30

956 53 4
                                    

Adora

Wyszłam z Caspianem do wioski. Zostawiłam Zephyra z Morbiusem w domku. Mimo, że początkowo Zephyr upierał się, aby iść ze mną, to w końcu chyba wyczuł, że potrzebowałam pobyć ze sobą sam na sam. Cóż, może jednak nie tak do końca sam na sam, skoro za rękę trzymał mnie Caspian. 

Minęło już pięć dni od narodzin syna. Każdy dzień spędzony z nim przepełniony był wieloma emocjami. Nierzadko negatywnymi, ale pozytywne zdecydowanie przeważały.

Chciałam wyjść z Caspianem po prostu na spacer. Nie miałam żadnego celu. Nie chciałam czuć się więźniem we własnym domu. Poza tym, Arphisy przecież nie mogły zrobić mi krzywdy. Owszem, król był nienormalny, łagodnie mówiąc, a ja nie chciałam wchodzić mu w drogę. Nie wiedziałam, czy Zephyr pewnego dnia spełni swoje marzenie, jakim była zemsta na królu Westonie, ale szczerze miałam nadzieję, że nie zrobi tego. Pewnie, chciałam, aby król poniósł karę za to, co zrobił rodzicom Zephyra i jemu samemu, ale nie chciałam, aby Zephyrowi stała się krzywda. Gdyby coś mu się stało, chyba bym tego nie przeżyła. 

Weszliśmy właśnie na główny plac wioski. Dzieci Arphisów bawiły się w fontannie. Pluskały się w wodzie i śmiały się przy tym.

- Mamo, mogę się z nimi pobawić? 

Uśmiechnęłam się do synka. Powoli skinęłam głową. 

- Tylko uważaj na siebie, proszę. Będę obok w razie, gdybyś czegoś potrzebował. 

Caspian zaśmiał się radośnie, po czym przytulił się mocno do moich nóg. 

- Dzięki, mamo. Jesteś najlepsza. 

Stałam w pobliżu fontanny, patrząc na to, jak Caspian poznaje inne dzieci i się z nimi bawi. Zobaczyłam tam nawet tego chłopca, który na początku mojego życia w tej krainie podszedł do mnie i zapytał, czy jestem tym, co Arphisy spożywają. Byłam wówczas przerażona, ale stojąc tu dziś bez Zephyra u boku, nie czułam już takiego strachu. Nie dało się jednak ukryć, że czułam się niekomfortowo, będąc jedynym człowiekiem w świecie pełnym Arphisów. 

Czułam na sobie spojrzenia dorosłych Arphisów, a także ich dzieciaków. Skrzyżowałam ręce na piersi, czując się trochę za bardzo na widoku. 

- Dzień dobry, Adoro. Miło cię widzieć. 

Podskoczyłam w miejscu. Obróciłam głowę w bok i zobaczyłam przy sobie Tamarę. Kobietę, którą poznałam kilka dni temu. Wraz z Zephyrem i Morbiusem odwiedziłam ją i jej męża - Kylena - w ich domu. Wyszłam stamtąd zła na Tamarę i rozżalona. Kobieta wmawiała mi, że powinnam się poddać Zephyrowi i łączącej nas magicznej więzi, a ja wściekłam się na nią i w ogóle się z nią nie pożegnałam. Wiedziałam, że postąpiłam niegrzecznie, ale w tamtej chwili byłam rozzłoszczona i po prostu wystraszona. 

- Witaj, Tamaro. 

Kobieta skinęła do mnie lekko głową. Spojrzała na fontannę i zaśmiała się. 

- Widzę twojego syna. Jest śliczny. Gratulacje, Adoro. 

- Dzięki - odparłam, nie wiedząc, jak powinnam z nią rozmawiać. 

- Adoro, nie chciałam cię wtedy urazić. Jeśli powiedziałam coś, co się zasmuciło...

Machnęłam ręką. 

- Nie, nic z tych rzeczy. To ja zachowałam się żałośnie. Uciekłam od ciebie, choć chciałaś dla mnie dobrze. Przepraszam za moje zachowanie, Tamaro. Po prostu wystraszyłam się twoich słów. Kiedy powiedziałaś mi o więzi i o tym, że będę musiała poddać się Zephyrowi, byłam przerażona. Miałam nadzieję, że to jakiś chory żart, ale... 

UnderworldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz