CZĘŚĆ III - Rozdział VII

13 3 0
                                    

W kolejną sobotę w kinie leciała „Diuna". Ale nie ta nowa z Chalametem, tylko stara, w reżyserii Davida Lyncha. Faceta kojarzyłem, bo opowiadał mi o nim kiedyś Michał, ale żadnego jego filmu nie widziałem. I rzeczywiście, ta wersja „Diuny" niezbyt przypadła mi do gustu, chociaż musiałem przyznać, że w tamtych czasach efekty musiały być uważane za bardzo nowatorskie. No i nie wiedziałem, że grał tam Sting. Ale to wszystko i tak nie miało dla mnie znaczenia. Liczyło się tylko to, że Radek był obok. I był zachwycony. Okazało się, że nie widział wcześniej tego filmu.

Nie udało mi się dopiąć swego i zapłacić za bilety, ale przynajmniej pozwolił zaprosić się na kawę. Znowu przegadaliśmy prawie dwie godziny. Poznawałem go coraz lepiej i coraz mocniej się w nim zadurzałem. I chociaż nadal bardzo się pilnowałem, musiałby być ślepy żeby tego nie widzieć. Mimo to wciąż nie robił nic, co mogłoby mi dać jakąkolwiek nadzieję. Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście zależało mu tylko na przyjaźni i nic więcej go nie interesowało. W pewnym momencie doszedłem już do wniosku, że naprawdę jest stuprocentowo hetero i dalsze ślinienie się do niego zwyczajnie nie ma sensu (jakby mogło mnie to powstrzymać...). Cóż, na pewno lepiej było uważać tak niż myśleć, że jest gejem, tylko że to ja mu nie pasuję.

Tego wieczora, gdy wracaliśmy, zaczął sypać drobny śnieg. Radek w pewnym momencie zatrzymał się i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ciemne niebo. Obserwowałem jak mokre płatki osiadają na jego twarzy, a potem, roztopione, spływają w dół na brodę i szyję. Niektóre krople wpadały mu za kołnierz kurtki, ale wydawał się tym nie przejmować. Wyglądał pięknie w blasku latarni.

– Wiesz, lubię zimę – powiedział nagle, przerywając moje przemyślenia.

– Mamy jeszcze jesień – odparłem trzeźwo i zaraz zganiłem sam siebie. On zwyczajnie się cieszył, a ja musiałem wyskoczyć z jakimiś prawdami objawionymi.

– No tak, ale już niedługo – stwierdził, niezrażony moimi słowami. – Pierwszy śnieg już jest, a to znaczy, że zima czeka za rogiem. Czai się i patrzy, ciekawa, kto ją przyjmie z radością, a kto z przekleństwem.

– Poetą też jesteś? – zapytałem, a on wtedy spojrzał na mnie.

– Kiedyś pisałem wiersze – odparł, zaskakując mnie. – Jak byłem w twoim wieku. No, może trochę młodszy.

– O... Nie mówiłeś tego wcześniej. Masz je jeszcze? Dasz mi przeczytać?

– Lubisz poezję?

– Nieszczególnie. Zdecydowanie wolę powieści. Ale twoje chętnie bym przeczytał.

Zachichotał, po czym pokręcił głową.

– Nie ma szans – powiedział. – To było straszne gówno. Nie miałem takiego rozumu jak ty i pisałem, co mi ślina na język przyniosła. A przynosiła same popieprzone rzeczy. Poza tym, nawet gdybym chciał ci je pokazać, to i tak już dawno ich nie ma. Zanim jeszcze wyjechałem, wszystkie przepuściłem przez komin.

– Szkoda – stwierdziłem.

– Wcale nie – odparł wzruszając ramionami. – To naprawdę był straszny szit.


To spotkanie zakończyło się tak samo, jak poprzednie – uściskiem ręki. Wróciłem do domu nabuzowany i wściekły. Nie na niego oczywiście – na siebie. No i może na cały pozostały świat – ten, który nienawidził takich jak ja, który odmawiał nam szczęścia i który sprawiał, że zamiast z radością odkrywać bliskość drugiego człowieka, musieliśmy kłamać i ukrywać się. Chciałem czegoś, czego mieć nie mogłem, a najwidoczniej wszechświat odmawiał mi pomocy. Zastanawiałem się, co by było, gdybym to ja zrobił pierwszy krok. Na pewno by go to zaskoczyło i to mocno. Jeden, jedyny pocałunek... Serio, nic więcej. Nawet gdybym sekundę później miał dostać od niego w ryj. Co prawda, nie sądziłem, że może mnie uderzyć, ale pod wpływem szoku... Kto wie?

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz