PROLOG

44 3 0
                                    

Siedemnaście lat to strasznie chujowy wiek. Z jednej strony wszyscy dookoła chcą, byś zachowywał się jak dorosły i punktują każdy najmniejszy przejaw zachowań uważanych za „dziecinne", a z drugiej – nawet piwa w sklepie nie kupisz na legalu. Poza tym starzy nagle orientują się, że to, co masz w spodniach, służy nie tylko do sikania (no co za odkrycie!), a ty (o zgrozo!) doskonale o tym wiesz! Więc cała kwestia zaufania (jeśli udało się je wcześniej wypracować) od razu wali się na pysk. I tak – jesteś już (prawie) dorosły, więc musisz być „poważny" i odpowiedzialny, bo inaczej nie wypada, ale przecież nadal jesteś dzieckiem (no przecież!), co oznacza, że musisz wykonywać polecenia, nie masz prawa mieć własnego zdania i kategorycznie nie możesz mieć tajemnic. Prywatność? No bez jaj... To MY – twoi Szanowni Rodzice – dajemy ci dach nad głową, ciuchy i żarcie, więc to MY decydujemy o wszystkim! I tak, mamy prawo bez pytania sprawdzać, gdzie wychodzisz, co czytasz oraz co masz w szafkach, komputerze i komórce. A jak będziesz się stawiał, to będzie szlaban. No i to tyle. Koniec dyskusji.

Problem w tym, że ja faktycznie mam tajemnice... A zwłaszcza jedną, której muszę strzec za wszelką cenę. Taką, która – gdyby się wydała – mogłaby zniszczyć wszystko. A wtedy nie wiem, co mogłoby się stać. Możliwe, że zostałbym wyrzucony z domu. Takie rzeczy już się zdarzały w tej zabitej dechami, śmierdzącej mieścinie. Z tego, co wiem, Michalscy tak właśnie potraktowali swojego jedynego syna. Chłopak był wtedy niewiele starszy ode mnie, a oni po prostu wyjebali go za drzwi. Ponoć miał potem bardzo ciężko, ale ostatecznie poradził sobie i teraz mieszka w Katowicach. Nie wiem tego na pewno, ale tak wynikało z rozmowy między moją mamą a wujkiem Tomkiem, którą podsłuchałem kilka lat temu (wujek przyjaźnił się kiedyś z tym chłopakiem od Michalskich i myślę, że dobrze wiedział, co mówi). W każdym razie takich, jak Michalscy, w tym mieście nie brakuje i wcale nie jestem przekonany, że moi starzy zachowaliby się inaczej. Tak to już jest w tych naszych Małych Łanach. Jak by nie patrzeć, nazwa jest adekwatna. Mała mieścina pełna ludzi z małymi horyzontami i jeszcze mniejszymi mózgami... To musiał być kiedyś świetny dowcip, gdy ktoś lata temu wpadł na to, żeby z tej wiochy zrobić miasto.

Ale to nie mój problem. I tak zamierzam wynieść się stąd tak szybko, jak tylko się da. Nie mogę tu zostać. Jeśli jest coś, czego jestem pewny, to jest to właśnie ta rzecz. Tutaj nie ma dla mnie przyszłości, za to czekają same zagrożenia (z linczem włącznie). Tylko jak to zrobić? I co dalej? Na razie nie mam ani planu, ani możliwości. Za to z każdym dniem robi się tu dla mnie coraz mniej bezpiecznie. Przez tyle lat udawało mi się trzymać moją tajemnicę z dala od innych ludzi, zwłaszcza tych, których mam najbliżej, jednak nie wiem jak długo jeszcze dam radę. Ok, Michał wie, zresztą od kilku lat, ale on nikomu nie powie (i pomyśleć, że kiedyś się nienawidziliśmy!). No i Szynszyl ostatecznie też się chyba domyślił, jednak jego mogę być pewny, bo ma ten sam problem, co ja. Poza tym jego rodzina przeprowadziła się w październiku do Krakowa (czego mu cholernie zazdroszczę) i zerwał wszystkie kontakty z tą pipidówą (czemu wcale się nie dziwię, bo po tym wszystkim zrobiłbym tak samo). Ale poza nimi dwoma pewności nie ma nikt. Gorzej z podejrzeniami...


Popełniłem błąd, przyznaję. I teraz coraz bardziej się obawiam. Zwłaszcza tego, że w którymś momencie stracę czujność i sam przypadkowo się wkopię, jeszcze bardziej niż do tej pory. Ostatnie wydarzenia dobitnie to pokazały. Przecież było już tak blisko... Tak niewiele brakowało, by wszystko trafił szlag. Oni i tak już coś wyniuchali, tego jestem akurat pewny. Obserwują mnie, zadają dziwne pytania, kontrolują... Gdyby nie szkoła, to pewnie w ogóle nie mógłbym wychodzić z domu. A i tak nie mam co marzyć, żeby po zakończeniu lekcji gdzieś się jeszcze powłóczyć tak jak kiedyś. Nie wiem, co będzie w wakacje. Może w ogóle zamkną mnie w pokoju na klucz i będą wypuszczać tylko na posiłki i do kościoła? Mama na pewno byłaby z tego zadowolona z tym jej pieprzonym fanatyzmem... Tyle że jeśli mam chodzić tylko tam, to wolę już siedzieć zamknięty w pokoju. Ale to się, niestety, nie uda. Nie po batalii, którą stoczyłem kilka lat temu, gdy próbowała na siłę wcisnąć mnie na ministranta. I nie po tym, co odstawiłem w kwestii mojego bierzmowania. Nigdy nie wybaczyła mi mojego uporu w obu tych sprawach i nadal na siłę ciągnie mnie do kościoła, mimo mojego otwartego sprzeciwu. A ja nic nie mogę zrobić, przynajmniej dopóki tutaj mieszkam.

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz