Whitford

380 24 3
                                    

Katrina była wykończona. Spotkanie z pionierami kosztowało ją mnóstwo energii potrzebnej do korzystania z jej jakże pomocnych darów, właśnie dlatego rzadko używała tych umiejętności. Był środek nocy, więc żeby nie niepokoić Jeffa postanowiła odpocząć w swoim prywatnym pokoju w Norze, zresztą i tam z trudem się dowlokła. Gdy padła na łóżko, do pokoju wszedł Michael, już w ludzkiej postaci.

-Nie ma to jak udane przedstawienie. – rzucił i usiadł na brzegu łóżka – No i zostałem przemiłą kicią. - dodał zadowolony

Katrina się uśmiechnęła

-Ciekawa rzecz, że cały czas miałam pod ręką kogoś niemal tak silnego jak ja sama. - mruknęła

-O nie nie nie... Nie dorastam ci do pięt, pamiętaj, że łączy nas Hołd Krwi, gdyby nie to nie mógłbym przybrać prawdziwej formy. -zaprotestował

-I bez tego byle kim nie byłeś. - stwierdziła obracając się na bok – Widziałam twoje istigh kiedy pozbyłam się wspomnienia, jest znacznie potężniejsze niż u przeciętnego wampira, wierz mi.

Milczeli przez chwilę, nagle wampir położył się obok i ją pocałował, a ona wtuliła się w jego pierś.

-Ostatnio za dużo się dzieje. - zamarudziła

-Ale za to dzieją się rzeczy dobre. - odparł i pogłaskał ją pogłowie

-To jest męczące. - narzekała dalej

-Ciii... Już wszystko będzie dobrze. - zapewnił i pogładził jej policzek

Zadziałał na nią swoim darem, bez zgody ale tym razem jej to nie przeszkadzało. Nie próbowała go blokować, choć mogła, po prostu zamknęła oczy i poddała się niezmąconemu spokojowi powoli ogarniającemu jej jaźń.


Nieznajomy prezentował się dość zwyczajnie. Był to mężczyzna w średnim wieku, przeciętnego wzrostu, obdarzony całkiem przystojną twarzą i parą zielonych, bardzo czujnych oczu. Szedł szybkim, pewnym krokiem, co chwila zerkając na zegarek, wreszcie skręcił w wąską uliczkę i wszedł do znajdującego się tam, dość obskurnego baru. Był środek dnia więc tłumów tam nie było, zamówił jakieś piwo i ukradkiem rozejrzał się wokół, szybko dostrzegł wejście wąskiego korytarza w kącie sali. Zerknął na zegarek, a ten nie pozostawił mu wątpliwości.

To tu.

Mężczyzna odczekał jeszcze kilka chwil i gdy nikt z obsługi nie patrzył w jego stronę zniknął w korytarzyku, pozostawiając nietknięte piwo. Rozejrzał się, po bokach znajdowały się jakieś drzwi, ale to byłoby zbyt oczywiste, zerknął na zegarek, a potem jego wzrok od razu skierował się ku dużemu lustru na końcu korytarza. Podszedł do zwierciadła, położył na nim dłoń i pchnął, lustro drgnęło i obróciło się nieco, odsłaniając ciemną wnękę za nim. Nieznajomy bez wahania wszedł w ukryty korytarzyk i przesunął lustro z powrotem tak jak było wcześniej. Znalazł się w niemal całkowitej ciemności, gdy jego oczy trochę się przyzwyczaiły zobaczył zarys drzwi, słyszał też echa jakichś rozmów, namacał klamkę odetchnął cicho i otworzył drzwi.

W pierwszym momencie żaden z zebranych tam osobników nie zwrócił na niego większej uwagi, ale po kilku chwilach dotarł do nich jego ludzki zapach i mężczyzna przez chwilę poczuł się jak kawałek szynki, wiszący na sznurku nad wybiegiem pełnym głodnych rottweilerów. Nie minęła minuta a wszyscy obecni patrzyli naniego, normalnie w tym momencie zostałby rozdarty na strzępy, ale to miejsce nie było normalne, podobnie jak jego mieszkańcy.

-Hej, coś za jeden!? - usłyszał potężny głos, należący jak się okazało do niemniej potężnego faceta

Po chwili stało oko w oko z niemal dwumetrowym gościem, patrzącym na niego wrogo oczami nie mniej karminowymi niż u pozostałych stojących wokół.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz