Rozdział piętnasty

1.3K 201 20
                                    

Skyler

Nie mogę usiedzieć na fotelu. Wciąż odwracam się w stronę wejścia, by mieć pewność, że Zodiac nie przyszedł. Mimo upływu czasu, nie jestem spokojniejsza. Horror, który jest właśnie emitowany zapewne mógłby mnie zainteresować, zważywszy na odgłosy ludzi, którzy w przeciwieństwie do mnie skupiają się na nim. Ja jednak myślę tylko o tym, że muszę stąd iść, nim on znów się pojawi.

– Boli mnie głowa, wracam do siebie – szepczę do Olivii.

– Już? Nawet się nie zabawiłyśmy – odpowiada z wyraźnym niezadowoleniem.

– Nie usiedzę tu dłużej. Spotkamy się jutro, dobrze?

Niechętnie kiwa głową.

– Ale weź taksówkę.

– Jasne. Nie zamierzam iść tyle drogi pieszo.

Żegnam się z nią i Chuck'iem, po czym od razu wychodzę z sali. Muzyka dochodząca z głównego pomieszczenia znów rozbrzmiewa dookoła. Wpada w ucho i w innych okolicznościach chętnie zabawiłabym się do jej rytmu. Dziś jednak muszę wrócić do domu. Żałuję, bo sam klub jest nieziemski. Ten, kto wpadł na to, by go stworzyć jest pieprzonym geniuszem. Ludzie kochają zło, a przynajmniej tak im się wydaje. To, co tu znajdują, z pewnością spełnia ich zapotrzebowanie. Nawet ja czuję się lepiej w tym miejscu. Niemal jak w wymarzonym domu. Jak we własnym piekle...

Przed wyjściem zamawiam drinka, którego wypijam duszkiem, po czym pośpiesznie wychodzę z klubu, nim znów wpadnę na mężczyznę, którego nie chcę oglądać. To dla mnie zbyt wiele. Noc spędzona z Michael'em od razu przestała mieć znaczenie. Wystarczył moment, bym znów poczuła nieodpartą ochotę rzucenia się na zamaskowanego Kata z Portland.

Taksówka odwozi mnie pod samą kamienicę. Gdy tylko wysiadam z samochodu, mój wzrok ucieka w kierunku mostu. Ledwo widać go z tego miejsca, ale niechciana tęsknota powraca z ogromną siłą. Wzdycham i ruszam do drzwi. Chcę się położyć, by jak najszybciej zakończyć ten parszywy dzień.

Serce staje mi na moment, gdy zauważam, że drzwi do mojego mieszkania są uchylone. Jestem pewna, że zamykałam je na klucz. Nie przeraziłoby mnie to tak bardzo, gdyby nie torba z pieniędzmi, która mogłaby zostać odkryta. Kto jednak mógłby o niej wiedzieć?

Cholera, nie mogę zostać bez grosza.

Bardzo ostrożnie wchodzę do środka. Nie dostrzegam jednak śladów włamania. Wszystko jest na swoim miejscu. Rozglądam się po skąpanym w mroku pomieszczeniu i choć niewiele widzę, jestem pewna, że nic nie zostało ruszone.

Naprawdę mogłabym zapomnieć o zamknięciu drzwi? To nie jest możliwe. Nie postradałam zmysłów. Chyba.

Wolnym krokiem idę w stronę sypialni. Jej drzwi otwarte są na oścież. Je także zamykałam. Pamiętam, że to robiłam. Zauważam nagle coś, czego z pewnością tu nie było. Na moim łóżku leży broń. Już z tej odległości, mimo wszechobecnego mroku, jestem w stanie stwierdzić, że to porządny pistolet. Tylko dlaczego tu leży? Podchodzę bliżej, a moim oczom ukazuje się czarna wstążka. Z trudem przełykam ślinę i nim zdążę zrobić cokolwiek, przeszywa mnie ten mroczny szept.

– Pasuje do ciebie.

Prostuję się, lecz nie odwracam.

– Wiesz... Mężczyźni zwykle kupują kobietom kwiatki lub czekoladki.

– Jestem niepoprawnym romantykiem.

– Dlatego dostarczasz mi regularnie narzędzia zbrodni?

– Ucieszyłabyś się z kwiatów?

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz