6

1.3K 93 14
                                    

Zephyr

Kiedy obudziłem się o świcie, Adora jeszcze spała. Leżała na plecach, a we śnie koszulka podwinęła jej się tak bardzo, że odsłoniła jej ciążowy brzuszek. 

Przycisnąłem czaszkę do brzucha kobiety, napawając się lekkimi kopnięciami. Już za cztery dni miałem powitać na tym świecie swojego synka. Chłopca, na którego tak bardzo czekałem. Co prawda, początkowo śniłem o dziewczynce, ale mieliśmy z Adorą jeszcze wiele lat na to, aby zmajstrować kolejne dziecko. Na razie musiałem skupić się na niej i na synu, gdyż oni byli w tej chwili dla mnie najważniejsi. 

Jako Arphis, nie mogłem się uśmiechać, aby wyrazić swoje szczęście, ale czułem w brzuchu to przedziwne uczucie. Ostatnim razem czułem je wtedy, gdy moi rodzice zrobili dla mnie przyjęcie urodzinowe. Co prawda, jedynym gościem był Morbius, ale wspominałem te urodziny z piękną nostalgią. To były bowiem ostatnie urodziny z moją rodziną, gdyż potem mama i tata zmarli.

Lub raczej zostali zabici. 

Zszedłem ostrożnie z łóżka i udałem się na dół. Zrobiłem dla Adory śniadanie. Starałem się, aby było jak najbardziej wartościowe i pełne różnych składników. Nie byłem mistrzem kuchni, ale zanim porwałem Adorę, wiele się uczyłem. 

Mimo, że od dawna nie jadłem ludzkiego mięsa, to nie czułem potrzeby, aby zapolować na umarłego człowieka. Moi przyjaciele z wioski to robili, co jakiś czas wkradając się na ludzkie cmentarze, aby posilić się świeżymi ciałami, ale ja odmówiłem sobie tej wątpliwej przyjemności. Morbius mi w tym towarzyszył, choć wiele razy go kusiło, aby udać się do ludzkiego świata. 

Morbius był moim najlepszym przyjacielem. Gdybym go nie miał, pewnie odebrałbym sobie życie po tragicznej śmierci rodziców. Żadnemu dzieciakowi nie życzyłem tego, co przeszedłem ja, gdy moi rodzice zginęli. Zostałem zupełnie sam, płacząc nad ich zmasakrowanymi ciałami. 

Nie powiedziałem wczoraj Adorze całej prawdy. Zamierzałem powiedzieć jej tak wiele, jak to możliwe, ale pewne rzeczy musiałem pominąć. Zrobiłem to dla jej komfortu. Nie chciałem, aby się stresowała. Miałem nadzieję, że już za kilka dni urodzi nam zdrowego chłopca. Nie, żebym potem miał zamiar ją stresować. Nie byłem takim mężczyzną. Jeśli Arphis się zakochiwał, to na zabój. Nie miałem najmniejszych wątpliwości co do tego, że Adora zostanie ze mną na zawsze.

Kiedy skończyłem przygotowywać śniadanie, wyszedłem na taras. Okazało się, że nasz świat postanowił mnie dziś zaskoczyć. Po raz kolejny w moim ponad trzydziestoletnim życiu.

Przede mną rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok. Widziałem piękny wodospad, którego woda wpływała do imponującego jeziora. Na niebie latały małe smoko-podobne stworzenia. Niektóre Arphisy miały je jako zwierzątka domowe, ale ja chciałem dać im maksymalną wolność, dlatego nigdy żadnego nie złapałem. Choć nie dało się ukryć, że towarzystwo by mi się przydało. 

Zamknąłem drzwi, nie mogąc doczekać się tego, aby po śniadaniu pokazać Adorze ten piękny widok. Moja księżniczka wciąż spała, lecz nie było się czemu dziwić. Wczorajszy dzień był najgorszym dniem w jej dwudziesto-cztero letnim życiu.

Gdy doszło do momentu, w którym skrępowałem nadgarstki kobiety i przywiązałem je do gałęzi drzewa, czułem się jak skurwysyn. Powtarzałem sobie jednak, że musiałem tak to zrobić. Adora nigdy nie oddałaby mi się z własnej woli. Nie zamierzałem stać się gwałcicielem, ale nim właśnie byłem. Odebrałem Adorze dziewictwo w najgorszy możliwy sposób i tego miałem sobie nigdy nie wybaczyć. Musiałem jednak wypieprzyć ją, zanim zabiorę ją do tego świata. Gdyby król wyczuł świeżą ludzką krew, niezwiązaną z krwią Arphisa, od razu ruszyłby do akcji. 

UnderworldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz