A teraz musisz się obudzić

224 18 2
                                    

To zdarzyło się równo tydzień po pierwszej bitwie z siłami królowej. Tym razem na ziemię niczyją wkroczyły wszystkie wampiry, a nie niewielka ich część jak to miało miejsce wcześniej. Katrina wraz ze Sladem ruszyła we wcześniej ustalone z dowództwem i zwiadowcami konkretne miejsce na ich drodze. Była to dość szeroka dolina, otoczona nierównymi, stromymi, skalistymi wzgórzami w istocie dość blisko linii łowców, by pierwsze szeregi były w stanie zobaczyć walczące w oddali wielkie potwory. Gdy znaleźli się na miejscu mieli jeszcze sporo czasu do spotkania z przeciwnikami.

-Ale tu pusto... - Powiedziała cicho Katrina rozglądając się.

Okolica była surowa, jałowa i milcząca. Zupełnie tak jak ludzkie miasta, jeżeli pozwolą, żeby zawładnęły nimi wampiry.

-Przynajmniej nic nie ucierpi, kiedy królowa będzie z nami walczyć. Wielgachna, miotająca się bestia nie jest przyjazna dla otoczenia.- Rzucił Slade trącając butem mały kamień.

-Slade... - Katrinie głos na chwilę uwiązł w gardle i lord na nią popatrzył. - Kiedy już będzie... po wszystkim, powiedz Michaelowi i Dannemu dlaczego nie chciałam, żeby to widzieli. - Spojrzała na niego. - Proszę, nawet jeśli nie zrozumieją, chcę żeby wiedzieli. Zrobisz to dla mnie?

-Oczywiście. - Stary wampir położył swoją wielką dłoń na jej ramieniu.

Wyglądał przy niej kuriozalnie. Wysoki, solidnie zbudowany, o oczach pamiętających zbyt wiele stuleci obok małej, drobnej blondyneczki, która ledwie miała dobić dwudziestu jeden lat. Nagle pomyślał, że tak naprawdę nigdy do niej nie pasował.

Stali tak długo, słuchając szumu łagodnego wiatru i czekając, aż na horyzoncie pojawiła się drobna ciemna linia nieubłaganie zbliżających się wrogów. Katrina poczuła jak lord lekko ją obejmuje, nie zwróciła na ten gest większej uwagi, dopóki jego dłoń nie dotknęła jej czoła.

-Przepraszam Katrina. - Usłyszała szept, kiedy ciemność w niesamowitym tempie opanowywała jej jaźń.

Nie zdążyła zareagować, od początku nie miała szans się obronić. Świat się rozpłynął, a jej ostatnią myślą było wspomnienie jak Michael kiedyś opowiadał jej o zdolnościach wampirów.


-Hej Katrina! Zobacz jaką mam fajną wieżę! - Zawołał Danny.

Dziewczynka na chwilę przerwała sprawdzanie czy jej lalka aby na pewno dobrze się prezentuje w niebieskiej sukience i odwróciła się do brata. Chłopak prostował się z dumą stojąc obok chwiejnej ale faktycznie bardzo wysokiej budowli z klocków.

-No proszę proszę, ktoś tu chyba będzie architektem. - Powiedziała mama z uśmiechem, wchodząc do pokoju i głaszcząc miodowe włosy Dannego.

-Tak! I zbuduję jeszcze większą wieżę! - Odpowiedział entuzjastycznie chłopak.

Katrina wstała i nieco chwiejnie podeszła do dzieła, jej małe nóżki niebyły jeszcze zbyt mocne ani pewne. Zobaczyła jak siedzący przy stole tata odrywa wzrok od laptopa i uśmiecha się do niej.

-Architekt i projektantka mody? - Spytał patrząc na jej lalkę, którą wciąż trzymała w rączce.

-Tak! - Katrina usłyszała swój własny słodki, dziecięcy głosik.

-Gdyby tylko wiedzieli jak okrutny bywa los... - Odezwał się głos za jej plecami.

Głos znajomy ale nie należący do tego wspomnienia. Katrina odwróciła się gwałtownie i zobaczyła wysokiego, barczystego mężczyznę o miodowych włosach i zielonych oczach, bardzo podobnego do Dannego. Nigdy wcześniej go nie widziała ale mimo to wiedziała kim jest.

-Vincent? - Szepnęła, sama nie wiedząc czy jest zaskoczona, czy może zaniepokojona.

-Miło znów cię wiedzieć. - Odpowiedział uśmiechając się w niesamowicie ciepły sposób.

-Dlaczego tu jesteś? - Zdziwiła się.

-Dziwne pytanie. - Okrążył ją i podszedł do wieży Dannego, który stał nieruchomo, zamrożony w ruchu podobnie jak całe otoczenie. -Mieszkam tu.

-Mieszkasz? Jesteś... moim wspomnieniem?

-Tak jakby. W swoim krótkim życiu tak naprawdę nigdy mnie nie spotkałaś, ale łączy nas więcej niż mogłoby się wydawać. - Przejechał palcem po jednym z klocków i popatrzył na Dannego w specyficzny, ojcowski sposób. - Kiedyś ci to wyjaśnię, opowiem całą długą historię, ale teraz...

Obrócił się i podszedł blisko, bardzo blisko. Katrina mimowolnie się cofnęła i spojrzała w górę, prosto w jego niesamowite, zielone oczy.

-A teraz musisz się obudzić. - Jego głos zadudnił jej w głowie.


Otworzyła oczy. Leżała na boku i nie mogła się poruszyć, chłodna ziemia ziębiła jej policzek. Tuż przed nią stał zwrócony plecami do niej Slade, a z daleka zbliżała się młoda, piękna kobieta odziana w biel.

-Mój mały nierozsądny ptaszek. - Powiedziała lekkim, melodyjnym głosem, gdy stanęła tuż przed nim. - Cóż to za prezent przygotował mi dziś?

Była wysoka i szczupła ale jednocześnie posiadała bardzo kobiecą figurę, osłoniętą przez podkreślającą kształty, białą suknię do kostek. Jasną, symetryczną twarz okalały długie, ciemnobrązowe, falujące włosy, pełne usta uśmiechały się nieznacznie, a spod ciemnych, długich rzęs wyglądały niebieskie oczy

-To nie jest prezent. - Odpowiedział chłodno, ale z trudem lord.

-A więc przebłaganie? - Zaśmiała się nieprzyjemnie. - Nie powiem, żebym nie chciała dorwać tej małej zdradzieckiej jaszczurki, którą podobno nazywają smokiem. Dawno już zapomniała gdzie jej miejsce i z przyjemnością jej to przypomnę, ale nie sądzisz chyba, że dla ciebie to cokolwiek zmienia. Zdradziłeś mnie, zabijałeś moich lordów dla niej, już nawet nie wspominając, że sam ją stworzyłeś. Mogę co najwyżej uznać twoją skruchę i zadać ci szybką śmierć, ale nie pozwolę żyć zdrajcy.

-Nie rozumiesz... - Twarz Sladea wykrzywił uśmiech, szeroki i bardzo zły. - Ona jest tu przypadkiem, a tym kto dzisiaj umrze jesteś ty.

Kobieta popatrzyła na niego przez chwilę, jakby czekała, aż powie drugą część żartu, a potem nieznacznie zmarszczyła brwi i wybuchnęła śmiechem. Jej śmiech podchwyciło kilkoro stojących wokół mężczyzn i kobiet, dla odmiany ubranych na czarno. Rechotali długo aż wreszcie ona się opanowała i otarła łezkę.

-Och och Slade... zadziwiasz mnie. - Odetchnęła tłumiąc resztki śmiechu. - To miało być wyzwanie? Naprawdę myślisz, że je podejmę? - Jej głos stał się zimny jak lód - Nie jesteś godzien mi go rzucać, żałosny śmieciu!

-Nie możesz go nie przyjąć. - Przerwał jej ostrym tonem. - Takie jest prawo.

-Dobrze. - Jej twarz nabrała wyrazu gniewu. - Zrób to. Rzuć mi wyzwanie i umieraj w męczarniach.

Lord się wyprostował, a Katrina poczuła, że powoli odzyskuje władzę w rękach i nogach.

-Ja, Slade Tempest piąty lord, wyzywam ciebie, Angelico Darkerris na... - Nie zdołał powiedzieć nic więcej, bo niespodziewany i niesamowicie mocny kopniak odrzucił go na kilka metrów.

Katrina stała na nieco chwiejnych nogach, spojrzała w oczy patrzącej na nią z pewną ciekawością wampirzycy.

-Ja, Katrina Beavers wyzywam ciebie Angelico Darkerris, na pojedynek na śmierć i życie o władzę nad naszą rasą. - Szybko wyrecytowała formułkę. - Walcz, albo ustąp, jeśli się mnie boisz,

Królowa roześmiała się w głos, a otaczające je wampiry zaczęły się rozchodzić tworząc szerokie koło.

-Giń, nieszczęsna istoto, przyjmuję wyzwanie!

Katrina na moment obejrzała się na Sladea i zobaczyła jak po jego policzkach obficie leją się łzy.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz