Krwawa ugoda

216 17 0
                                    

Katrina i Slade w milczeniu szli cichą ulicą małego miasta. Wszędzie było pusto, chociaż dzień się dopiero zaczynał, a ta mieścina była dość daleko od frontu by jej nie ewakuowano. Ludzie jednak pouciekali sami, wyjechali do rodziny, wyprowadzili się daleko stąd, jakikolwiek przechodzień był rzadkim widokiem.

Wreszcie wampiry dotarły do małej kawiarenki, która szczęśliwie była otwarta. W milczącej zgodzie weszli do środka. Pojedyncza kelnerka nieco zaskoczona przerwała rozmowę z koleżanką za ladą i szybko zaprowadziła gości do najładniejszego stolika, znajdującego się na niewielkiej antresoli. Zamówili po kawie i zaczekali aż kelnerka ją przyniesie. Gdy zostali sami Katrina nie spiesząc się do rozpoczęcia rozmowy, leniwie zamieszała swój napój obserwując tworzące się na powierzchni esy floresy. Musiała go o coś poprosić i mimo krzywdy jaką jej zrobił czuła, że nie ma do tego prawa.

Slade również się nie spieszył, siedzieli tak długą chwilę, aż wreszcie postanowiła jednak zakłócić ciszę.

-Nie wygramy tej wojny. - Powiedziała przerywając mieszanie.

-Tak. - Popatrzył na nią niewzruszony, to był oczywisty fakt.

-Czy królowa przebudziła swoje istigh?

-Kiedy ostatni raz byłem w pałacu, żaden z lordów nie władał mocą, a ona ciągle dążyła do jej zdobycia. - Slade zainteresował się własną kawą. - Nie sądzę by w tak krótkim czasie jej się to udało, ale jeśli na świecie jest wampir z przebudzonym istigh to może być tylko ona. - Stary wampir nieznacznie drgnął i spojrzał na Katrinę przenikliwie. - Co zamierzasz zrobić?

Uśmiechnęła się gorzko, wiedziała jaka będzie jego reakcja, dlatego nie chciała wypowiadać tego głośno.

-Zamierzam zginąć. - Skupiła wzrok na maleńkim wirze, który utworzył się po środku jej filiżanki. - Sprzedać swoją skórę najdrożej jak potrafię, po to by inni mogli ją pomścić. -Podniosła głowę i spojrzała Sadeowi w oczy. - Lordzie, nie mam prawa o to prosić ale mimo wszystko to zrobię. Zabij dla mnie królową.

Milczał więc kontynuowała.

-Kiedy królowa znowu na nas ruszy, rzucę jej wyzwanie. Nie mam szans wygrać ale zranię ją tak bardzo jak będę potrafiła, gdy tylko padnę, ty zrobisz to samo. Być może zdołam ją osłabić dość, żebyś ją pokonał, a wtedy, jeśli nadal masz w sobie dość dobrej woli, zastąpisz mnie i na zawsze zakończysz wojnę. Jeśli nie, to i tak wyjdzie na jedno bo ludzie są za słabi by pokonać wampiry. Jeżeli zginiesz, łowcy zrobią wszystko, żeby ją dobić, a potem będą walczyć do ostatniego żołnierza i jeśli zdarzy się cud wygrają. Ostatecznie żmija bez głowy jest już trochę mniej niebezpieczna. To nasza jedyna szansa, nie ma innej drogi dlatego...- Wzięła głębszy wdech czując, że coraz trudniej jej mówić. - Czy zabijesz dla mnie królową?

Slade długą chwilę patrzył na nią w milczeniu, miała wrażenie, że wodzi wzrokiem po jej twarzy, włosach, drobnym wisiorku na jej szyi. Wreszcie spuścił głowę i skupił go na swojej kawie.

-Zapewne pamiętasz Wiktorię, moją podwładną i prawą rękę. - Zaczął, w zamyśleniu głaszcząc kciukiem ucho filiżanki. - Tą, która zdradziła ci kto jest winny twojej przemiany.

Katrina odpowiedziała jedynie spoglądając na niego.

-Kochała mnie. - Ciągnął Slade. - Wiedziała, że nie odwzajemniam jej uczuć, a mimo to była gotowa zrobić dla mnie wszystko. Nawet wtedy gdy ją przegnałem, kiedy miała już pewność, że nigdy nie dostanie tego czego pragnie, nadal byłem dla niej najważniejszy. - Westchnął cicho. - To właśnie ona uratowała mnie podczas bitwy. Wolała wlecieć do paszczy węża i się wysadzić, niż pozwolić mi zginąć, choć miała prawo mnie nienawidzić. Teraz, kiedy prosisz mnie o taką przysługę zaczynam ją rozumieć. Czuję, że mógłbym wyrżnąć ich wszystkich, a nawet cały świat, gdyby miało to uczynić cię szczęśliwą. - Spojrzał Katrinie w oczy. -Tak, zabiję ją dla ciebie. Zabiję, a potem zrobię wszystko, żeby twój sen o wiecznym pokoju się spełnił. W zamian proszę tylko o jedno. - Chwycił jej dłonie chowając je we własnych. - Pozwól mi walczyć samemu.

Katrina chciała natychmiast zaprotestować ale nie dopuścił jej do głosu.

-Nie każ mi stać z boku i patrzeć jak cię zabija! - Powiedział z nagłą gwałtownością w głosie. - Jestem silny, byłem jednym z jej najpotężniejszych lordów i nigdy nie rzuciłem wyzwania tylko dlatego, bo nie pragnąłem władzy. Pokonam ją sam, dla ciebie i stanę się królem pod twoimi rozkazami!

-Slade, kłamiesz.

Ucichł natychmiast, a jego twarz nabrała wyrazu rozpaczy.

-Czasem wolałbym, żebyś nie miała tej zdolności. - Powiedział z goryczą.

-Po prostu zrób to o co cię proszę, albo odmów, bo masz do tego prawo. - Katrina wyrwała się z uścisku i objęła jego prawą dłoń własnymi. - Wiesz, że to jedyna droga by ocalić ludzi.

Usta Sladea rozciągnęły się w szerokim i smutnym uśmiechu, końcówki jego przydługich kłów nieśmiało wychyliły się spod wargi.

-Jak mógłbym nie chcieć ich ratować, kiedy pokochałem kogoś kto gdyby nie ja, wciąż by do nich należał.

-Zrobiłeś już wiele by to odpokutować i chcesz zrobić więcej, a ja ci wybaczyłam. Dlatego to już przeszłość. - Powiedziała cicho i zupełnie szczerze.

Popatrzył na nią zaskoczony.

-Wybaczyłaś?

-Ludzie to potrafią. - Pochyliła się nad stołem i lekko pocałowała go w policzek. - Wybaczają, zwłaszcza przyjaciołom.

Ich dłonie się splotły. Katrina nie mogła już odzyskać człowieczeństwa, a miłość Sladea nigdy nie będzie odwzajemniona. Cierpieli po równo ale oboje się z tym pogodzili.

Siedzieli tak jeszcze długo, a nietknięta kawa powoli stygła.


Gdy Katrina opuszczała gabinet pogrążonego w szoku Whitforda postanowiła nie tracić czasu. Odwiedziła Jeffa, by wspólnie powspominać dawne czasy, spotkała się ze starymi znajomymi spośród łowców i powygłupiała z bratem. Na śmierć nie można się było przygotować ale nie pozostawało jej nic innego jak chociaż spróbować i należycie pożegnać się z przyjaciółmi i ukochanymi. Nikt poza dowództwem i Sladem nie wiedział co planuje. Wymogła na Whitfordzie by dopilnował, żeby Michael i Danny byli umieszczeni na pozycjach które nie pozwoliłyby im cokolwiek zobaczyć, czy w ogóle dowiedzieć się co się dzieje. Za nic nie chciała dopuścić by patrzyli na jej śmierć, nawet jeśli było to trochę egoistyczne. Nie miała zamiaru też w ogóle o tym komukolwiek wspominać nawet na koniec, chciała zapamiętać ich szczęśliwych i uśmiechniętych, a nie zrozpaczonych i błagających by zmieniła zdanie.

Wieczorem planowała kolację przy świecach z Michaelem. Zdawał się być trochę zaskoczony, kiedy go na to namawiała ale jemu chyba również brakowało możliwości by pozachowywać się trochę jak zwykła para. Ostatecznie jednak i tak wylądowali na kanapie z paczką chrupek i komedią romantyczną, przytuleni cieszyli się sobą.

-Michaeeel? - Zagadnęła Katrina leżąc z głową na jego kolanach.- Chciałbyś kiedyś cofnąć czas? No wiesz, żeby dalej być człowiekiem.

-Nie. - Odparł ku jej zdziwieniu. - Gdyby nie to wszystko być może nigdy bym cię nie spotkał. Pamiętasz chyba jak się poznaliśmy?

-Taaa... prawdziwie romantyczne okoliczności. - Burknęła wpychając do ust kilka chrupek naraz.

-A ty?

-Hfo?

-Czy cofnęłabyś czas?

Wampirzyca z rozmysłem przeżuła i połknęła chrupki.

-To jest podchwytliwe pytanie prawda? Bo w końcu gdyby nie przemiana, wiele dobrych rzeczy by się nie wydarzyło... - Westchnęła. - Wiesz co, chciałabym, żeby to wszystko się działo ale ze mną jako człowiekiem.

-Niemożliwe.

-Wiem. - Przeciągnęła się i wtuliła twarz w jego brzuch.

Poczuła, jak jego dłoń delikatnie głaszcze jej włosy i pomyślała, że mogłaby tak leżeć wiecznie.

Naprawdę nie chciała umierać.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz