CZĘŚĆ II - Rozdział VIII

13 3 0
                                    

Gdy dotarłem do domu, było już po dwudziestej. Wiedziałem, że zaczną się pytania, ale niewiele mnie to obchodziło. Byłem oszołomiony wydarzeniami dzisiejszego dnia i rozstrojony. Ta bójka w parku, to, co zrobiłem, Szynszyl, wizyta w jego domu, jego rodzice, no i on sam... Już dawno nie wydarzyło się tak dużo ważnych rzeczy w tak krótkim czasie. Co to dla mnie oznaczało? Czy Szynszyl domyślił się? Z jednej strony byłem tego pewny, a z drugiej... Przecież nic mu nie powiedziałem. Niczego nie potwierdziłem. Jasne, mógł się domyślać, zwłaszcza po tym, co stało się na końcu, ale pewności nie miał. Tylko czy to wystarczy, by mnie ochronić? Ok, wiedziałem, że geje mają ponoć jakiś specjalny gejradar, który pozwala im na wykrycie innych homo. Niektórzy na czatach chwalili się, że ich gejradar jest niezawodny. Ale z kolei zdecydowana większość twierdziła, że to pic na wodę fotomontaż. I ja sam też tak uważałem.

No dobra, ale przyjmijmy najgorszy scenariusz i uznajmy, że Szynszyl jednak wie. I co z tego? Co z tym zrobi? Wyjdzie na miasto i zacznie wrzeszczeć, że Łukasz Rylski jest pedałem? Nie, nie sądziłem, że mógłby tak zrobić. Ktoś inny, na przykład w ramach zemsty za lata poniżania, może i tak, ale nie Szynszyl. Owszem, nie znałem go i nic o nim nie wiedziałem, ale jakoś nie wyglądał mi na kogoś, kto mógłby zrobić coś takiego. No i chyba nawiązała się między nami jakaś nić porozumienia. Gdyby nie to, że wkrótce się wyprowadza, może i polubilibyśmy się (i nic więcej!).

„Chciałbym mieć w tobie przyjaciela...".

Nie zmieniało to jednak faktu, że w głowie miałem totalny zamęt i byłem rozkojarzony. I pewnie właśnie dlatego byłem zupełnie nieprzygotowany na atak, który nastąpił ledwo przekroczyłem próg domu


– Co ty sobie wyobrażasz?! Całkiem ci już odbiło?! – wrzasnęła moja matka, gdy tylko pojawiłem się w zasięgu jej wzroku. – Mało mi wstydu przynosisz tym swoim upartym stawianiem się? Postanowiłeś iść na całość?

– Ale... o co chodzi? – zapytałem totalnie zbity z tropu, bo kompletnie nie wiedziałem, co znowu zrobiłem.

– O co chodzi?! – krzyknęła, a jej głos wszedł na te piszczące, wysokie rejestry. Była naprawdę wściekła. – On się jeszcze pyta! Ciesz się, że nie ma ojca, bo inaczej by z tobą porozmawiał. Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?!

– Ale co?! – wrzasnąłem, bo miałem już dość. Ok, niech mnie opierdala, ale chcę przynajmniej wiedzieć za co!

– Nie podnoś na mnie głosu, smarkaczu! Przed chwilą dzwoniła Helena, pani Małecka. Powiedziała, że w parku pobiłeś jej syna! Przestraszyłeś go! Powiedziała, że zachowywałeś się jakbyś oszalał! I wiem, że mówiła prawdę, bo widzę jak wyglądasz!

Że... Kurwa... Co?! Pobiłem Wirala? Wiral się przestraszył? Ja pierdolę... Co tu się działo? Ktoś na pewno stracił rozum, ale zdecydowanie nie byłem to ja.

– Ty sobie ze mnie żartujesz? – zapytałem, o dziwo całkiem spokojnie. – Ja miałbym pobić Wirala? Ty widziałaś go kiedyś? Wiesz jak wygląda? Serio myślisz, że dałbym radę pobić większego i silniejszego kolesia? W dodatku otoczony przez jego pięciu kumpli?

– Helena powiedziała, że się biłeś. I to mi wystarczy! Uderzyłeś innego chłopaka! Nie tak cię wychowywałam! – rzuciła mama, aczkolwiek jej głos brzmiał teraz trochę mniej pewnie. Co jednak nie przeszkadzało jej rzucać mi w twarz oskarżenia.

– No tak, bo przecież to, co powie ta stara, wtrącająca się we wszystko purchawa, jest dla ciebie ważniejsze niż zdanie własnego syna! – krzyknąłem z gniewem. – Tak, byłem tam, zupełnie przypadkowo. Ale, po pierwsze, nie pobiłem Wirala, tylko go popchnąłem. A po drugie, to on pobił mnie! Chcesz zobaczyć ślady? Powiedziała ci to ta twoja Helena? A powiedziała ci też, dlaczego to zrobiłem? Powiedziała ci, co robił jej synalek?

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz