Wypadek

932 31 15
                                    

Kiedy to się stało Katrina miała 20 lat, często zdarzało jej się pracować po godzinach więc wracała nieraz po zachodzie słońca. Właściwie nie miałoby to takiego znaczenia, za dnia również było niebezpiecznie, ale ona miała tego dnia wyjątkowego pecha. Wampir zaatakował ją cicho i od tyłu, nawet nie zdążyła krzyknąć. Gdy się ocknęła leżała w jakiejś bocznej uliczce cała zdrętwiała, dopiero po dłuższej chwili wróciła jej pamięć. Wystraszona zaczęła sprawdzać szyję, wyczuła pod palcami dwa wgłębienia, dlaczego nie bolały? Nagle uświadomiła sobie coś co przeraziło ją do cna, wiedziała dużo o wampirach, wiedziała że ten kto przeżyje ukąszenie albo przemieni się w wampira albo, co zdarzało się bardzo rzadko, umrze po jakimś czasie w wyniku zakażenia. Ona żyła i czuła się zadziwiająco dobrze... TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA !!! Przejechała językiem po zębach, kły były zdecydowanie zbyt długie.... NIE!!! Zdała sobie sprawę że coś niemiłosiernie cuchnie metalicznym smrodem. Sięgnęła do małej wewnętrznej kieszonki płaszcza i wyjęła nieduży srebrny sztylet podarowany jej kiedyś przez brata, upuściła go na ziemię bo parzył jej palce. To on tak śmierdział...

  - Jestem... - szepnęła cicho do siebie, nie potrafiła wymówić drugiego słowa

Siedziała na ziemi trzęsąc się ze strachu, szoku i niedowierzania. Usłyszała odgłos kroków i odwróciła głowę w jego kierunku.

- W porządku...? - zapytał jakiś chłopak co najwyżej dwa lata starszy od niej

Spojrzała na niego jarzącymi się czerwienią oczami, drgnął ale nie uciekał

 - Wampir... - uśmiechnął się niepewnie – szczęśliwie jestem dla ciebie niejadalny – bił od niego jakiś dziwny zapach, instynkt podpowiadał że źródło tej woni jest niebezpieczne.

 - Nie jes-tem wam-pirem – zaprzeczyła, z wysiłkiem wypowiadając słowa

Popatrzył na nią zdziwiony i podszedł bliżej, zobaczył zaschniętą krew na jej szyi i nagle wszystko zrozumiał.

 - To dlatego tak się trzęsiesz... - mruknął pod nosem - Jestem Jeff – przedstawił się jakby miało to jakieś kluczowe znaczenie - i dałbym sobie rękę uciąć że właśnie zostałaś przemieniona. Mam rację?

 - Idź sobie i daj mi spokój – warknęła

 - Przepraszam... chcę ci tylko pomóc... jakoś...

 - Już nie możesz – burknęła – Idź sobie.

Stał dłuższą chwilę nieruchomo marszcząc brwi jakby coś rozważał.

 - Nie mogę cię tak zostawić, jesteś ranna...

 - Coś ty za jeden, początkujący bohater? Nie masz obowiązku mi pomagać, nie możesz ani nawet nie powinieneś, a teraz zjeżdżaj.

Warknęła odsłaniając ostrzegawczo kły w nadziei że odstraszy dziwaka ale on nawet się nie cofnął.

 - Słuchaj znam gościa który może mógłby ci pomóc, prawdziwy znawca przysięgam.

 - Odmieniłby mnie z powrotem ? - spytała nie wierząc mu ani odrobinę

 - Nie mam pewności ale to geniusz, całkiem możliwe, że coś wymyśli – nie odpuszczał – Właściwie pójście do niego to chyba najlepsze co możesz teraz zrobić.

Musiała przyznać mu rację.

 - Czemu tak uparcie chcesz mi pomóc?

 - Bo gdybym był na twoim miejscu chciałbym, żeby mi ktoś pomógł

Pomógł jej wstać, dziwiła się trochę kompletnym brakiem strachu z jego strony, przecież każdy normalny człowiek boi się wampirów. Prowadził ją ulicami opustoszałego miasta była właściwie już noc i niewiele ludzi posiadających nieco zdrowego rozsądku pozostawało poza domem. Wątpiła by aktualnie Jeff był rozsądny. Doszli do małego nieco zniszczonego domku, chłopak bez wahania podszedł do drzwi i zadzwonił, po dłuższej chwili otworzył im wysoki starszy pan bynajmniej nie w piżamie.

 - O Jeffrey co się stało, zapomniałeś czegoś? - zapytał spokojnie

 - Ta dziewczyna potrzebuje twojej pomocy profesorze. - odpowiedział chłopak

Widząc Katrinę profesor cofnął się wystraszony a jego oczy się zaokrągliły.

 - To wampirzyca, głupi chłopaku, po co ją tu przyprowadziłeś? - zdenerwował się

 - Ona dopiero co została przemieniona, psorze, pomyślałem, że mógłby pan jej pomóc.

Starszy mężczyzna zastanawiał się chwilę po czym cofnął się by wpuścić ich do środka

 - Wchodźcie – rzucił

Mieszkanko było mocno zagracone i silnie kojarzyło się z laboratorium, wszędzie stały jakieś sprzęty o nieznanym Katrinie przeznaczeniu, wyglądające na co najmniej bardzo drogie. Profesor wprowadził ich do pomieszczenia pełniącego chyba rolę jego pracowni, dziewczyna usiadła na krześle które podsunął jej Jeff, on sam stał opierając się o ścianę. Podenerwowany mężczyzna chodził w te i z powrotem.

 - Musisz pojąć wreszcie chłopcze, że takim jak ona nie da się pomóc. Po przemianie nie da się zrobić nic, nie jest już człowiekiem i nigdy nie będzie. Gdyby nie była jeszcze zmieniona mógłbym próbować usunąć jad i przysięgam, że starałbym się z całych sił ale teraz jestem bezradny. - popatrzył na nią z wyraźnym smutkiem

Katrina pochyliła głowę a po jej policzku spłynęła samotna łza.

 - Rozumiem – powiedziała cicho – dziękuję za dobre chęci i panu profesorze i tobie Jeff. - wstała – Pójdę już.

Profesor pożegnał ich i wyraził współczucie dla Katriny, przy okazji dowiedzieli się jak ma na imię.

 - Katrina, czekaj! - zawołał za nią chłopak kiedy niemal wybiegła na ulicę

Przystanęła i po chwili się z nią zrównał.

 - Masz dokąd pójść? - spytał

 - Mam dom i starszego brata który może będzie łaskawy mnie zastrzelić zanim zrobię komuś krzywdę. - powiedziała wiedząc, że Danny nigdy by tego nie zrobił, ona zresztą nie mała odwagi by mu się pokazać. Zraniłaby tak samo siebie jak i jego, przecież to wampiry uczyniły ich sierotami.

 - Zastrzelić!? - zdumiał się chłopak

 - Jest łowcą wampirów – wyjaśniła – Ja też miałam być ale moje ciało okazało się za słabe, do tego trzeba mieć zdrowie. - właściwie nie wiedziała dlaczego mu to mówi ale ten miły, nieco dziwny chłopak był teraz jedynym człowiekiem który przednią nie uciekał.

 - Chyba nie mówisz poważnie? - znów zaskoczył ją troską w głosie.

 - Nie, właściwie nie wiem dokąd pójdę, nie chcę żeby brat mnie taką widział.

Jeff wyraźnie się nad czymś zastanawiał.

 - Mieszkam w domu, który dziadek zostawił mi w spadku ale jestem sam i są dwa wolne pokoje i ...

Cofnęła się gwałtownie, to już była przesada!

 - Ty chyba jesteś stuknięty... Najpierw znajdujesz zupełnie obcego wampira na ulicy, pomagasz mi i masz głęboko gdzieś że mogę cie użreć, a teraz zapraszasz mnie do własnego domu! Co z tobą nie tak?!

Zaczął się śmiać.

 - Nie mam powodu żeby się bać, jestem dla ciebie jak trucizna więc raczej mnie nie ugryziesz a kto wie może kiedyś odwdzięczysz mi się za pomoc i uratujesz życie. Na świecie jest dużo gorszych rodzajów śmierci niż z ręki wampira. Może kiedyś znajdę się zaklinowany w płonącym samochodzie a ty z dobroci serca mnie stamtąd wyciągniesz zamiast dać mi się spalić żywcem. - mówił zupełnie poważnie i miał trochę racji, wampiry posiadały nadludzką siłę i nie miałaby problemu nawet z rozerwaniem na pół pick-up'a

To wszystko było dziwne i mocno szalone ale nie mogła już wrócić do domu, zamieszkała z Jeffem.







Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz