CZĘŚĆ III - Rozdział VIII

12 3 0
                                    

Radek nie wrócił ani za dwa tygodnie, ani za trzy. Powoli dobijał czwarty tydzień od chwili, gdy opuścił Małe Łany i nadal nie było wiadomo, kiedy będzie mógł zostawić matkę samą. Niestety, okazało się, że zasłabnięcie było tylko objawem czegoś poważniejszego. Do szpitala już nie wróciła, ale musiała sporo odpoczywać, a Radek był pewny, że jak tylko on stamtąd zniknie, ona od razu wstanie z łóżka i wybierze się na jakieś „Sprzątanie świata" lub akcję charytatywną. I w efekcie zniweczy skutki leczenia. Dlatego nadal przy niej siedział, pomagając jej, a jednocześnie pilnując.

Oczywiście rozumiałem to doskonale i podczas rozmów telefonicznych często go o tym zapewniałem. Poza tym, nie byliśmy przecież parą, tylko dwoma znajomymi (chociaż może już nawet przyjaciółmi), więc zdecydowanie nie powinien się mną przejmować. Wydawało się jednak, że on patrzy na to inaczej, co znowu wprowadziło zamęt w mojej głowie.

Dzwoniliśmy do siebie często, rozmawiając o filmach, książkach i zwykłych, codziennych sprawach. On opowiadał mi o tym, co właśnie robi lub czasem o swoim życiu za granicą, ja z kolei mówiłem o szkole i rodzicach (cisza przed burzą, jak to nazywałem, trwała nieprzerwanie). Ani razu nie pojawiło się nic innego, nic bardziej... intymnego, a co mogłoby dotyczyć nas dwóch. Mimo to miałem wrażenie, że on czeka na te nasze rozmowy i cieszy się z nich. Ja też czekałem, cholernie niecierpliwie, tyle że akurat miałem powody. A on?...


Był już grudzień i zacząłem się zastanawiać, czy Radek w ogóle wróci do Małych Łanów. Nie żeby nie chciał (sam to co chwilę powtarzał), ale widziałem przecież, co dzieje się za oknem. Przez większość czasu lało, ale dni ze śniegiem też się pojawiały. Poza tym zrobiło się zimno, a po każdej nocy na zewnątrz skrzył się lód. W pewnej chwili zacząłem nawet kombinować, czy nie zakazać mu tego powrotu. Przecież nadal jeździł na motorze! Co by było, gdyby gdzieś na autostradzie wpadł w poślizg? Nie chciałem nawet o tym myśleć... Nie wspominając już, że zmarznie na kość, mimo tych swoich skórzanych ciuchów. On jednak ciągle zapewniał mnie, że stara się jeździć bezpiecznie i że dla niego jazda zimą to nie pierwszyzna („Pojeździłbyś w zimie po Alpach, to byś wiedział jak to jest"). Bardzo chciałem mu wierzyć, ale i tak nie zmniejszyło to moich obaw. Aczkolwiek na razie nie miało to znaczenia, przynajmniej dopóki jego matka nie poczuje się lepiej.

Niestety, ta nieobecność zaczęła mocno się na mnie odbijać. Przez cały czas chodziłem jak struty, warcząc na wszystkich i klnąc znacznie częściej niż do tej pory. Na dodatek Adam znowu zaczął mnie podejrzewać, że chodzi o jakąś pannę, która najwidoczniej dała mi kosza. Jak miałem mu wytłumaczyć, że jest inaczej? Ok, faktycznie chodziło o sprawy sercowe, ale zupełnie nie tak, jak to sobie wyobrażał. W końcu, dla świętego spokoju, machnąłem na to ręką i przyznałem mu rację. A wtedy Adam ogłosił triumf! Co więcej, dorobił sobie nawet teorię, według której nareszcie wyjaśniło się, dlaczego dostałem w Rybniku po mordzie!

– O tak, już wszystko zrozumiałem. A ty się teraz zamknij i słuchaj. Potem mi powiesz, czy mam rację – rzucił na którejś przerwie. – Więc... Jakimś cudem zarwałeś jakiegoś lachona z Rybnika. Może na necie, nie wnikam. I nie odzywaj się! Na razie ja mówię! Zacząłeś się z lasencją spotykać i to właśnie po to pojechałeś do Rybnika. Problem w tym, że owa pannica ma brata, osiedlowego dresa. Głupiego, tępego chujka. Ty dresem nie jesteś, więc od razu kolesiowi podpadłeś. No i to jest w sumie cała historia. Pojechałeś do niej, a nie na żadną uczelnię, ale on się o tym dowiedział i z koleżkami postanowili spuścić ci wpierdol. I jak? Mam rację?

– Jesteś pojebany – odparłem, ale zupełnie się tym nie zraził.

– Te, a może tu chodzi o coś więcej, co? – nie ustępował. – Ej, przyznaj się! Co jej zrobiłeś? Przeleciałeś ją? No dawaj!

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz