Zephyr
- Nie jestem gotowa! Nie jestem na to gotowa!
Adora zaczęła rodzić. Stało się to szybciej, niż zakładałem.
Przywołałem do siebie Morbiusa, który dotarł do naszego domku w ciągu niespełna minuty. Arphisy miały to do siebie, że poruszały się bardzo szybko i sprawnie. Przydało się to teraz, gdy rozpaczliwie potrzebowałem pomocy swojego przyjaciela.
Gdy Adorę zaczęły łapać skurcze, rozebrałem ją z żółtej sukienki, którą ubrała do obiadu i położyłem ją na łóżku. Przygotowałem ręcznik, wodę i inne rzeczy, które mogły przydać się podczas porodu. Na szczęście narodziny Arphisów nie trwały tak długo, jak narodziny ludzkiego dziecka, więc wiedziałem, że szybko będzie po wszystkim. Adora jednak miała sporo wycierpieć, ale nie zamierzałem ani na chwilę zostawić jej samej.
- Nie dam rady! Nie dam rady!
Adora złapała mnie mocno za rękę, ściskając ją tak, jakby chciała zmiażdżyć mi palce. Syknąłem, ale ona się tym nie przejęła. Krzyczała i płakała, patrząc błagalnie na mnie i Morbiusa. Na pewno wolałaby, aby była przy niej jej matka, a najlepiej położona, ale Adora już nigdy więcej miała nie zobaczyć w swoim życiu człowieka.
- Aniołku, skup się. Musisz przeć.
Odchyliła głowę do tyłu, krzycząc tak, że pewnie połowa wioski ją usłyszała.
- Nie dam rady! To boli! Nie macie jakiegoś znieczulenia?!
Spojrzałem w szmaragdowe oczy Morbiusa. Mój przyjaciel skinął głową i uniósł łapy. Nad nimi uniosła się zielonkawa mgiełka, która została magicznie wtłoczona w ciało kobiety. Adora przestała głośno płakać, ale wciąż miała zaczerwienione policzki i ciężko oddychała. Gdybym tylko mógł jakoś zabrać na siebie choć część jej bólu...
- Niebawem będzie po wszystkim. Pomyśl, że robisz to dla Caspiana.
Cóż, może nie była to najlepsza zachęta biorąc pod uwagę to, że Adora wcale nie chciała tego chłopca. Może jednak miało ją to zmotywować do tego, aby szybciej wypchnąć z siebie dziecko, a co za tym idzie, szybciej pozbyć się bólu.
- Zephyrze, nie dam rady. Ja umrę.
Morbius przez cały czas wtłaczał w jej ciało swoją magię. Ja z kolei uklęknąłem między rozłożonymi i zgiętymi w kolanach nogami Adory. Widziałem, jak rozszerzyła się jej cipka. To był dziwny widok, ale nikt nie mówił, że narodziny dziecka były pięknym spektaklem. Zwykle było właśnie zupełnie inaczej.
- Kochanie, jesteśmy przy tobie. Caspian powinien urodzić się w ciągu najbliższych dwudziestu minut. Proszę, przyj, aniołku.
- Zephyrze, nigdy więcej nie rób mi dziecka!
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Adora była taka urocza. Nie miałem wątpliwości co do tego, że mądrze wybrałem. Gdybym miał znowu porwać człowieka, byłaby to właśnie ona. Adora miała w sobie wszystko, czego oczekiwałem od kobiety, a nawet wiele więcej. Dzięki ostatniej nocy zbliżyliśmy się do siebie. Byłem jej wdzięczny za to, że dała mi szansę, choć w ogóle na nią nie zasługiwałem.
Morbius ściskał Adorę za rękę, gdy ona parła i krzyczała. Mój przyjaciel nieustannie wlewał swoją magię w jej ciało, aby poród był łatwiejszy do zniesienia. W tej chwili bardziej niż zwykle byłem wdzięczny za to, że miałem takiego przyjaciela jak on. Byliśmy ze sobą złączeni na dobre i na złe. Morbius nigdy mnie nie zawiódł. Już raz uratował mnie z rąk oprawcy i od tego czasu staliśmy się jeszcze bardziej nierozłączni. Kochałem tego Arphisa bardziej, niż mogłem opisać to słowami.

CZYTASZ
Underworld
FantasyPrzyjaciółka Adory zafascynowana jest stworzeniami zwanymi Arphisami. Pewnego dnia dziewczyny idą do pobliskiego lasu w poszukiwaniu Arphisów. Żadna nie spodziewa się tego, że ujawni się przed nimi przedstawiciel tych stworów. Adora zostaje wciągni...