rozdział 22

1.7K 67 11
                                    

Dzisiaj wyjeżdżam do Czwórki.
Mama zapewniła mnie, że zajmie się Jack'iem podczas naszej nieobecności. Wylot zaplanowany został na dziesiątą. Peeta poszedł zajrzeć do Haymith'a, ponieważ musiał z nim pilnie porozmawiać. Ja natomiast potrzebowałam koniecznie rozmówić się z Gale'em. Trochę zajęło mi szukanie jego pokoju, ale dzięki mojej dobrej orientacji w terenie w przeciągu kilku minut go znalazłam. Zapukałam do drzwi i już po chwili przede mną zmaterializował się Gale z zaskoczoną miną. 
- Hej Kotna, co ty tu robisz? 
- Chciałam cię przeprosić za to, że ci nie wierzyłam... - chłopak wpuścił mnie do środka i przysiedliśmy oboje na skraju jego łóżka. 
- Przestań, jest w porządku. Ciężko jest uwierzyć w coś takiego, po tym co przeszłaś. W sumie po prostu nie chce się w to wierzyć. 
- Peeta wspominał, że wczoraj u nas byłeś. 
- Tak, chciałem dowiedzieć się jak się trzymasz i być przy tobie, ale zostałem wyrzucony za drzwi.
- Naprawdę? Ostatnio nie poznaję Peety. Przykro mi, przepraszam za niego. 
- Ważne, że przyszłaś i możemy razem pomyśleć co dalej.
Nagle do pokoju wtargnął Peeta. Jego wzrok szybko omiótł całe pomieszczenie.
- Hej widziałeś ...-zaczął, lecz od razu przerwał. - Oo Katniss, wszędzie cię szukałem. Co tu robisz? 
- Właśnie wychodziłam. Do zobaczenia Gale. - uśmiechnęłam się do bruneta i żeby uniknąć niegrzecznej wymiany zdań pomiędzy Peetą a nim, chwyciłam za rękę blondyna i wypchnęłam z pokoju zanim zdążył cokolwiek powiedzieć w stronę Gale'a.
- Widzimy się w poduszkowcu. - usłyszałam za plecami.
Przez całą drogę do pokoju Peeta nie powiedział ani słowa.
W końcu to ja się odezwałam.
- Jesteś zły? Już nie wolno mi z nikim rozmawiać? 
- Nie jestem zły. 
- Musiałam pogadać z nim, przeprosić między innymi za twoje zachowanie. 
- Za moje zachowanie? Co do cholery?! 
- Gale powiedział mi, że wyrzuciłeś go wczoraj, bo chciał ze mną porozmawiać. 
- Słucham? Przecież on wszedł do pokoju i zaczął mi wytykać, że niby spiskuje z Haymithem! 
- Spokojnie. 
- Dobrze wiesz, że ja nigdy bym nie...
- Wierzę ci naprawdę. Tak właściwie to jak z Haymithem?
- Wszystko dobrze, pytał jak się czujesz i czy wszystko w porządku.
- Dzisiaj wyjeżdżamy do Czwórki, a ja nawet nie mam przygotowanej mowy... zostało mi improwizowanie.
- Effie już się tym zajęła. Przygotowała te swoje niezawodne karteczki.
- Połamię sobie język czytając jej teksty.
- Dasz radę... kiedyś też to czytaliśmy. - odparł i zawiesił się na chwilę, jakby wracał do tych wspomnień. Odetchnął głęboko i wrócił do rzeczywistości. 
- Ale to była inna sytuacja. Wtedy walczyliśmy o przeżycie. Graliśmy kochanków, aby zadowolić tyrana. 
- Teraz też walczymy, nieprawdaż? 
- Tylko wtedy udawaliśmy, że się kochamy, a teraz naprawdę tak jest. - szepnęłam.
- Zawsze cię kochałem. Odkąd pierwszy raz zaśpiewałaś w klasie. Potem zachowywałem się trochę jak stalker, ale bałem się do ciebie zagadać, bo wiesz byłaś taka odważna, a ja nie miałem u ciebie szans. - uśmiechnął się, a ja nachyliłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku. Chwilę później pojawiły się Cressida i Joanna, które jak zwykle mają idealne wyczucie czasu. 
- Cześć, zbierajcie się. Wyjeżdżamy trochę szybciej. 
- Ruszaj się ciemna maso. - Joanna uśmiechnęła się złośliwie. Hm, a może to jej jedyna forma uśmiechu. 
- Dajcie nam chwilę. 
- Poczekamy na zewnątrz. - odparła Cressida i już ich nie było. 

Szybko zapakowałam nasze rzeczy do walizki. Wyszliśmy do pozostałych. Razem z nami lecieli Joanna, Beetee, Haymith, Effie,Anne, Gale, Cressida i Plutarch.
- No nareszcie. Małżeństwo od siedmiu boleści wreszcie ruszyło szanowne tyłki. Dzięki ci, Boże. -rzuciła ostro Joanna.
- Szybciej kochani!- krzyknęła Effie i poprowadziła wszystkich do poduszkowca. Razem z Peetą zajęliśmy miejsca z dala od reszty. Jakoś nie marzyło mi się wysłuchiwać kolejnych złośliwych komentarzy Jo. 
- Zaraz wrócę. - powiedziałam do blondyna i podreptałam w stronę Gale'a. Mieliśmy jeszcze trochę do omówienia.
- Hej Kotna. 
- Czemu mnie okłamałeś, że Peeta cię wyrzucił, bo chciałeś ze mną porozmawiać? Skoro było inaczej. 
- Czemu znowu zakładasz, że to ja cię okłamałem? - brunet przesiadł się obok Cressidy, nieoglądając się za siebie. 
- Zachowujesz się jak dziecko! - burknęłam i wróciłam z powrotem do męża. 
- Może ja z nim porozmawiam? - oferuje Peeta, który przysłuchiwał się naszej rozmowie. Pewnie jak wszyscy. 
- Nie trzeba. Sama to załatwię.
- Nie przejmuj się nim. Masz mnie. 
- Wiem.
- Zmęczona? 
- Może trochę, ale to nic. Nie dane mi było zmrużyć oka. - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Droga do Czwórki jest dość długa, więc śmiało odpocznij. Zapytam Haymith'a czy mają w tym poduszkowcu jakiś pokój w którym mogłabyś się przespać.
- Nie, w twoich ramionach jest mi najlepiej. 

Igrzyska Śmierci - Peeta & KatnissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz