***

401 17 0
                                    

Wyszłyśmy z budynku, gdzie miasto powoli zaczynało wracać do życia, samochody włączały się do ruchu, ludzie opuszczali swoje mieszkania i pod kamienicą zrobiło się nie małe zamieszanie. Ludzie jak sępy stały i przyglądały się miejscu. Musieli zaspokoić swoją ludzką ciekawość. Nigdy tego nie rozumiałam, po co ktoś chciał wiedzieć czy właśnie w danym miejscu ktoś zginął, a czy może po prostu była to kolejna interwencja w sprawie przemocy w rodzinie, może kradzież. Dobrze było wiedzieć, jednak niekoniecznie to, że w mieszkaniu obok brutalnie została zamordowana moja sąsiadka, na ich miejscu nie wiedziałabym czy byłabym w stanie spokojnie spać mają świadomość tego, że skoro przytrafiło się to jej, to może następnym razem to będę właśnie ja. Co jeśli byłby to przypadek i morderca postanowił wybrać akurat drzwi na prawo zamiast po lewo. To byłoby cholerne szczęście, jednak świadomość tego była przerażająca. Dlatego niektórych rzeczy lepiej po prostu nie wiedzieć. Niestety taka jest ludzka natura, że wpychają nosy w interesy ludzi, którzy pomocy nie potrzebują, a tylko im zazdroszczą, ale jeżeli komuś dzieje się krzywda uciekają wzrokiem wszędzie byle tylko nie musieć interweniować. Każdy martwił się o siebie, może i słusznie.

- Jedź powoli, będę jechać za Tobą, nie mam ochoty znowu błądzić po tym cudnym mieście – powiedziałam z lekką ironią w głosie na co Mia wybuchnęła śmiechem.

-Tak jest Pani Władzo! – odpowiedziała i mi zasalutowała.

- Taka ze mnie Pani Władza, jak z koziej dupy trąba – powiedziałam na co razem wybuchnełyśmy śmiechem. – Czuję, że będziemy dzisiaj płakać – dodałam po chwili kierując się z dziewczyną na miejsce, w którym zaparkowała, bo było to po drodze do mojego samochodu.

- A żeby to pierwszy raz. – dodała dziewczyna.

Dotarłyśmy do samochodu partnerki ona wsiadła za kierownicy a ja ruszyłam dalej, bo zaparkowałam ulicę dalej. Umówiłyśmy się, że spotkamy się na skrzyżowaniu na końcu ulicy. Podeszłam do swojego samochodu i nie wierzyłam własnym oczom. Jakiś drań bezczelnie zarysował mi pół drzwi samochodu. – Co jest do cholery! – wykrzyczałam sama do siebie.

Tak moje auto nie było pierwszej rewelacji jeździłam Toyotom Corollą, kupiłam ją na szybko od mojego sąsiada, którego poznałam następnego dnia po powrocie z posterunku. Był nim Mason Hill, trzydziestoletni mężczyzna po rozwodzie nie radzący sobie z reklamówkami z zakupami, akurat wchodziłam schodami na swoje piętro, bo nagle winda okazało się, że ma awarię. Mężczyzna robił to samo, szedł parę schodków przede mną, po czym naglę jego reklamówką pękła wyrzucając wszystkie produkty na schody, a te sturlały się po schodach. Był wściekły, a tym bardziej wściekł się ze ktoś widział jego porażkę, i to jeszcze jak się okazało sąsiadka z naprzeciwka. Pomogłam mu z posprzątaniem zakupów i tak od słowa do słowa, przeszliśmy do rozmowy o samochodach, i akurat miał na zbyciu swój stary samochód, który jak to on powiedział dla wyjątkowej sąsiadki może sprzedać po promocyjnej cenie. Tak też na drugi dzień stałam się właścicielką 5-letniej Toyoty Corolli z aktualnie porysowanymi po całej długości drzwiami. Nie chce, być w skórze tego drania, kiedy go znajdę. Odda mi z nawiązka również za poniesione straty psychiczne.

Rozejrzałam się po okolicy, i zobaczyłam kamerę idealnie skierowaną w stronę mojego autka.

- Mam Cię gnoju! – powiedziałam cicho do siebie, żeby nikt nie wziął mnie za wariatkę.

Wsiadłam do auta i skierowałam się w stronę umówionej lokalizacji. Jednak mój humor już został popsuty tego dnia, ode chciało mi się kawy, restauracji i rozmów. Nie mogłam przestać myśleć o wielkiej rysie na moich drzwiach. Jak można być tak bezszczelnym żeby zarysować komuś auto i po prostu sobie odjechać. Jeżeli ten ktoś myślał, że ominą go konsekwencję to jest w głębokim błędzie. Ze mną się nie zadziera a w szczególności, kiedy ktoś rysuje mi moje auto.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz