą przyjemność sprawiało mi denerwowanie jej i zmuszanie do szybszego działania. Wycofałem się kiedy zaczęła się spotykać z Campbellem, bo nie znosiłem jego towarzystwa a wpieprzał się co chwile w jej sprawy i to mnie drażniło. Nie żebym ja tego nie robił ale to zupełnie co innego, ja pracuję na stopniu federalnym, a on jest tylko jakimś marnym detektywem – z całym szacunkiem dla wszystkich „świetnych detektywów" oczywiście.
Przez te cztery lata pracy Mia się dość mocno zmieniła, praca ją wiele nauczyła. Nie mogła dać sobą pomiatać, potrafi stawiać na swoim, wyrobiła sobie cięty język i bardzo poważno-groźny wyraz twarzy – mnie bardziej śmieszy ale inni się na to nabierają. Była naprawdę dobra w tym co robi – według statystyk przynajmniej – ale co najważniejsze zawsze starała się doprowadzić sprawę do samego końca i nigdy się nie poddawała, co mi nawet trochę imponowało, ale nie musi o tym wiedzieć.
Pomijając fakt że jest siostrą mojego najlepszego kumpla. Nie jest do niego ani trochę podobna pod względem charakteru. Dwie odległe od siebie wyspy po dwóch różnych częściach tego globu. Rzadko jednak sama w ogóle o tym wspomina, tym bardziej od jakiegoś roku nie ma go w Kalifornii.
CZYTASZ
TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|
Mystery / ThrillerKiedy życie przestaje się układać i rozsypuje na drobne kawałki, które trzeba potem zbierać z ziemi razem z godnością, trzeba znaleźć nowych sojuszników, albo wybaczyć tym z przeszłości - o ile są jeszcze tego warci. Adwokat Nathan Reed nigdy by nie...