CZĘŚĆ III - Rozdział XIX

14 3 0
                                    

Gdy stanąłem pod drzwiami mojego rodzinnego domu, byłem już bliski zawału. Nasz samochód stał przed garażem, ale nie zdobyłem się na to, by podejść do niego i sprawdzić, czy maska jest ciepła. Nie było to zresztą potrzebne. Wiedziałem, że się nie pomyliłem. Jak i to, kto musiał siedzieć za kierownicą, kiedy auto nas mijało. Teraz najważniejsze było pytanie, czy tata nas widział. Jeśli nie, to nie ma problemu (dlatego muszę zachować zimną krew i wejść tam jak gdyby nigdy nic, żeby nie nabrali żadnych podejrzeń). Ale jeśli nas zobaczył i rozpoznał... Tu już wszystko zależało od pytania, które zapewne padnie. Czasu na jego wymyślenie mieli dość. Choć od tamtego skrzyżowania do domu miałem nieco ponad pół godziny drogi, dzisiaj zajęło mi to prawie godzinę.

Najprościej byłoby powiedzieć, że spotkałem Radka przypadkowo, kiedy wracałem od Szymona. On też szedł z jakiejś imprezy i po prostu trafiliśmy się po drodze. Normalna sprawa i nic, co należałoby drążyć. Znamy się przecież, a skoro trasę mieliśmy częściowo wspólną, to dlaczego nie moglibyśmy jej przebyć razem?

Tak, to było proste i przede wszystkim prawdopodobne. Nie pozwalało na żadne dziwne domysły, a poza tym trudno to było zakwestionować. Oczywiście mogli zadzwonić do Szymona, ale jeszcze w drodze wysłałem mu wiadomość z informacją, że wróciłem i z instrukcją, co ma mówić w razie jakiejś kontroli ze strony moich starych. Niestety, jeszcze nie odpisał, ale trudno. Dłużej czekać nie mogłem.


Nacisnąłem klamkę i z duszą na ramieniu wszedłem do domu. Szybko zdjąłem buty i ruszyłem do salonu. Niestety, tylko w taki sposób mogłem dostać się na schody prowadzące na piętro i do mojego pokoju. Liczyłem jednak, że rodzice są w kuchni. Jeśli ojciec był w warsztacie i dopiero wrócił (choć wydawało mi się dziwne, że pojechał tam 1 stycznia), to może właśnie mama podawała mu obiad.

Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem, że oboje siedzą na kanapie i wpatrują się we mnie bez słowa. Od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. Siedzieli sztywno i z kamiennymi minami. W tym momencie naprawdę obleciał mnie strach, ale jedyne, co mogłem zrobić, to nadal grać swoją rolę.

– Cześć! – rzuciłem od wejścia. – Przepraszam, że jestem tak późno, ale obiecałem Szymonowi, że pomogę mu sprzątać. No i trochę nam zeszło. Idę się przebrać, bo strasznie sypie śniegiem.

Ruszyłem w stronę wyjścia prowadzącego ku schodom, ale zanim zdążyłem zrobić dwa kroki, usłyszałem pytanie matki:

– Gdzie byłeś?

Zatrzymałem się gwałtownie. „Kurwa! Dowiedzieli się!" – błysnęło mi w głowie. Poczułem, że uginają się pode mną nogi. Ale mimo to nadal liczyłem, że uda mi się jakoś z tego wybrnąć.

– No... przecież wiecie – powiedziałem trochę niepewnie. – U Szymona. Na imprezie sylwestrowej. Przecież pozwoliliście mi iść!

– Nie. Nie było cię tam – odpowiedziała moja matka zimnym, ale dziwnie spokojnym głosem. – I nie kłam, bo znamy prawdę. Tata pojechał tam i okazało się, że cię nie ma.

Jakim cudem jeszcze stałem na nogach? Nie miałem pojęcia. Przez głowę przelatywały mi setki myśli, ale żadna nie była na tyle sensowna, by mi teraz pomóc. Pojechał po mnie? Po jaką cholerę?! Nie tak się umawialiśmy!

– Pewnie byłem już w autobusie – rzuciłem, niby od niechcenia, ale zabrzmiało to sztucznie. Zdawałem sobie z tego sprawę. – Czemu nie zadzwoniliście?

– Chcesz dalej w to brnąć? – zapytała mama, unosząc brwi. – No dobrze. Wiemy, że wcale cię tam nie było. Nawet się tam nie pojawiłeś!

– Szymon wam tak powiedział? – próbowałem się zaśmiać. Źle to wyszło. – Pogadam sobie z nim. Takie żarty wcale nie są śmieszne...

Jeszcze zdążę cię odnaleźć (Poza nawiasem - Tom II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz