Ironia

320 21 0
                                    

Zapadła niezręczna cisza.

-To rzeczywiście nie jest pocieszające. - odezwał się Whitford wreszcie – Ale nie mam nic przeciwko.

W tym momencie Katrina nie zdołała już utrzymać emocji na wodzy i jej oczy omal nie opuściły orbit. Widząc to mężczyzna parsknął śmiechem.

-Ślubowałem poświęcić życie w obronie ludzi jeśli będzie taka potrzeba. - powiedział - By ich chronić potrzebuje twojej pomocy i jeśli do jej zyskania będę potrzebował to życie zaryzykować, to jestem gotów.

-Jaaayyy... ekhm... - pionierka próbowała przywrócić powagę –To... to dość pochopne... - wydusiła

-Nawet jeśli, nie rozumiem pani oporów, pani niczego nie ryzykuje. Proszę, niech pani to zrobi i stańmy się sojusznikami.

Gdy Katrina zrozumiała, że łowca nie ma zamiaru czekać, poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie. Miała nawet ochotę uwierzyć mu na słowo, ale wiedziała, że byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Zebrała się w sobie i wstała.

-Nie tutaj. - rzuciła starając się nie okazywać emocji – Jeśli jest pan zdecydowany to proszę za mną. - to powiedziawszy ruszyła ku drzwiom

Whitford wstał i podążył za nią. Zaprowadziła go do małego pokoju, który nie miał właściwie żadnej funkcji, niewiele było też w nim mebli, stał tam jedynie bardzo zniszczony, mały stół, pusty regalik i jedno krzesło koło stołu.

-Zapach krwi wolno wietrzeje, tego pokoju nie używamy, tu nie będzie przeszkadzał. - wyjaśniła widząc jak łowca rozgląda się ciekawie, zerknęła na krzesło – Może nich pan usiądzie. -zaproponowała czując się coraz bardziej niezręcznie

Mężczyzna bez słowa usadowił się na jedynym krześle, wampirzyca stanęła naprzeciw i nieco się pochyliła.

-Jest pan pewien swojej decyzji? - zapytała

-Tak. - potwierdził, po czym nagle dziwnie się uśmiechnął –Naprawdę się pani głodzi?

-Ja i wszyscy, którzy mi podlegają staramy się pożywiać jak najrzadziej. - odpowiedziała zgodnie z prawdą – Może i nie zabijamy, ale każdy posiłek to często poważna rana i blizna niewinnego człowieka.

-Szlachetnie... - stwierdził i nagle popatrzył jej w oczy – Niech pani nad sobą panuje, proszę.

-Proszę zamknąć oczy. - mruknęła

Opuścił powieki, a ona pochyliła się nad nim, odsunęła ubranie odsłaniając bark, gryzienie bezpośrednio w szyję było zbyt ryzykowne. Zatopiła długie kły w ciele, a jej jaźń zatonęła w umyśle łowcy.


Whitford tępo gapił się w zagłówek kierowcy, samochodu, którym jechał. Czuł odrętwienie i kompletny brak sił, co było oczywistym skutkiem nagłej utraty dużej ilości krwi, ale było warto. Właśnie zawarł sojusz, który dawał szansę ocalenia powoli przegrywających wojnę ludzi. Sposób w jaki tego dokonał każdy normalny człowiek uznałby za czysty idiotyzm, jednak on wiedział, że tak naprawdę nie mieli już nic do stracenia, może i był bardzo dobrym przywódcą ale nawet on był już bezsilny wobec tej powolnej agonii. Teraz zresztą był bezpiecznie odwożony w miejsce, które sobie zażyczył przez jednego z groźniejszych wampirów, choć nie każdy o tym wiedział.

Michael zerknął w lusterko.

-Jest pan pewien, że poradzi sobie sam? - rzucił pozbawionym emocji głosem

-Aż tak źle wyglądam? - łowca się zaśmiał – Jesteś ostatnią osobą, po której spodziewałbym się troski.

-Gówno o mnie wiesz.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz