11

1.3K 75 15
                                    

Zephyr

Król Weston stał przed nami w swojej chwale. Miał przy sobie swoich sześciu ochroniarzy. Dupek zachowywał się tak, jakby Arphisy z wioski stanowiły dla niego jakiekolwiek zagrożenie. Król zawsze obnosił się z tym, jaki to był ważny i wspaniały. Nienawidziłem go nie tylko za to, że tak protekcjonalnie traktował swoich poddanych, ale również za to, że odebrał mi rodzinę.

Mężczyzna nosił na głowie czaszkę byka. Miał żółte jak słońce ślepia, choć moim zdaniem powinien mieć czarne oczy. Czarne tak, jak mrok jego duszy.

Król Weston z uwagą przyglądał się Adorze. Z pewnością znał jej twarz. Pojawiła się ona bowiem w magicznej księdze króla. Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, aby ten skurwiel nigdy nie dowiedział się o jej istnieniu. Adora miała być moim słodkim sekretem. Wszystko byłoby piękne, gdyby Weston zdechł. Niestety zabić mogło go tylko jedno. Coś, czego żaden ze zwyczajnych Arphisów nie mógł dostać.

Patrzyłem na to, jak król podchodzi bliżej Adory. Mimo, że chciałem uderzyć go w czaszkę za to, co robił, to doskonale wiedziałem, że nie mogłem tego uczynić. Gdybym podniósł rękę na króla, zostałbym wtrącony do lochów, w których błagałbym o śmierć. Nie mógłbym jednak jej zaznać, gdyż Arphisy nie umierały. Istniał jednak pewien haczyk, dzięki któremu Arphis mógł opuścić ten świat. O tym wiedziało jednak niewiele stworzeń. Mógłbym przysiąc, że tylko ja i król mieliśmy o tym pojęcie.

Król chwycił Adorę za rękę i przyciągnął ją do swojego otworu gębowego znajdującego się w czaszce byka. Polizał jej delikatną skórę swoim fioletowym językiem. Adora drgnęła niespokojnie, a ja mocniej przyciągnąłem ją do swojego boku. Gdyby król tylko spróbował położyć swoje niecne łapy na mojej kobiecie, nie wahałbym się go zaatakować. Przynajmniej w ten sposób odpłaciłbym mu się za to, co zrobił moim rodzicom.

- Zephyrze, sprowadziłeś sobie do tego świata piękną samicę.

Adora nie znosiła tego słowa, czego dowodem był wyraz obrzydzenia malujący się na jej twarzy.

- Tak, królu. Sprowadziłem tu ją i jak widzisz, jest w ciąży.

- Och, zaiste. Urodzi syna, prawda?

Warknąłem cicho wiedząc, że na mocniejszy pokaz wściekłości nie mogłem sobie pozwolić.

- Tak, królu. Moja samica urodzi syna.

- Zephyrze, nie musisz być taki formalny. Przecież łączy nas wspólna historia, nieprawdaż?

Król błysnął w moim kierunku swoimi żółtymi ślepiami. Mógłbym przysiąc, że jego głowa świetnie prezentowałaby się na ścianie tuż nad moim kominkiem. Miałbym na co pluć.

- Królu, jeśli nie masz nic przeciwko temu, oddalę się z moją samicą do domu. Jest zmęczona i potrzebuje odpoczynku.

- Chętnie was odprowadzę.

Nie, kurwa. Na to nie mogłem pozwolić.

- Królu, nalegam...

- Idę z wami. Zrozumiałeś, Zephyrze?

Zacisnąłem zęby. Wizyta króla w moim domu była ostatnią rzeczą, jakiej mogłem pragnąć. Nienawidziłem tego skurwysyna całym swoim sercem. Odebrał mi wszystko, co miałem i uważałem za bezpieczne. To przez niego stałem się wyalienowanym Arphisem. To przez niego miałem koszmary i traumę. Gdybym mógł kogoś zabić, niewątpliwie byłby to właśnie on. Jego śmierć stanowiłaby ukojenie nie tylko dla mnie, ale również dla większości obywateli tej krainy. Nasze życie znowu mogłoby być spokojne.

Adora mocno ścisnęła moją łapę. Ona również nie życzyła sobie towarzystwa króla. Gdyby pozbycie się go było proste, zrobiłbym to bez wahania. Niestety musiałem przytaknąć.

UnderworldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz