Pov's Katniss:
Kiedy ten czas przeminął? Moje dzieci dorosły w mgnieniu oka i wyprowadziły się, aby spełniać marzenia. Jak to się stało, że zostałam siwowłosą staruszką, która żyje w długoletnim szczęśliwym związku z najcudniejszym człowiekiem o wielkim sercu, który kiedykolwiek chodził po tej ziemi? Niestety, mój organizm nie jest na tyle wytrzymały, by obronił się przed wszystkimi chorobami. Zgadza się, jestem ciężko chora. Wiem, że mój koniec jest coraz bliżej, ale nie chcę jeszcze bardziej martwić Peety, który całyczas wierzy, że wyzdrowieje. Mam 60 lat i wiele przeszłam. Zresztą sami wiecie.
- Kochanie, pani doktor przyszła. - oznajmił łagodnie mój mąż, na co przytaknęłam i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Po chwili do pomieszczenia weszła młoda brunetka, która jest najlepszym lekarzem w całym Kapitolu. Żona mojego zdolnego synka - Kristin. Niestety, na początku leczenia wiadomo było, że nic już się nie da zrobić. Rak złośliwy z przerzutami, to nie przelewki. Mimo to poprosiłam ją, aby nic nie mówiła mojemu ukochanemu. Żeby nie stracił nadziei, która jeszcze w nim została.
- Peeta, proszę zostaw nas. Muszę zbadać Katniss.
- Oczywiście. - skinął głową i zwrócił się w moją stronę. - Zaraz wrócę, skarbie.
- Dobrze. - powiedziałam i posłałam mu kolejny uśmiech, który odwzajemnił. Będę tęsknić za jego pięknym uśmiechem.
Za błękitem jego oczu.
Za jego ciepłymi ramionami.
Za jego śmiechem i żartami.
Za nim całym.
- Mamo. Słuchasz mnie?
- Tak. Tak. - otrząsnęłam się i zwróciłam uwagę na dziewczynę. - Twoje wyniki się pogorszyły. Powiedz mi jak się ostatnio czujesz?
- Jest coraz gorzej, ale myślę, że jeśli dasz mi jeszcze jedną dawkę...
- Nie mamo. Nie mogę faszerować cię tymi lekami! To tylko przybliża cię do zejścia z tego świata. Koniec z chemioterapią i resztą badań. Przykro mi, ale musisz przygotować się na najgorsze. Powinnaś porozmawiać z tatą. Twój syn się ze mną kontaktował i pytał jak twoje leczenie.
- Co powiedziałaś?
- Powiedziałam, żeby wraz z Willow przyjechał, gdyż powinien być przy Tobie w takiej sytuacji.
Ucieszyłam się, że jeszcze przed śmiercią zobaczę moje dzieci.
- To dobrze. Dziękuję kochanie. - oznajmiłam. - Jak wam się układa? Dylan zdrowy? Jak sobie radzi w przedszkolu? - zmieniłam temat, bo nie mam czasu, aby tracić go na rozmowie o tym co i tak jest przesądzone.
- Wszystko dobrze. Dylan pytał o ciebie, kiedy będzie mógł znowu cię odwiedzić. W przedszkolu narysował dla ciebie laurkę. Jest piękna i... - głos jej się załamał, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Od razu przygarnęłam ją do siebie i pogładziłam po włosach.
- Nie płacz kruszyno. - szepnęłam. - Chcę abyśmy radośnie spędzili te chwile. - starłam jej łzy z policzków i pocałowałam w czoło.
Oni muszą żyć dalej. Nie mogą żyć moją chorobą. Mają być szczęśliwi i pomóc Peecie, kiedy mnie zabraknie.
- Dobrze mamo. Tylko, że ja nie wiem ile jeszcze dam radę udawać przed nimi, że wszystko jest okay.
- Wiem Katrin. Obiecuję, że dzisiaj powiem tacie o wszystkim.
- O czym chcesz mi powiedzieć? - usłyszałam i skierowałam wzrok na mojego męża, który stał podparty o framugę drzwi ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
Westchnęłam.
- Kochanie będzie lepiej jeśli usiądziesz.
**********************************************************************************
No to mamy kolejny one shot :)
Słoneczka wy moje ;)
Chyba odzyskuje wenę i mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj uda mi się coś napisać :3
Dużo pomysłów wpadło mi do głowy i uroczyście oświadczam, że zaczynam ciężką pracę nad kolejną serią one shotów!
Tęskniłam miśki <3
PS. WESOŁYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT ORAZ MOKREGO DYNGUSA :3
PS.2. Proszę o komentarze :) chcę wiedzieć co myślicie <3
Wasza A xoxo
CZYTASZ
Igrzyska Śmierci - Peeta & Katniss
Fanfiction*W TRAKCIE EDYCJI* Jeśli chcecie dowiedzieć się co stało się po Igrzyskach odpowiedź znajdziecie właśnie tutaj! Jak potoczą się losy Nieszczęśliwych Kochanków z Dwunastego Dystryktu? Czy odnajdą w końcu szczęście?