17

1.3K 73 5
                                    

Adora

Kiedy wróciłam z polany, na której siedziałam z Zephyrem oraz Morbiusem, rzuciłam się do łóżka. Nakryłam się kołdrą tak, że w ogóle nie było mnie widać i płakałam.

Obejmowałam dłońmi brzuch, marząc o tym, abym nie była w ciąży. Miałam urodzić małego Arphisa już pojutrze, więc może nie powinnam aż tak panikować, ale moje życie miało zmienić się nieodwracalnie po jego narodzinach. Wiedziałam, że stanę się matką, a co za tym idzie, będę miała mnóstwo obowiązków. Moje życie już się zmieniło, gdy umarłam w swoim świecie i trafiłam tutaj, ale teraz czekał na mnie prawdziwy rollercoaster.

Nie miałam pojęcia, jak długo płakałam, ale w końcu poczułam, że mam dosyć użalania się nad sobą. Wstałam więc z łóżka, otarłam pozostałości po łzach z policzków i ruszyłam na dół. Zrobiłam sobie herbatę w kuchni i gdy ją wypiłam, wyszłam na pole kwiatów. Zauważyłam bowiem, że na zewnątrz zdążyło się już ściemnić. Nie powinnam martwić się o Zephyra, gdyż nim gardziłam, ale chyba po prostu nie chciałam być w domu sama.

Gdy jednak wyszłam na zewnątrz, nie zobaczyłam nigdzie Zephyra ani Morbiusa. Zdenerwowałam się na nich nie na żarty. Domyślałam się, że po prostu wyszli razem do wioski. Może nawet do restauracji, w której podawano ludzkie mięso.

Poczułam się jak śmieć. Nie chodziło o to, że oczekiwałam, iż Zephyr będzie spędzał ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Skoro jednak mnie porwał i zapłodnił sądziłam, że zasługiwałam na większy szacunek. Może miał jednak dość moich humorów, czemu mu się nie dziwiłam. Sama miałam dość tego, że nieustannie płakałam. Nie znalazłam jednak żadnego innego mechanizmu, dzięki któremu mogłabym pogodzić się z tym, co się wydarzyło w moim życiu.

Zdenerwowana i rozżalona na cały świat, wyszłam z domku. Uprzednio nałożyłam sztuczne futro, które znalazłam na wieszaku w korytarzu. Nie rozumiałam, dlaczego Zephyr miał tutaj to błękitne futro, skoro nigdy nie chodził w ubraniu. Po chwili dotarło do mnie jednak, że nakrycie to było mojego rozmiaru. Być może to właśnie dla mnie mężczyzna je wyczarował.

Poszłam dróżką do wioski Arphisów. Dotarłam do fontanny, która po zmroku musiała zostać jednak wyłączona. Zauważyłam także, że wokół mnie nie znajdowało się wiele Arphisów. Te, które mnie widziały, obrzucały mnie tylko wzrokiem, po czym wracały do swoich zajęć. Wystraszyłam się ich, ale uznałam, że skoro nikt mnie nie zaczepiał, nic złego nie mogło mi się stać.

Trudno było mi uwierzyć w zapewnienia Zephyra dotyczące tego, że żaden Arphis z tej krainy mnie nie skrzywdzi. Musiałam jednak spróbować mu zaufać, jeśli nie chciałam oszaleć. Na razie wszystkiego było dla mnie zbyt wiele i choć chciałam się przemóc, to nie byłam w stanie tego zrobić.

W końcu dotarłam do końca wioski. Minęłam ostatni domek i zaczęłam wspinać się na wzgórze, z którego zniósł mnie Zephyr po tym, jak pojawiliśmy się w tym magicznym świecie.

Miałam zamiar wrócić do domu. Co z tego, że moi rodzice już mnie nie pamiętali? To nie znaczyło, że nie mogłam zamieszkać gdzieś blisko nich. Pewnie płonęłabym z zazdrości widząc, jakim uczuciem obdarzają swoją córkę, która zajęła moje miejsce, ale wolałabym wszystko niż życie w tej przerażającej krainie.

Było ciemno. Potykałam się o kamienie i gałązki leżące na ziemi. Dróżka jednak była wydeptana, więc szło mi się nie najgorzej.

W końcu dotarłam do miejsca, w którym wylądowaliśmy z Zephyrem po tym, jak odebrał mi ziemskie życie. Dotknęłam z nadzieją pobliskiego drzewa, jakby łudząc się, że gdy to uczynię, drzewo zacznie lśnić magicznym blaskiem i pozwoli mi otworzyć portal.

UnderworldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz