Rozdział 23 - Czy to popołudnie może trwać dłużej? -Lilianna

353 12 0
                                    


LILIANNA

Te trzy słowa długo nie opuszczały moich myśli „Po prostu mi zaufaj". Człowieku ja czasem nawet samej sobie nie ufałam, a nawet własnej matce, a nagle bez konkretnego powodu miałabym zaufać Tobie, temu który miesza mi w głowie i robi jakieś dziwne podchody. Nie rozumiałam do końca dlaczego mu zaufałam i po prostu z nim pojechała bez żadnego pytania. Może podświadomie wiedziałam, że przecież jest policjantem raczej nie wywiezie mnie do lasu i nie zostawi na pożarcie wilkom. Chociaż kto wie, różne rzeczy się dzieją. To że ktoś jest policjantem nie znaczy, że nie może kogoś zabić. Przecież złodziejem może być również biznesmen mający pieniędzy jak lodu. Moje porównania była zawsze zabawne, ale uważałam że trafiają w sam punkt.

Cała drogę do tego tajemniczego miejsca jechaliśmy w ciszy, nie miałam już ani ochoty ani siły na kolejne słowne potyczki i koperkowe afery z Williamem. Zbliżała się już ósma wieczorem, ze względu na to że była już prawie połowa września, na zewnątrz robiło się coraz szybciej ciemno, a kierujący pojazdem mężczyzna właśnie skręcił w jakąś ciemna nieoświetloną uliczkę. Złapałam się mocniej rączki przy drzwiach a zesztywniałe ciało wbiłam mocniej w fotel. Jezu czy moje myśli stały się prawdą, a on je przewiduje?

– Jeżeli chcesz mnie zamordować wolałabym w bardziej przyjaznych warunkach. – powiedziałam bardzo poważnie, nawet jak na siebie. Owszem byłam glina i ciemne uliczki nie były mi straszne, ale też byłam fanka oglądania kryminalnych seriali, a z doświadczenia wiedziałam, że to nigdy nie kończy się dobrze. Z mojego analizowania sytuacji wyrwał mnie uspokajający głos Williama.

– Wyluzuj, gdybym miał iść siedzieć to za coś wartego grzechu. – powiedział jak gdyby nigdy nic, szczerząc się do siebie jak głupi do sera, a mi zrobiło się gorąco ze stresu. Bo to był stres, prawda? Jezu Lilianno uspokój się. Wdech i wydech. Nagle mężczyzna gwałtownie zahamował przez co prawie poleciałam do przodu, gdyby nie zablokowany pas.

– Musisz tak agresywnie? – zapytałam podirytowana.

–Musisz się znowu czepiać? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie.

– Co tutaj robimy?

– Przeprowadzisz swoje małe przesłuchanie, w końcu obiecałem Ci że to załatwię, a ja dotrzymuję słowa. – powiedział po czym od razu wyszedł z samochodu, opierając się o maskę samochodu i odpalając papierosa.

Dołączyłam do niego po chwili przyjmując podobna pozycje zakładając ręce na klatce piersiowej.

– Nie wiedziałam, że palisz. – stwierdziłam.

– Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. – odpowiedział odwracając głowę w moja stronę i wypuszczając na mnie dym z papierosa, przez chwile nic nie widziałam i zakręciło mi się w głowie, dłońmi rozwiałam białą mgłę i mogłam oddychać dalej.

– Czy ty zorganizowałeś spotkanie w ciemnej uliczce z jakimś podejrzanym typem? – zapytałam doskonale znając odpowiedz, ale chciałam go trochę podręczyć, przyłapałam się na tym że lubiłam to. On chyba też, bo zawsze bez problemu wchodził w te grę.

– Chyba nie sądziłaś, że takie spotkania odbywają się w kawiarni przy kawie i ciastku? – zapytał z kpiną.

– A nie? – zapytałam z wielkim szokiem w oczach, udając że to on pierwszy uświadomił mnie że się myliłam.

Mężczyzna parsknął śmiechem. Staliśmy chwile w ciszy, aż nasza uwagę zwróciły ciężkie kroki zbliżające się coraz bliżej nas. W naszą stronę szedł mężczyzna średniego wzrostu, ubrany był w czarne dresy, na nogach miał adidasy tego samego koloru, a głowę nakrył kapturem z bluzy. Chłopak był młody, może w moim wieku, albo i jeszcze młodszy. Zatrzymał się parę metrów od nas, skinął Williamowi głowa na co ten odpowiedział mu tym samym gestem i spojrzał się w moja stronę, zlustrował się mnie od góry do dołu i lekko się uśmiechnął.

TOWN OF TRAITORS: Town of Angels I |Zakończona|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz