Zdrajca

356 29 2
                                    

George był airgenatem, dowódcą grupy jednostek, bardzo dobrym dowódcą.

Mimo to właśnie przegrywali.

Sami żołnierze królowej nie byli aż takim zagrożeniem, to były płotki. Nieliczni walczący pod prawdziwą postacią, też byli do pokonania, głównie dlatego, że nie przekraczali sześciu metrów od pyska do ogona.

Ale to na co patrzył teraz, mierzyło ponad dwadzieścia.

Monstrum przypominało górę mięśni z czterema łapami i wielką paszczą na przedzie. George zarządził odwrót, po tym jak ponad połowa oddziału zginęła próbując zabić to coś, sam wraz ze swoimi najlepszymi ludźmi, osłaniał tyły. Ryki rozwścieczonej bestii mroziły mu krew w żyłach, ale nie było mowy, by miał porzucić swoich żołnierzy.

-Dowódco! Wsparcie! - zawołał ktoś z boku

George spojrzał we wskazywanym kierunku. Rzeczywiście zbliżało się do nich kilku łowców, na przodzie podążał młody mężczyzna z niewielką raną ciętą na ramieniu.

-Odwrót! - zawołał gdy tylko podeszli bliżej - Nie pokonamy tego. Wracajcie, będziemy was osłaniać.

-Nie wiem jak inni, ale ja zostaje. - niemal warknął chłopak z raną

Dowódca już chciał podkreślić, że to rozkaz kiedy coś go tknęło. Chłopak przypominał potwora. Dzikie zielone oczy, poszarpane włosy w miodowym odcieniu blondu, rozchylone usta i niemal wyszczerzone zęby, całe jego ubranie było umazane wampirzą krwią.

-Rób jak chcesz, jak tak dalej pójdzie to i tak wszyscy zginiemy. -wiedział, że łowca nie posłuchałby nawet gdyby zagroził mu bronią

Widywał już takich jak on, zachowywali się jak wściekłe psy, nie słuchali nikogo i walczyli puki mogli utrzymać się na nogach.

-Danny... - towarzysząca mu łowczyni była wyraźnie zmartwiona

-Idź jak chcesz, ja zostaję. - rzucił

Nagle z bocznej uliczki wyskoczył jeden z mniejszych przemienionych. George nawet nie zdążył się ruszyć, kiedy ten szurnięty młodzik skoczył ku bestii i jakby bez większego wysiłku, wbił niemal metrowe ostrze prosto w serce. Wampir zawył przeraźliwie i rozpadł się w pył.

Problem w tym, że to jeszcze bardziej rozwścieczyło tego wielkiego.

Bestia zaszarżowała na nich ale, po chwili zatrzymała się w miejscu, żłobiąc pazurami rowki w podłożu. Usłyszeli za plecami złowrogi syk, po chwili łowcy zrozumieli, że są otoczeni.

Za nimi stało kilkunastometrowe bydle.

Wampir wyglądał jak żywcem wzięty z legend o smokach. Wielkie czarne cielsko, długi wężowaty ogon, smukła łabędzia szyja, utrzymująca łeb z podłużnym pyskiem. Do tego cztery pazurzaste łapy, z przednimi połączone były także skrzydła podobne do tych u nietoperzy. Smok ryknął ogłuszająco i wyskoczył w powietrze.

Nie spadł jednak na łowców, ale runął wprost na wielki łeb zaskoczonego monstrum.

Większy wampir wrzasnął kiedy ostre pazury pozbawiły go oczu. Ciężar przeciwnika przycisnął go do ziemi, ale po chwili napiął mięśnie i zaczął się podnosić razem z siedzącym na nim smokiem. Zarówno łowcy jak i żołnierze królowej patrzyli w zdumieniu jak monstrum zrzuca drapiącego i gryzącego smoka. Po chwili potwory ponownie skoczyły sobie do gardeł. Walka rozgorzała na dobre. George nie mógł oderwać wzroku. Smok był mniejszy, ale pozbawiony oczu przeciwnik, nie był w stanie sprostać jego zwinności. Bestia zręcznie unikała ataków, co chwilę wynajdując okazję do zadania własnych ciosów. Olbrzym który zwyciężył tylu jego ludzi, po kilku minutach był wyjącą, zakrwawioną górą mięsa. Gdy już zregenerował oczy, było za późno, w końcu upadł i smok rozerwał mu gardło, niemal odrywając głowę.

Monstrum rozpadło się w pył.

Łowcy stali w bezruchu, obserwując zaledwie nieco podrapanego, smoka. Wampir odwrócił głowę w ich stronę, spojrzenie zielonych oczu potwora spotkało się ze wzrokiem Geogrea.

-Zdrajca! - krzyknął któryś z wampirzych żołnierzy

Smok popatrzył na niego, otworzył pysk i zaśmiał się kpiąco.

Tak, tego dźwięku inaczej nie można byłoby nazwać.

Z roześmianej paszczy wysunął się czerwony język i oblizał parę kłów, znacznie dłuższą od pozostałych zębów. Po chwili zaszarżował na żołnierzy, nie byli głupi i od razu wzięli odwrót. Nie ścigał ich, odwrócił się z powrotem do łowców.

-Dowódco, atakujemy? - zapytała jedna z łowczyń

George nagle zorientował się, że patrzą na niego wszyscy łowcy, nawet ten świrnięty blondyn najwyraźniej czekał na jego decyzje. Już miał coś powiedzieć kiedy zagłuszył go głośny syk smoka, automatycznie popatrzył w jego stronę, a ich oczy znów się spotkały.

Nagle jedno z zielonych ślepi na moment się zamknęło i zaraz otworzyło, cała głowa lekko się przy tym kiwnęła.

-Czy on właśnie puścił nam oko? - zdumiała się stojąca obok Sandra

Łowcy popatrzyli po sobie nie wiedząc co myśleć, smok nie czekał na ich reakcję, podskoczył i wzbił się w powietrze.

Siły królowej pozbawione swojego asa okazały się być znacznie słabsze i... mniej chętne do walki.


Kiedy wróciła, była piąta nad ranem. Po cichu prześlizgnęła się po domu, kierując się do swojego pokoju, nie chciała obudzić Jeffa. Padła na łóżko, pragnęła snu, choć fizycznie go nie potrzebowała, pozwalał jej się solidnie odprężyć. Inną sprawą było, że we śnie mogła spotkać tą drugą Katrinę.

-Czyżby pilnowanie rodzeństwa było aż tak męczące? -odezwał się głos z kąta pokoju

Katrina nawet nie drgnęła, cały czas wiedziała, że tam jest.

-Slade, czy wiesz, że podglądanie dziewczyn, jest nieprzystojnym zachowaniem? - usiadła - Poza tym, chowanie się za szafą, to metoda małych, niegrzecznych chłopców, a nie dostojnych lordów.

Wampir z wyraźną niechęcią opuścił kryjówkę, ale po chwili się uśmiechnął.

-No proszę, teraz nie jestem upierdliwy, ale dostojny. Awansowałem.

-Nie - rzuciła - Upierdliwy nadal jesteś, czego dowodem jest twoja obecność tutaj i fakt, że zamiast sobie smacznie pospać, muszę męczyć się rozmową z tobą.

-Jesteś niewdzięczna, wiesz? Pomogłem ci, pamiętasz? Nauczyłem cię tłumić aurę. - żalił się

Katrina ziewnęła i obdarzyła go mocno niechętnym spojrzeniem.

-To może podasz mi jakiś ważny powód dręczenia mnie teraz. -zaproponowała sarkastycznym tonem

Slade spoważniał.

-Tak, jest jeden, bardzo poważny powód. - popatrzył jej w oczy -to, że właśnie otwarcie postawiłaś się królowej.

-Dla brata zrobię wszystko. - odparła cicho, wolno wstała i podeszła do okna - Czyżbyś miał zamiar mnie ukarać? Za zdradę...to zapewne śmierć... - popatrzyła gdzieś daleko przed siebie

Slade się skrzywił.

-Dlaczego miałbym tak postąpić?

Wampirzyca zaśmiała się nieszczerze.

-Wy, lordowie, jesteście prawą ręką władcy. Masz taki obowiązek.

Nagle twarz lorda bardzo się zmieniła, uśmiechnął się dziwnie, a oczy błysnęły mu dziko.

-A co jeśli sam też jestem zdrajcą?

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz