Część 1~ *One shot* #1

1K 48 9
                                    


Obudziłem się z bardzo złym przeczuciem, co do dzisiejszego dnia, a konkretniej naszej 10 rocznicy ślubu. Nie wiem dlaczego się tak czułem, ale nie wróżyło to nic dobrego. Podniosłem ociężałe powieki i spojrzałem na zegar, znajdujący się na szafce nocnej. Super, jest 5:30, a ja już nie śpię i nie mam co liczyć na jeszcze trochę spokojnego snu. Wstałem i jeszcze tylko zerknąłem w kierunku mojej żony, która spała wtulona w poduszkę i uśmiechnąłem się lekko. Opuściłem naszą sypialnie najciszej jak mogłem i po drodze do łazienki, zajrzałem jeszcze do pokoju Willow i Jack'a. Oparłem się o framugę drzwi i chwilę wpatrywałem się w moje skarby, po czym ruszyłem do łazienki, wziąć szybki prysznic. Przebrałem się w jeansy i białą koszulkę, a włosy postawiłem lekko oraz wyszczotkowałem zęby. Zszedłem na dół i zrobiłem sobie kanapkę na szybko. Następnie napisałem liścik, że wychodzę zajrzeć do piekarni, którą niedawno założyłem wraz z moim znajomym z Kapitolu - Darrenem. Zarzuciłem na siebie płaszcz i ubrałem buty, po czym wyszedłem z domu. Niemal od razu uderzyła we mnie fala chłodnego październikowego powietrza. Wzdrygnąłem się i ruszyłem przed siebie. Na szczęście nie miałem daleko. Po kilku minutach byłem już na miejscu. Darren zaczyna dopiero o 9:00, ponieważ otwieramy o 10:00, więc wyjąłem klucze do budynku i nacisnąłem klamkę.

Prawdę mówiąc miałem dzisiaj wolne, z okazji naszej rocznicy, ale postanowiłem, że chociaż trochę pomogę mojemu przyjacielowi, który zostanie sam ze swoją żoną Eleną na cały dzień i będzie pilnować interesu. Przebrałem się w mój fartuch i zacząłem wyrabiać ciasto, następnie lepić z niego bułki i bochenki. Wszystko to włożyłem do pieca. Później, żeby pieczywo nie wystygło schowałem je do specjalnych komór zatrzymujących ciepło i świeżość, które Darren sprowadził z Kapitolu.

Nagle usłyszałem dzwonek otwieranych drzwi i spojrzałem w ich stronę. Zdziwił mnie widok mojej przyjaciółki Delly, która nigdy nie była rannym ptaszkiem, a na zegarze wybiła zaledwie 8 rano. Kurde naprawdę dużo czasu zajęło mi pieczenie... Cóż, mniejsza z tym.

- Hej Delly! Co ty tu robisz o tak wczesnej porze? - przywitałem blondynkę uściskiem i uśmiechnąłem się do niej serdecznie co odwzajemniła, ale jej radość zniknęła w mgnieniu oka i ustąpiła miejsca smutkowi.

- Cześć Peeta...Tak jakoś wyszło. Przyszłam się pożegnać. Wyjeżdżam, na stałe do Czwórki. Chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale nie wiedziałam jak... Po prostu potrzebowałeś mnie obok, dlatego przedłużyłam pobyt tutaj, ale widzę, że już nic mnie tu nie trzyma. Uszanuj moją decyzję proszę. Od pewnego czasu nie czułam się dobrze w tym miejscu. Nie chodzi o ciebie, ani o nikogo z was! Ja zwyczajnie muszę wyjechać i nie dam rady ci tego wytłumaczyć. - jej oczy się zaszkliły, a ja wpatrywałem się w nią ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdża. Odkąd pamiętam była przy mnie, co prawda czasem wyjeżdżała na długo, ale wracała. Ja traktuję ją jak siostrę i z bólem serca przyjąłem wiadomość o jej wyjeździe.

- Delly ja... będę cholernie tęsknił. - próbowałem przełknąć gule formującą się w moim gardle i mocno przytuliłem przyjaciółkę do siebie. - Ale proszę nie zrywaj ze mną kontaktu. Dzwoń i mów jeśli będziesz miała jakiś problem lub chciała pogadać lub się spotkać okay? - wydusiłem, a dziewczyna pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie.

- Zaraz mam pociąg. Muszę już iść. Żegnaj Peeta. - szepnęła i pocałowała mnie w policzek, po czym opuściła piekarnie. Stałem tam i odprowadziłem ją wzrokiem. Czułem się jakbym stracił kolejnego członka rodziny. Czułem, że ona nie zadzwoni... nie napisze... po prostu stało się coś, przed czym ucieka i nigdy nie dowiem się co to.

Kiedy brunet zawitał do pracy, szybko mu wszystko wytłumaczyłem i opuściłem piekarnie. Kiedy maszerowałem chodnikiem pogrążony w swoich rozmyślaniach, zatrzymał mnie głos mojego starego mentora.

- Hej młody! Chodź no tutaj... - podniosłem wzrok na blondyna, który siedział na ławce i przywoływał mnie ruchem ręki. Westchnąłem i zająłem miejsce obok niego.

- Haymitch spieszę się troszkę, więc jakbyś mógł...

- Co cię gryzie Peeta? - zapytał, a ja odwróciłem wzrok i spojrzałem na dłonie. Nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z nim o Delly i o tym dziwnym przeczuciu. Po co miałem go martwić?

- Stresuję się, bo mamy rocznicę, a ja nie mam dopilnowane wszystkiego...- skłamałem. Przygotowałem niespodziankę i romantyczny wieczór już dawno temu, ale niech myśli, że chodzi o to. Wydaję mi się, że to łyknął.

- Przecież wiesz, że Katniss nie potrzebuję żadnych rewelacji, wystarczysz jej tylko Ty. - poklepał mnie po ramieniu i razem z mężczyzną skierowaliśmy się do domu.

- To do zobaczenia później! - pożegnał się, a ja wszedłem w głąb domu. Ściągnąłem płaszcz i buty, po czym ruszyłem do kuchni i zacząłem przygotowywać śniadanie do łóżka dla mojej ukochanej.

Trzymając tackę z jedzeniem, wspiąłem się po schodach i ruszyłem do naszej sypialni. Uchyliłem lekko drzwi i cicho podreptałem do łóżka, gdzie spała brunetka. Odłożyłem tackę na bok i pochyliłem się nad moją żoną. Uśmiechnąłem się widząc jej piękną twarz i złożyłem delikatny pocałunek na jej malinowych ustach. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i uśmiechnęła się promiennie, po czym przyciągnęła mnie do kolejnego pocałunku.


***********************************************************************************

PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM  PRZEPRASZAM!

Serio nie wiedziałam co napisać... :(

Druga część powinna być ciekawsza :)

Dziękuję, że jesteście! <3

Wasza A.

xoxo






Igrzyska Śmierci - Peeta & KatnissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz