POV Peeta :
Zaraz zasiądziemy do rodzinnej kolacji wraz z wybrankiem mojej małej córeczki. Zastanawiam się kiedy ten czas tak szybko upłynął. Jeszcze niedawno biegaliśmy po łące i bawiliśmy się radośnie. A teraz Willow wydoroślała i znalazła miłość. Ja i Katniss od samego początku dbaliśmy o to, żeby nasze dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo i za wszelką cenę odciągaliśmy je od tych bolesnych wspomnień, które były naszą codziennością. Dawaliśmy przykład naszą nieskończoną miłością, która zrodziła się z wspólnej niedoli. W obliczu śmierci rozkwitła i zacieśniła się jeszcze bardziej.
- Tato! Goście już są! - usłyszałem melodyjny głos mojej córki, dochodzący z dołu. Poprawiłem krawat i z uśmiechem zbiegłem na dół.
W salonie zastałem wysokiego młodzieńca, który owinął ramię wokół Willow oraz doniosłego mężczyznę w średnim wieku wraz z piękną szatynką, która jak mniemam była jego małżonką.
- Witam. Miło mi państwa poznać. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem dłoń w ich stronę, uprzednio dołączając do Katniss, która chwyciła moją dłoń, a uśmiech nie schodził z jej pięknej twarzy.
- Oj przestań być taki formalny Peeta! Jestem Brooks, a to moja żona Rossie. - mężczyzna zaskoczył mnie swoim entuzjazmem i wyluzowaniem. Odetchnąłem z ulgą, że trafili nam się tacy ludzie, a nie jacyś snobistyczni arystokraci.
- Dobrze Brooks. - uniosłem kąciki ust. - Jestem Peeta, a to moja cudowna żona Katniss. - przyciągnąłem ją do mego boku.
- Świetnie! Skoro już się poznaliście to zapraszam do zajęcia miejsc. - oznajmiła Willow i pociągnęła do stołu chłopaka.
- Dość gadania więcej jedzenia! - powiedział Jack i pognał do jadalni. Wszyscy wybuchli śmiechem i podążyli za nim.
- No to czym się zajmujesz Brooks? - zapytałem po skończonym posiłku. kiedy wszyscy wokół prowadzili konwersacje.
- Jestem lekarzem i pracuję w jednym z najlepszych szpitali w Kapitolu. A ty? - brunet wziął łyk wytrawnego wina.
- Jestem piekarzem i malarzem. Prowadzę jedną z najbardziej znanych i cenionych piekarni w całym państwie. - powiedziałem cicho.
- Naprawdę? To niesamowite. Może chciałbyś pokazać mi kilka swych dzieł?
- Jasne. Proszę za mną. - wstałem i poprowadziłem go do mojej pracowni, którą uprzednio doprowadziłem do porządku.
Mężczyzna zaczął podziwiać moje obrazy. Po chwili zatrzymał się przy jednym, który przedstawiał skrawek areny z Ćwierćwiecza Poskromienia.
- Niezwykłe. - szepnął. - Moja matka tam zginęła. - spuścił wzrok. - Ojciec zresztą też.
- Przykro mi.
- Została pogryziona przed zmutowaną małpę, bo próbowała uratować ciebie. Gdyby nie ty to może by jej się udało przeżyć. - jego wzrok utkwił we mnie.
- Brooks. To nie tak. To była jej decyzja. Ja o nic nie prosiłem. Jestem jej dozgonnie wdzięczny za to co dla mnie zrobiła, ale czasu nie cofnę.
- Może i nie cofniesz, ale to przez ciebie cierpiałem po stracie matki i ojca. -brunet wpatrywał się we mnie morderczym wzrokiem. Co miałem zrobić? Ten koleś mnie zaraz zabije!
- To nie moja wina!
- Czyżby? Z resztą nie ważne. Wiec, że nigdy ci tego nie wybaczę!
- Ja...
- I niech twoja córka trzyma się od mojego syna z daleka! Gdybym tylko domyślił się, że mieszkam tak blisko mordercy moich rodziców, nie dopuściłbym do poznania naszych dzieci!
- Nie mieszaj ich w to. Oni nic nie wiedzą o tamtych czasach.
- W takim razie powinni się dowiedzieć i to teraz!
*************************************************************************************************************
Dam Dam Dam :)
15 komentarzy = kolejny rozdział ;)
Kocham was <3
Wasza A.
xoxo
CZYTASZ
Igrzyska Śmierci - Peeta & Katniss
Fiksi Penggemar*W TRAKCIE EDYCJI* Jeśli chcecie dowiedzieć się co stało się po Igrzyskach odpowiedź znajdziecie właśnie tutaj! Jak potoczą się losy Nieszczęśliwych Kochanków z Dwunastego Dystryktu? Czy odnajdą w końcu szczęście?