CZĘŚĆ III - Rozdział IV

16 3 0
                                    

Jak wróciłem do domu? Nie miałem pojęcia. W jednej chwili byłem w szkolnej bramie, razem z Radkiem, a w następnej stałem już po domem. Byłem tak oszołomiony, że w ogóle nie pamiętałem trasy! Radek zaprosił mnie do kina... Radek umówił się ze mną... Radek...

Słowa łomotały w mojej głowie, a wraz z nimi domysły i nadzieje. No ok, samo zaproszenie to jeszcze nie był dowód na nic, ani też nie pozwalało na snucie jakichś planów. Po prostu usłyszał ode mnie wcześniej, że lubię starsze filmy, więc postanowił mi zrobić niespodziankę. Albo faktycznie byłem tu jedyną osobą, którą jakoś tam znał i zwyczajnie poczuł potrzebę oderwania się na chwilę od domu ciotki, w którym pewnie przebywał przez cały czas (pomijając może krótkie momenty przeznaczone na bieganie). Ale mój młody, napakowany różnymi dziwnymi historiami rodem z Internetu umysł nie przyjmował tego do wiadomości i obecnie był rozgrzany do czerwoności. Mimo że przecież Radek nadal niczym się nie zdradził i sam przecież wyraźnie powiedział, że nie ma tu żadnych podtekstów.

Tak naprawdę to ja jakimś wielkim fanem staroci nie byłem. Jasne, dzięki Michałowi przekonałem się do takich filmów i od czasu do czasu lubiłem coś sobie wrzucić na komputer. Zwłaszcza jeśli Michał mi to polecił (gust miał świetny, trzeba mu to przyznać). O, na przykład taki „Lot nad kukułczym gniazdem" cholernie mi się podobał. No i „Batman" z Nicholsonem (według mnie bił na głowę wszystkie kolejne, efekciarskie filmy z tym bohaterem). Ale jednak wolałem nowsze produkcje, a za filmami Marvela i serią o Harrym Potterze wprost szalałem (zwłaszcza odkąd zobaczyłem półnagiego Daniela Radcliffe'a na plakacie spektaklu „Equus"). Głupio mi jednak było przed Radkiem, więc powiedziałem, co powiedziałem. Ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Z nim mógłbym pójść na cokolwiek, byle tylko był obok. Tak, zdecydowanie znowu mi kompletnie odwaliło. Znowu się zadurzyłem. I znowu sam wystawiałem tyłek pod siarczystego kopniaka...

Musiałem się uspokoić! Do kina umówiliśmy się na sobotę, więc miałem na to kilka dni. A także na obmyślenie strategii. Przyrzekłem sobie, że zrobię wszystko, by nie wyjść na durnia i przede wszystkim – niczym się nie zdradzić. Żadnych dziwnych ruchów, żadnych podtekstów, żadnych głupich, rozanielonych spojrzeń. Tylko zwykła kumpelska rozmowa. Jeszcze mi tego brakowało, żeby Radek nagle naskoczył na mnie od pedałów. Nie mówiąc już o tym, jakie skutki by to spowodowało w mieście i moim otoczeniu. Tak, to chyba wystarczało, by trochę mnie otrzeźwić. Prawda?...


Zanim nacisnąłem klamkę, wziąłem kilka głębokich oddechów. W tym samym momencie zobaczyłem, jak tata podjeżdża pod dom i skręca do garażu. Dobrze, że nie przyjąłem od Radka propozycji podwózki (chociaż korciło mnie niesamowicie!). W ogóle nie chciałem żeby moi rodzice nas razem zobaczyli, a gdybym jeszcze pojawił się na motorze... Nie, mama nie dałaby mi spokoju. Raz, że od razu miałbym dochodzenie dotyczące Radka, a dwa – na pewno pojawiłby się wykład odnośnie bezpieczeństwa, zagrożeń związanych z jazdą na motorze i wsiadania na takie monstrum z kimś, kto na pewno będzie się popisywał i zapierdzielał dwieście na godzinę w terenie zabudowanym (jakby nasza dziurawa droga pod domem na to pozwalała...).

Wszedłem do domu i przywitałem się z mamą. Odpowiedziała jak gdyby nigdy nic (ostatnio było tak zawsze, chociaż od pobicia, a potem tej cholernej rozmowy u księdza Tomasza, minął już ponad miesiąc), po czym od razu zawołała mnie na obiad.

Ledwo usiadłem przy stole, gdy w kuchni pojawił się tata. Trzymaną w ręce teczkę rzucił obok drzwi, po czym też zajął miejsce. Natarł wściekle na podanego mu kotleta, jakby ten nadal jeszcze żył i mógł mu uciec z talerza. Wyraźnie był czymś wkurzony, ale przynajmniej trzeźwy. To nie tak, że wracał nawalony jak bela lub wtaczał się do domu rozwalając wszystko po drodze! Nie, tylko na imprezach pozwalał sobie na więcej (chociaż i tak za dużo moim zdaniem). Ale w ciągu kilku ostatnich lat bardzo często wyczuwałem od niego alkohol gdy wracał pracy, a nawet jeśli niczego takiego nie było, to wieczorem i tak ładował w siebie dwa lub trzy piwa. Nic nie mówiłem (zresztą, pewnie i tak dostałbym wtedy opierdziel i nakaz zajmowania się swoimi sprawami), ale niezbyt mi się to podobało. Zwłaszcza że parę razy w takim stanie prowadził. Dzisiaj jednak nie wyczuwałem nic, był za to widocznie zdenerwowany.

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz