Przeciwko braciom?

371 31 0
                                    

-Witajcie! - uśmiechnęła się ciepło – Jak już wam wiadomo, poprzedni pionier nie żyje, zajęłam jego miejsce pokonawszy go w uczciwym pojedynku, w co mam nadzieje, nie wątpicie. Mam zamiar wywrócić wszystko do góry nogami i nie będę się z tym kryć, ale... nie chcę działać wbrew waszej woli, nie chce was do niczego zmuszać. Dlatego najpierw wszystko wam wyjaśnię licząc, że zgodzicie się z moimi wartościami. - zrobiła krótką pauzę –Niektórzy mieli już okazję mnie poznać, tak, jestem jedną z was od dość niedawna i... ciągle czuje więź z ludźmi. Możliwe, że właśnie stąd moja decyzja by nie brać udziału w planie królowej. - przerwała bo zgodnie z tym czego się spodziewała, wśród zebranych nieźle zahuczało

Cierpliwie zaczekała aż ucichną po czym podjęła.

- Nasze życie pod rządem królowej bez wątpienia było by bezpieczniejsze, bez łowców, bez srebra, bez jakichkolwiek zagrożeń... do czasu, aż postanowi nas wszystkich wcielić do swojej armii. - znów rozległy się pomruki, ale znacznie cichsze –Mój serdeczny przyjaciel powiedział ostatnio coś bardzo ważnego. Powiedział, że jak dotąd nikt nie próbował rozwiązać problemu inaczej, nikt nie próbował pogodzić istnienia ludzi i nas, wampirów, bez wyrzynania się nawzajem. Dlaczego nasze ugryzienia zawsze zabijają? Może da się inaczej? - znów króciutka pauza –Da się. - sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej malutką fiolkę – Mam do was pytanie, czy istnieje inny rodzaj jadu niż ten który zmienia człowieka w jednego z nas? Śmiało, odpowiedzcie.

Wampiry zaczęły spoglądać po sobie, w końcu jeden z członków Świty odezwał się niepewnie.

-Nie istnieje...

Katrina popatrzyła na niego po czym znów skupiła się na ogóle.

-No – zachęciła – Dalej, czy wy też tak uważacie? Czy wampiry posiadają tylko jeden jad?

Wreszcie między zebranymi rozległy się zgodne pomruki. Teraz miała już pewność, oni o niczym nie wiedzą.

-Niestety... jesteście w błędzie. - uniosła fiolkę tak by każdy mógł ją zobaczyć.- Oto antidotum! Antidotum na to co tak naprawdę zabija ludzi. Na drugi jad nad którego wstrzyknięciem nie mamy żadnej kontroli. Jad będący zwykłą trucizną i co najgorsze... o którego istnieniu najwyraźniej żadne z nas nie miało pojęcia. Jesteśmy jadowici jak węże... - sala aż zadrżała od podniesionych głosów

Katrina czekała cierpliwie ale gdy po pięciu minutach wciąż panował chaos postanowiła zainterweniować.

-Uspokójcie się! - nie krzyknęła zbyt głośno ale zadziałało błyskawicznie, po paru sekundach panowała niemal grobowa cisza, a wampiry patrzyły na nią z wielkim napięciem – Dziękuję. Kontynuując, dlaczego mielibyśmy walczyć w wojnie której możliwie dałoby się uniknąć. Może jest jeszcze dla nas nadzieja. Nie wiem jak wy, ale mnie osobiście podoba się wizja spokojnego życia, bez zabijania kiedy tylko się zgłodnieje i bez łowców czyhających na każdym kroku ze srebrnym ostrzem w ręku. Wiem, że to co teraz mówię jest bardzo ambitne, jestem przecież tylko pionierem. Wydaje mi się jednak, że jak teraz zrezygnujemy, bo jesteśmy na to za mali, to kto w ogóle podejmie się próby zmienienia tego wszystkiego? Jak mówiłam nie chcę was do niczego zmuszać, po prostu liczę, że znajdą się na tej sali tacy którzy zechcą mi pomóc z własnej woli. Istnienie trucizny odkrył pewien odważny człowiek, doktor, jak się okazuje wystarczyło jedynie dokładnie obejrzeć kły by odkryć jej istnienie. Wystarczyło jedynie pobrać próbkę i ją dobrze zbadać, by stworzyć antidotum. Kto wie czego jeszcze można dokonać? Może... może nawet istnieje sposób dzięki któremu będziemy w stanie obyć się bez krwi... - ostatnie zdanie powiedziała nico ciszej

Zgromadzeni patrzyli na nią wielkimi jak monety oczami, czuli, że to co mówi jest szczere i wiedzieli, że ma dużo racji. Kiedy wampiry przestaną atakować ludzi nie będzie już powodu dla którego łowcy mieliby na nie polować.

-Zapewne niekurzy z was boją się, że coś takiego może zostać odebrane jako bunt. Moglibyśmy zostać ukarani... jednak przysięgam wam wszystkim, że jeśli dojdzie do czegoś podobnego wezmę wszystko na siebie. - położyła prawą dłoń na sercu - Jestem pionierką, zawsze możecie powiedzieć, że was zmusiłam i nie wahajcie się przed tym. - spauzowała na chwilę – Żyjemy wczasach nowoczesnej medycyny, zacznijmy więc z tego korzystać i tak, są ludzie skłonni nam pomóc. Wystarczy jedynie chcieć. Zastanówcie się, teoretycznie stajemy przeciwko własnej rasie, przeciwko braciom... przeciwko nim... a może dla nich? - umilkła na chwilę - Dziękuję za uwagę.

Była wykończona, ta przemowa kosztowała ją więcej niż sądziła, wśród zebranych panowała cisza.

-Mam wśród ludzi rodzinę – odezwała się nagle jakaś wampirzyca– i nie jestem jedyna, wielu z nas jest w takiej sytuacji. Nie wiem jak pozostali, ale ja dla ich dobra dałabym się pokroić. Z przyjemnością za tobą pójdę. - uśmiechnęła się niepewnie, a Katrina odwzajemniła ten uśmiech

-Ja też! - rzucił ktoś z tyłu sali

Moment później aż zahuczało od podobnych deklaracji, Katrina potrzebowała dłuższej chwili by uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Michael miał rację... gdy zrobiło się trochę ciszej naprzód wszedł szarooki blondyn z którym miała okazję zatańczyć na poprzednim zbiegowisku.

-Jeśli mogę spytać – odezwał się donośnym głosem – czy ty pani masz rodzinę między ludźmi?

W sekundę po tym pytaniu zapanowała absolutna cisza, wampiry nadstawiły uszu.

-Nie będę was okłamywać. – westchnęła cicho – Mam brata, jest człowiekiem... i łowcą...

Po sali rozszedł się cichy pomruk... był to jednak pomruk pełen współczucia. Blondyn się zmieszał, chyba żałował, że zadał to pytanie.

-Przepraszam... - bąknął patrząc w podłogę

Katrina jednak nie myślała o jego pytaniu, nie potrafiła powstrzymać szczerego uśmiechu który pojawił się na jej twarzy. Naprawdę nigdy by nie pomyślała, że spotka się z czymś takim, oni chcieli, ONI NAPRAWDĘ CHCIELI! Nie wiedziała jakim cudem ale wręcz to wyczuwała.

Udało się.



George Woods krążył nerwowo po swoim gabinecie. Drżał gdy pomyślał jak blisko tragedii byli.

Właśnie ,przez swoją ignorancję, cała organizacja łowców o mały włos nie popełniła największego błędu w historii. Od tragedii ocalił ich czysty przypadek, polegający na tym, że wyjątkowo jedna z licznych przesłanek o ważnych ruchach wampirów nie została zignorowana. Swoją drogą, cała ta absurdalna historia z tchórzliwym wampirem chcącym ocalić swoją skórę, aż cuchnęła podstępem. Wywiad sprawdził jednak wszystko dokładnie, królowa zbierała siły i nie było najmniejszego śladu żeby miał być to jakiś rodzaj pułapki. Przez sposób w jaki zdobyto informację, pojawiły się nawet niedorzeczne domysły, jakoby ktoś zdradził królową.

To jednak przecież niemożliwe, żeby jakiś wampir stanął po ich stronie.

Co najgorsze, czasu mieli naprawdę mało, szacowano, że atak może nastąpić nawet dzisiejszej nocy. Cała ta sytuacja nie dawała mu spać po nocach, choćby dlatego, że nie zdołali zebrać tylu sił ile by chcieli, każdy łowca był na wagę złota więc w walce mieli wziąć udział wszyscy.

Także on i jego młody, niepoważny i niedoświadczony syn, który dopiero co został pełnoprawnym łowcą.

Nagle z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.

-Wejść!

To była Sandra, jego partnerka w duecie. Tylko na nią spojrzał i już wiedział, że stało się się coś poważnego. Zbliżyła się i popatrzyła mu prosto w oczy.

-Zaczęło się

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz