CZĘŚĆ I - Rozdział V

16 2 0
                                    

Wtedy jeszcze bardzo rzadko przeklinałem. To nie był jeszcze ten czas. A jeśli już mi się zdarzyło, bardzo się pilnowałem, żeby przypadkiem nie usłyszał tego ktoś dorosły. Pomijam, że i tata, i dziadek klęli przy mnie ile się dało, jednak gdyby coś takiego wyszło z moich ust, z mety zarobiłbym w dziób. Ale w tym momencie chciałem rzucać kurwami na prawo i lewo, najlepiej na głos, mocno i siarczyście. No bo jak inaczej miałem sobie poradzić z tym, co właśnie zaszło? Kurwa, ja przecież przed chwilą zwaliłem sobie konia myśląc o chłopaku! I to takim, który był za ścianą. Nawet go w tym momencie nie widziałem... Wystarczyła sama świadomość, że stoi nagi tuż za drzwiami!

Od dłuższego czasu w łazience panowała cisza, więc domyśliłem się, że Michała już tam nie ma. Ale chociaż coraz bardziej chciało mi się sikać, nie miałem odwagi tam wejść. Nie chciałem żeby mnie teraz zobaczył. Zupełnie jakbym miał wypisane na czole „pedał", albo „zboczeniec". Oczywiście niczego takiego tam nie było, a Michał – i ktokolwiek inny – nie mógł wiedzieć, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Byłem tego świadomy, a jednocześnie dławiło mnie znacznie większe poczucie winy niż przy jakiejkolwiek wcześniejszej masturbacji. Mimo że z Bogiem i Kościołem miałem teraz tylko tyle wspólnego, ile wymagało nie denerwowanie mamy (przecież w końcu byłem tutaj, a nie na pielgrzymce!), lata uczęszczania na religię i wszystko to, co słyszałem w domu i szkole na temat homosiów, zrobiły swoje. Nie potrafiłem tak łatwo pozbyć się z głowy wizji ciężkiego, śmiertelnego grzechu, ani pogardy i nienawiści, z jaką moi najbliżsi odnosili się do osób o innej orientacji seksualnej niż ta jedyna właściwa (przynajmniej według katolików).

Musiałem się uspokoić, zwłaszcza że lada moment ciocia mogła mnie zawołać na dół. Nie mogłem przecież pokazać się tam w takim stanie, z wypiekami na twarzy i zaczerwienionymi od płaczu oczami. Od razu by zapytała, co mi jest. Może nawet by pomyślała, że jestem chory, a to już był tylko krok od telefonu do rodziców. I to w pierwszych godzinach mojego pobytu tutaj! Z drugiej strony... może to by było najlepsze rozwiązanie? Wyjechać stąd, wrócić do domu... Nieważne, że mama byłaby wściekła i cały jej pomysł pielgrzymki poszedłby w diabły. Może byłoby to lepsze niż przebywanie w tym domu, pod jednym dachem z... NIM. Mama na pewno wzbiłaby się na wyżyny kreatywności, starając się uprzykrzyć mi życie w najbliższych tygodniach, może nawet i do końca wakacji, a to wybiłoby mi z głowy myślenie o bzdurnych sprawach, które zdecydowanie nie powinny pojawiać się w mojej głowie.

Problem w tym, że tak naprawdę wcale tego nie chciałem. To były tylko takie głupie myśli, nic więcej. Za nic nie chciałem wracać do domu. No i powiedzmy sobie szczerze – czy cokolwiek, co wymyśliłaby mama, mogłoby zablokować roztrząsanie moich nowych, niespodziewanych problemów? Mogło być nawet gorzej, bo zostawiony sam na sam z własnymi myślami mógłbym zawędrować w rejony, w które nie miałem prawa się zapuszczać. Tyle że ja już tam właśnie byłem...


Żeby choć na chwilę odwrócić uwagę od niedawnej sytuacji, zacząłem się wreszcie rozpakowywać. T-shirty, majtki, spodenki, kąpielówki, piżama, sandały... Wszystko lądowało na łóżku. Bardzo żałowałem, że nie miałem tutaj żadnego komputera, ale nie było takiej możliwości. W domu korzystałem ze stacjonarnego, a laptopa jeszcze wtedy nie mieliśmy. Z kolei w tym domu, jak powiedziała ciocia, jedynie Michał posiadał komputer, co rzecz jasna z automatu uwalało zakaz mamy zabraniający mi korzystania z tego urządzenia więcej niż dwie godziny dziennie. Niby gdzie miałbym siedzieć? U mojego kuzyna? Nie, takiej opcji zdecydowanie nie było. A szkoda, bo generalnie bardzo by mi się teraz przydał Internet. Może tam znalazłbym odpowiedzi na pytania, które właśnie mnie dręczyły. Oczywiście mogłem się połączyć z Internetem przez komórkę, ale do tego potrzebowałbym wspomnianego przez ciocię hasła do wi-fi, bo moja taryfa nie nadawała się do odbierania danych komórkowych (ojciec zadbał o to kupując mi telefon). A to – jak pamiętałem – było w posiadaniu Michała... Czyli musiałbym do niego pójść i zapytać. W ten sposób błędne koło się zamykało. Tak więc na razie zdecydowanie nie było takiej opcji. Może później, przy kolacji...

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz