Żałoba

311 21 3
                                    

Wojna to ból u śmierć, nieważne którą stroną jesteś.

Tego dnia od rana padał deszcz. Cmentarne drzewa zwieszały mokre gałęzie ponuro obserwując pogrążonych w smutku ludzi niewidocznymi oczyma. Jakiś pies z nieznanego nikomu powodu wył, skomlał i zawodził pogłębiając nastrój. Na pogrzebie zabitego łowcy pojawił się cały oddział. Gdy spuszczano już trumnę do grobu stojąca najbliżej żona łowcy wraz z dwójką ich dzieci uniosła głowę. W ich stronę zmierzała odziana w głęboką czerń para, był to wysoki, czarnowłosy mężczyzna jedną ręką trzymający parasol, idący pod rękę z niższą od niego blondynką. Dziewczyna poruszała się z wyraźnym trudem, raz omal nie upadła ale on na tonie pozwolił. Wreszcie dołączyli oni do zebranych żałobników, kobieta przymknęła na chwilę oczy i znów spojrzała w głąb grobu. Gdy mogiła została zamknięta zaczęto składać kwiaty, dziewczyna wyrwała się swojemu towarzyszowi i chwiejąc się nieco podeszła by złożyć ogromny biały bukiet. Ceremonia się zakończyła, zebrani powoli się przerzedzali, aż wreszcie nad grobem pozostała tylko żona Brandona, Danny, który nie mógł zdobyć się by odejść i owa para. Kobieta nagle podeszła do blondynki, spojrzały sobie głęboko w oczy.

-Nie wiem czy nie proszę o zbyt wiele. - odezwała się - Ale jeśli to możliwe, to niech ten pogrzeb będzie jednym z ostatnich.

-Ja nic nie mogę obiecać, ale będę dążyć, żeby było ich jak najmniej. - odpowiedziała jej blondynka z powagą

Patrzyły na siebie jeszcze chwilę po czym kobieta odeszła. Danny cicho podszedł i położył dłoń na ramieniu Katriny, omal nie cofnął jej z powrotem zaskoczony drżeniem siostry. Wampirzyca odwróciła się do niego po chwili i zobaczył cieknące po jej policzkach łzy.

-Nie uciekliście, chociaż was prosiłam... - szepnęła -Dlaczego...? - nie czekając na odpowiedź wyminęła go, wyrywając się Michaelowi, który natychmiast ruszył za nią

Nie chciała kryć się pod parasolem, deszcz pomagał ukryć łzy.


Po starciu z lordem długo dochodziła do siebie, ciało powoli się regenerowało ale z umysłem było znacznie gorzej. Katrina godzinami płakała w poduszkę z bezsilności, zadręczana przez wyrzuty sumienia, a gdy próbowała spać śniła jej się ta bezsensowna, desperacka walka, z przeciwnikiem z którym wygrać nie miała prawa. Siedziała cały czas w domu Jeffa, nie chodziła do Nory ani w ogóle nie wystawiała nosa na zewnątrz odpoczywając i za wszelką cenę próbując zająć myśli czymś innym niż wewnętrzny ból, który rozrywał ją na kawałki. Szczęśliwie Jeff jak na prawdziwego przyjaciela przystało, nie miał najmniejszego zamiaru zostawiać jej samej sobie w żałobie, starał się spędzać z nią czas podobnie zresztą jak Michael, Danny, a także Jessica. Jeff wyżalił jej się z tego jak martwi się o swoją wampirzą przyjaciółkę i trudno powiedzieć dlaczego poczuła się w obowiązku by ją odwiedzać. Raz nawet próbowała wyciągnąć wampirzycę na zakupy, w myśl tego, że przecież to najlepszy sposób na poprawienie humoru kobiecie. Wszystkie te starania pomagały ale poczucie winy nadal zżerało Katrinę od środka.

Nie powinna była do tego dopuścić.

Miała ich wszystkich bronić, to był jej jedyny cel, chronić ludzi i zawiodła.

Gdy któryś raz z rzędu zasnęła spodziewając się koszmarów, które zbudzą ją po pół godzinie, coś się zmieniło. Znalazła się w dobrze już sobie znanym, pogrążonym w półmroku pomieszczeniu, na jego środku stała czerwonoka Katrina.

-Witaj. - powiedziała delikatnym, miłym głosem

-Chcesz mi coś powiedzieć? - spytała wprost właściwa Katrina

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz