Adora
Co ja zrobiłam?
Co ja, na bogów, zrobiłam?
Obudziłam się wtulona w ciepłe i miękkie ciało Zephyra. Mój oprawca spał na plecach z lekko rozchyloną szczęką. Moja dłoń leżała na jego podbrzuszu, niebezpiecznie blisko jego penisa. Okazały się, że Arphisy, podobnie jak ludzcy mężczyźni, także mieli poranne erekcje. Nie miałam pojęcia, jak powinnam się z tym czuć.
Kiedy przypominałam sobie to, co robiliśmy w nocy, moje policzki robiły się czerwone. Nie miałam zielonego pojęcia, co we mnie wstąpiło. Może byłam przerażona tym, że już jutro urodzę syna i dlatego posunęłam się do czegoś, czego na pewno nie zrobiłabym w normalnych okolicznościach.
Ta sytuacja była brudna i niemoralna, ale o dziwo, nie czułam się ze sobą tak źle. Nie mogłam zapomnieć o tym, jak Zephyr lizał moją cipkę, a ja doszłam na jego języku jak jakaś ladacznica. To nie było normalne, gdyż on był Arphisem, a ja byłam człowiekiem. Czułam się tak, jakbym popełniła jakieś przestępstwo. Może nie powinnam być dla siebie aż tak krytyczna, ale czy to było normalne? Czy mogłam się z tym pogodzić i żyć dalej?
Zephyr powoli się przeciągnął. Mruknął z zadowoleniem, a jego oczy zaświeciły się na różowo. Arphis spojrzał na mnie i zauważył, że się do niego przytulam. Odruchowo chciałam się od niego odsunąć, czując wstyd, ale stwór mi na to nie pozwolił.
- Dzień dobry, aniołku. Jak ci się spało?
- Chyba dobrze.
- W nocy nieźle pohałasowaliśmy, co?
Nie mogłam z nim o tym rozmawiać. Chciałam puścić tą noc w niepamięć, ale to, co robił mi Zephyr...
- Powiedziałaś, że zrobiłem ci najlepszą minetę na świecie, Adoro. Mam nadzieję, że nie odwołasz swoich słów. Złamałabyś mi serce, gdybyś to zrobiła.
- Naprawdę tak powiedziałam?
Cholera, rzeczywiście. Po chwili przypomniało mi się, że rzeczywiście wypowiedziałam do niego te słowa.
- W rzeczy samej, serduszko.
Spłonęłam rumieńcem. Musiałam wstać z łóżka, jeśli nie chciałam najeść się wstydu.
Kiedy jednak się podniosłam, poczułam dyskomfort. Spojrzałam na swój brzuch i zauważyłam, że stał się znacznie większy.
- Dobry Boże.
Zephyr natychmiast wstał z łóżka i podszedł do mnie. Uklęknął przede mną na obu kolanach i położył łapy na moim brzuchu. Strach spowodowany tym, że jutro urodzę dziecko Arphisa, był nieziemski. Miałam wrażenie, że z każdą minutą moje przerażenie wzrastało. Nie miałam pojęcia, jak poradzę sobie z tym wszystkim, co na mnie czekało, ale nie mogłam panikować. To byłoby w tej chwili najgorsze.
- Wszystko jest w porządku, Adoro. Być może Caspian przyjdzie na świat nawet dziś wieczorem.
- Dziś wieczorem?!
Zephyr parsknął śmiechem, ale mi nie było do śmiechu.
- Nie jestem gotowa! Nie dam rady!
- Adoro, będę przy tobie - powiedział łagodnie tak, jakby miało mnie to pocieszyć. - Nic złego ci się nie stanie. Morbius także tutaj będzie. Jeśli chcesz, zawołam tutaj jakąś kobietę z wioski, żebyś czuła się bezpieczniej. Zrobię dla ciebie wszystko, serce. Nie obawiaj się i nie panikuj. Nie ma czego się bać.
- To nie ty będziesz rodził.
Spuściłam wzrok. Mimo, że powinnam celebrować okres ciąży i się nim cieszyć, to czułam jedynie strach.

CZYTASZ
Underworld
FantasyPrzyjaciółka Adory zafascynowana jest stworzeniami zwanymi Arphisami. Pewnego dnia dziewczyny idą do pobliskiego lasu w poszukiwaniu Arphisów. Żadna nie spodziewa się tego, że ujawni się przed nimi przedstawiciel tych stworów. Adora zostaje wciągni...