Nadszedł ten dzień, a mianowicie dzień wyjazdu do Kapitolu. Miałam złe przeczucia, co do tego wszystkiego. Nie chciałam zostawiać Jack'a. Nasz pobyt tam, jak słyszałam miał być krótki, ale i tak pragnęłam zostać w Dwunastce i już nigdy nie musieć oglądać kapitolińskich murów. Rozkaz od prezydenta, jednak musiałam respektować.
Za godzinę miała zjawić się Śliska Sae. Bardzo się zmieniła przez te kilka lat. Osiwiała całkowicie, jej skóra nawabiła się wielu zmarszczek, ale zaczęła w końcu dbać o siebie. Mieszkała teraz w jednym z domów, które na rozkaz nowej pani prezydent, wybudowali ocalałym mieszkańcom Dystryktu Dwunastego. Oczywiście Peeta, przyczynił się do tego, by Kapitol pomógł w odbudowie. Pałac Sprawiedliwości, również odnowiono i postawiono tam, gdzie przed laty, co rok wybierano dwoje młodych ludzi, którzy posyłani byli na pewną śmierć. Plac przed pałacem wyczyszczono z gruzów oraz szczątek nieszczęśników. Plac, na którym zgłosiłam się za Prim, aby uratować ją przed tragiczną śmiercią na arenie. Jednak ta o niej nie zapomniała i zebrała swoje żniwo w dniu powstania. Zabrała łagodną, nieskażoną duszyczkę tam, gdzie trafiła równie młoda i niewinna Rue. Często wyobrażam je sobie, biegające razem po łące. Może tak podobne dusze odnalazły się w raju. Chciałabym, że to była prawda.
Mój mąż zabrał się za przygotowywanie posiłku. Ja zaś, kończyłam pakować nasze rzeczy, do walizki. Nie pakowałam za dużo, gdyż żyłam nadzieją o szybkim powrocie.
Śliska Sae dogadała się ze mną i Anne, że zajmie się Flinnem i Jack'iem. Cała trójka, na czas naszej nieobecności miała zamieszkać w naszym domu. Gdy, skończyłam pakowanie, zeszłam na dół, do reszty.
- Mamo, czemu wyjeżdżacie? Chciałbym zobaczyć Kapitol! Mogę jechać z wami, proszę. - Jack przydreptał do mnie i chwycił za rękaw mojego swetra.
- Jedziemy porozmawiać z Panią Prezydent. Będą tam sami dorośli, więc nudził byś się tylko. NIedługo wrócimy, a ty spędzisz ten czas na zabawie z Flinnem.
- Jack, jak tylko wrócimy pójdziemy nad jezioro i zrobimy piknik. - oznajmił radośnie Peeta, który znalazł się obok mnie w mgnieniu oka.
- Naprawdę? Super! - chłopiec przybił piątkę swojemu tacie.Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybkim krokiem, podążyłam w ich kierunku.
- Witaj, Katniss. - Śliska Sae, powitała mnie uśmiechem, a ja przepuściłam ją w drzwiach.
- Miło Cię widzieć. Jeszcze raz bardzo dziękuję za opiekę nad Jack'iem. - kobieta dotknęła mojego ramienia i jeszcze raz się uśmiechnęła, po czym wskazałam jej pokój gościnny. Kiedy zniknęła mi z pola widzenia, chwyciłam za klamkę z zamiarem zamknięcia drewnianej powłoki. Jednak Anne, była szybsza i wślizgnęła się wraz z synem do mieszkania.
- Hej Katniss wybacz, że tak wcześnie przyszłam, ale mam jeszcze trochę rzeczy do załatwienia i chciałam już odprowadzić Flinna. - powiedziała i ucałowała chłopczyka na pożegnanie. - Do zobaczenia niebawem! - rzekła i już jej nie było. Pogoniłam malca do pokoju Jack'a, aby mógł się rozpakować.
- Jak ona wytrzyma z tymi łobuzami? - piekarz zaśmiał się cicho.
- Wytrzymywała ze mną. Oni to dla niej pikuś. - powiedziałam. Wróciłam na chwilę do pewnego wspomnienia. Tuż po powrocie z Kapitolu, po zabiciu Almy Coin i śmierci Snowa i mojej siostrzyczki, chciałam tylko jednego - zatopić się w rozpaczy. Straciłam tak wiele, w tym Peetę. Byłam zdruzgotana, codziennie budząc się w pustym domu, gdzie powinna być moja rodzina. Mama zamknęła się w sobie całkowicie, opuściła mnie. Zatraciła się w pracy, aby nie myśleć o stracie i pustce. Myślałam, że już nie ma nadziei dla mnie. Lecz, Śliska Sae pomogła mi swoją obecnością i w końcu zaczęłam ponownie wracać do życia. Odzyskiwałam spokój i częściej polowałam. W środku miałam tak wielką ranę, że doskwierała mi ona co dnia. Kiedy Peeta, pojawił się z grządkami prymulek w rękach, to było jakby ktoś przykleił plaster na moje zbolałe serce. Chociaż ktoś do mnie wrócił. To dało mi nadzieję, że może być lepiej.- Peeta, może sprawdzisz jak miewa się Haymitch? - poprosiłam, wracając do rzeczywistości.
- Dobrze. - Pocałował mnie w ucho. Za piętnaście minut wyruszamy, a mentora jak nie ma tak nie ma. Zresztą Peety też nie. Postanowiłam, że pójdę sama po skacowanego Haymitch'a. Już byłam przy drzwiach, kiedy Peeta i Haymitch weszli do domu. Raczej Peeta wlekł go i położył z wysiłkiem na kanapie.
- Nie chciał iść dobrowolnie. Powiedział, że będę musiał go tu szybciej zawlec, aniżeli on sam przyjdzie. - wysapał. - próbowałem go straszyć, że pójdę po ciebie. Ale jakoś nie wyszło. - tłumaczył się Peeta, oddychając ciężko.
- Ważne, że już jesteście.
- Katniss ktoś stoi przed domem i czeka na ciebie. - wychrypiał Haymitch i wskazał głową, postać stojącą za oknem.
- Na mnie? - zdziwiłam się.
- Nie cholera! Na mnie. - burknął pod nosem. Przewróciłam oczami.
Wyszłam na zewnątrz. Powoli ruszyłam w stronę Gale'a.
- Hej Kotna, możesz mi powiedzieć,czemu mnie zostawiłaś w samym środku lasu? Zrobiłem coś złego?
- Pobiegłam za Peetą. On widział jak mnie przytuliłeś i bałam się, że coś złego pomyśli.
- Ale skąd on się tam wziął? - zauważyłam na jego twarzy zdezorientowanie.
- Widoczne mnie śledził.- Dobrze, w porządku. Wytłumaczyłaś mu? Uwierzył ci?
- Tak.
- Katniss, kiedy znowu się spotkamy?- Jak wrócę z Kapitolu. - odparłam.
- Po co tam jedziesz? - westchnął i odwrócił wzrok.
- Paylor zaprosiła nas na uroczystą kolację i chce się ze mną rozmówić. - spuściłam wzrok.
- Nie martw się, to pewnie nic poważnego. - sięgnął po moją dłoń.
- Mam nadzieje, za kilka minut będzie tu poduszkowiec. Muszę iść.
- Do zobaczenia na polowaniu. - uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do domu.
Nie mogę się doczekać ponownego polowania z Gale'm.
O cholera! Przecież miałam polować z Peetą. Obiecałam mu.
Co ja teraz zrobię? Na dodatek Peeta obiecał Jack'owi, że weźmie go nad jezioro do lasu.
Jak to wszystko odkręcić?!
- Gale? - zapytał mój ukochany.
- Tak.
- Czego chciał?
- Pytał czy wszystko jest w porządku. - odparłam.
- Co go to interesuje? - prychnął gniewnie. - Bał się, że coś ci zrobię? - pokręcił głową.- Nie wiem, możemy nie rozmawiać o Gale'u. Gdzie jest Haymitch? - zmieniłam temat.
- Czeka na nas w poduszkowcu. - chłopak chwycił mnie za rękę.
- No to chodźmy. - pobiegłam się pożegnać, po czym chwyciłam walizkę i razem z Peetą opuściliśmy nasz dom. Oczywiście, blondyn zabrał ode mnie nasz bagaż.
Poduszkowiec wylądował przed wejściem do wioski zwycięzców.
W milczeniu weszliśmy na pokład. Wewnątrz zauważyłam Effie i Haymitch'a. Kobieta od razu podbiegła do nas, po czym mocno przytuliła do siebie. Jej peruka łaskotała mnie w policzek.
- Witajcie moi drodzy, nawet nie wiecie jak za wami tęskniłam!
- Hej Effie. My też tęskniliśmy. - zaśmiał się Peeta.
Usiedliśmy na miejscach obok Haymith'a. Effie cały czas trajkotała mi do ucha. Głowa zaczęła mi boleśnie pulsować. Zerknęłam na mojego męża, aby zrobił coś, dzięki czemu mogłabym na chwilę wyjść i pozbyć się bólu głowy.
- Hej Katniss, choć musimy porozmawiać. - wyciągnął rękę, a ja pokiwałam głową i razem poszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia.
- Dziękuję. Myślałam, że mi głowa wybuchnie. - posłałam mu blady uśmiech.
- Nie ma za co. - powiedział Peeta i razem usiedliśmy na jednej z kanap w pomieszczeniu, do którego uciekliśmy przed paplaniną Effie. Kocham ją, ale słuchając potoku słów, wypływających z jej pomalowanych na jaskrawy róż ust, było nie do zniesienia. Zaczęłam masować sobie skronie. Drzwi nagle otworzyły się automatycznie.Mam nadzieje, że wam się podobało. Buziaki ♥
![](https://img.wattpad.com/cover/42754807-288-k308304.jpg)
CZYTASZ
Igrzyska Śmierci - Peeta & Katniss
Фанфик*W TRAKCIE EDYCJI* Jeśli chcecie dowiedzieć się co stało się po Igrzyskach odpowiedź znajdziecie właśnie tutaj! Jak potoczą się losy Nieszczęśliwych Kochanków z Dwunastego Dystryktu? Czy odnajdą w końcu szczęście?