Bestia

424 30 6
                                    

Powinien ją ogarnąć strach.

Powinien.

Nadal jednak czuła tylko nienawiść.

W miejscu w którym moment wcześniej stał wysoki, bliznowaty wampir,siedziało C O Ś. Stwór miał ze trzy metry od pyska do ogona i wyglądał trochę jak żywy gargulec. Paskudna zębata morda, chuda sylwetka, para nietoperzowatych skrzydeł, cztery pazurzaste łapy o długich palcach, rząd małych kolców biegnący przez całą długość kręgosłupa i długi smukły wężowaty ogon.

Dowód na to, że wampir to tak naprawdę potwór w ludzkiej skórze.

Wampiry które przyszły poprzyglądać się pojedynkowi stały teraz zbite w grupkę i patrzyły z lękiem na nową formę pioniera. Tak, to wciąż był ten sam pionier. Zdolność do przybrania tak zwanej „prawdziwej formy" cechowała wampiry naprawdę silne, takie do których zabicia, łowcy używali specjalnych środków. Byle podrzędne pijawki nigdy nie kwestionowały ich władzy, wampir nie mogący przemienić się w coś takiego nie ma szans w walce z nimi. Pionier zacharczał i przeraźliwie zawył.

Katrina ziewnęła w odpowiedzi.

Teoretycznie była już stracona, nigdy go przecież nie pokona.

Teoretycznie.

-Może gdybyś nie groził mojemu bratu odpuściłabym sobie. -powiedziała spokojnie – Niestety ktokolwiek będzie chciał skrzywdzić moją rodzinę, zginie. Dotyczy to też i ciebie.

Czerwone ślepia wlepiły w nią kpiące spojrzenie.

Katrina zadarła głowę i ryknęła.

Powietrze zawirowało i gargulcowate stworzenie się skuliło.

W miejscu Katriny stała jeszcze większa bestia.

Mierzyła z piętnaście metrów i wyglądem najbardziej przypominała smoka. Szlachetna głowa smukły pysk, łabędzia szyja, szponiaste łapy, potężne smocze skrzydła zrośnięte z przednimi kończynami, długi biczowaty ogon. Katrina była jak w transie, zrobiła to instynktownie i sama jeszcze nie rozumiała czego właśnie dokonała. Wiedziała za to doskonale, że teraz może pokonać pioniera i że go nienawidzi. Zaskoczony i po raz pierwszy szczerze przerażony gargulec w ostatnim momencie uskoczył przed wielkimi pazurami. Był pięć razy mniejszy i bez wątpienia słabszy. Spróbował ucieczki, wyskoczył w górę i zatrzepotał rozpaczliwie skrzydłami, dawno nie latał. Wielkie szczęki chwyciły jego ogon i Katrina cisnęła nim o ziemię, moment później przygniotła go łapą. Potężny pionier, tkwiący na swojej pozycji od kilkudziesięciu lat, leżał teraz rozpłaszczony jak jaszczurka i zaglądał śmierci w oczy. Zawahała się tylko przez sekundę, potem szczęki się rozwarły i pomknęły w kierunku głowy przeciwnika.

Potworny wrzask.

W miejscu pioniera leżała już tylko kupka pyłu.

Takie były zasady, pioniera, lorda czy króla może zastąpić tylko wampir który zabije go w pojedynku. Katrina powoli uniosła głowę i cofnęła się o krok, po czym odwróciła się do obserwującej wszystko wampirzej widowni. Szczupły mężczyzna o długich czarnych włosach spiętych w koński ogon wystąpił niepewnie na przód i się ukłonił, po chwili pozostali to powtórzyli. Teraz ona była ich pionierką.


Wszystko wskazywało na to, że stoczyły tu walkę wampiry. Danny bezmyślnie gapił się na resztki rozwianego prochu. Nie musiał się długo zastanawiać nad pochodzeniem proszku, to w co zmieniało się ciało zabitego wampira miało specyficzny zapach i kolor.

-Zauważyłeś coś niezwykłego? - usłyszał za sobą głos Jennifer

-Nie. - odwrócił się do niej - Wiatr zrobił swoje ale nie sądzę by zginął tu więcej niż jeden, może dwa wampiry. Prochu jest mało.

-Muszę się zgodzić z Brandonem, coś się tu dzieje, a my nie rozumiemy co. Najpierw te ataki, a teraz to. - trąciła butem pył

-Przepraszam, panie i pani łowco...

Danny i Jenny odwrócili się jednocześnie, za nimi stał chłopak wyglądający na licealistę.

-Widziałem co działo się tu w nocy.


Jeff nie mógł spać, całą noc zastanawiał się co dzieje się z Katriną i nie zmrużył oka. Gdy rano chciał wyjść do sklepu pojedzenie zastał ją półprzytomną pod drzwiami.

-Coś ty najlepszego robiła co? - pytał prowadząc ją pod ramię do najbliższego krzesła

Jęknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Posadził ją i przyniósł szklankę wody, właściwe nie wiedział czy to jej może w jakikolwiek sposób pomóc ale nie miał lepszego pomysłu. Nie musiała nic mówić, doskonale widział, że ma za sobą ciężką walkę. Część ran już się zagoiła ale jej ubranie było potargane i nosiło ślady krwi. Wypiła wodę kilkoma haustami i oddała mu szklankę.

-Możesz w ogóle mówić? Co się do cholery stało? - lekko nią potrząsnął

-Przestań... - burknęła – mówiłam, że to co zrobiłam było konieczne. Potrzebowałam mieć siły... potem ci powiem, cholera. -poderwała się ale straciła równowagę i opadła z powrotem nasiedzenie.

-No już , spokojnie... - zerknął z niepokojem na liczne krwawe plamy i rozdarcia

-Nic mi nie jest. - powiedziała cicho widząc jego zmartwienie

Niespodziewanie zadzwonił dzwonek, to był Michael.

-Katrina! - zawołał i podbiegł gdy tylko ją zobaczył

Nagle go zmroziło i stanął jak wryty.

Aura Katriny była aurą pioniera, nigdy nie spotkał się z równie potężną i przerażającą. Stał zaledwie dwa metry od niej i czuł się jakby miał być rozerwany na strzępy za jeden fałszywy ruch. Katrina się zmieszała, wiedziała co teraz poczuł i widziała przerażenie w jego oczach. Napięcie w powietrzu niemal iskrzyło.

-Zabiłaś go? - bardziej stwierdził niż zapytał gdy udało mu się opanować strach

-Miałam inne wyjście?

-Nie.

Michael najchętniej by uciekł, ale zamiast tego zmusił się by podejść bliżej i położyć dłoń na jej ramieniu. Domyślał się, że jego strach ją frustruje.

-Wygląda na to, że spuścił ci niezłe lanie. - spróbował zażartować

-Żebyś wiedział... - uśmiechnęła się blado – ale obiecałam, że nie dam się zabić.

-Chyba muszę przeprosić – również spróbował się uśmiechnąć- nie uwierzyłem.

Jeff obserwował wszystko z miną pod tytułem „ahaaaa....", nagle doszedł do wniosku że powinien ich zostawić na chwilę samych.

-Idę zrobić herbatę – powiedział i wymknął się do kuchni

Katrina wolno i chwiejnie wstała, oczy Michaela się zaokrągliły gdy w pełni uświadomił sobie w jakim jest stanie. Nagle cały strach gdzieś zniknął zastąpiony przez troskę.

-Trzeba ostrzec łowców... - powiedziała cicho

Chciała gdzieś iść ale Michael delikatnie posadził ją z powrotem.

-Ty zrobiłaś już dość, pozwól mi zając się resztą.

Popatrzyła na niego jakby chciała się kłócić ale po chwili odpuściła.

-Bądź ostrożny.

-Rozkaz. - uśmiechnął się

Musiała mu zaufać, sama ledwo trzymała się na nogach.

Nieważne jednak jak bardzo się starała nie mogła przestać się martwić.


Czy Michael zdoła przekazać ostrzeżenie prze atakiem królowej tak żeby łowcy nie uznali tego za podstęp?



Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz