Maska

385 29 2
                                    

OD AUTORKI:

Witajcie kochani! Muzę się przyznać, że napisanie tego rozdziału kosztowało mnie łzy. (Należę do tych, którzy przeżywają opisywane przez siebie wydarzenia razem z bohaterami) Trudno mi ocenić na ile jest dobry, pozostawiam to wam i mam nadzieję, że płacz nad laptopem się opłacił :)

Miłego czytania!



Obserwowali wampirzycę w napięciu. Zeskoczyła na ulicę, rozgląda się, widać, że coś ją niepokoi.

Jeszcze nie, jeszcze czekamy, spokojnie...

Dosłownie moment przed sygnałem, pionierka nagle sięga do niewielkiej torby, niesionej na ramieniu, coś z niej wyciąga i zakłada na głowę.

Maska.

Pięć oddziałów łowców jednocześnie rzuciło się do ataku.

Nie docenili przeciwnika.

Wampirzyca bez trudu unikała ciosów, tak jakby doskonale znała ich ruchy, zanim je wykonają. Mark był jednym z tych którzy zaatakowali pierwsi, był już tak blisko, a ona stała tyłem, naprawdę myślał, że da radę. Obróciła się, ostatnim co zobaczył była para czerwonych, głodnych i pełnych furii ślepi bestii. Poczuł straszliwy ból, a potem zapadła ciemność.

Łowcy nie mieli żadnej kontroli nad tym co się działo. Doskonały plan rozpadł się, jeszcze zanim wszystko na dobre się zaczęło. Mieli jednego przeciwnika, a teraz, choć minęła co najwyżej minuta, kilkunastu z nich leżało nieruchomo na ziemi u stóp pionierki. Nastąpił chwilowy impas. Atakujący się zatrzymali, przerażeni tym co się stało, a ona?

Nawet nie przybrała prawdziwej formy. Stała tam spokojnie, nie atakowała, nie uciekała, kpiąc z nich i przerażając swoim milczącym stoicyzmem. Ich pociski się jej nie imały, nawet jej nie drasnęli, poruszała się szybciej, niż jakikolwiek wampir z jakim dotąd walczyli, to wyglądało niemal jak iluzja.

Łowcy patrzyli na nią, a ona na nich. Nie mieli odwagi wykonać ruchu, pionierka po prostu się im przyglądała. Nagle troje łowców rzuciło się do ataku, ktoś krzyknął by ich zatrzymać, ale nie odniosło to skutku.

Wampirzyca zaczęła uciekać. Tak po prostu, wykonała szybki zwrot i śmignęła w odwrotnym kierunku. Nieco ośmieleni łowcy ruszyli za nią, los chciał, że biegła dokładnie tam gdzie chcieli.

Prosto w pułapkę.

Wypadła na duży, pusty plac, otoczony wysokimi budynkami. Nim się obejrzała dziesiątki harpunów, wystrzelonych z ogromną prędkością, poszybowały w jej kierunku. Spróbowała wykonać unik, ale pociski spadły dosłownie ze wszystkich stron. Wrzasnęła przeraźliwie, gdy jej ciało zostało przeszyte masą srebrnych ostrzy. Specjalne końcówki, po dosięgnięciu celu rozłożyły poczwórne ramiona, by nie dało się ich wyszarpnąć. W przeciągu chwili przyczepione do harpunów linki się napięły i została całkowicie unieruchomiona. Te przeklęte strzałki tkwiły w niemal każdym fragmencie jej ciała, zadając niewyobrażalny ból, cudem było, że żadna nie przebiła serca.

Choć... czy to cud, skoro tylko przedłużał cierpienie?

Łowcy ją otoczyli, wygrali, teraz wystarczyło ją jedynie dobić.

-Aż dziwne, że się udało - usłyszała gdzieś obok głos -Poczekajmy aż nieco osłabnie, a potem ja spętamy.

Nie zabiją jej?! Chcą ją schwytać?!

Nie,nie, nie, nie, NIE!!!!!!!!!!!

Łowcy odskoczyli, kiedy pionierka nagle zaczęła się szaleńczo miotać. Szarpała na wszystkie możliwe strony, jedynie pogarszając swoje rany, w pewnym momencie omal nie zerwała kilku linek, ale nie wystarczyło jej na to siły. Upływ krwi i ból, szybko wysysały z niej energię, cierpliwie czekali, nie mieli powodu by się spieszyć.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz