Prawda

415 27 6
                                    

Slade szedł wolno, utykając trochę na prawą nogę. Zabójców było pięciu, nie byli szczególnie mocni, ale potrafili świetnie współpracować i jeszcze godzinę temu, jego łydka wraz ze stopą przypominały krwawą miazgę. Teraz kończyna była już niemal całkiem zregenerowana, ale nadal bolała, stracił też sporo krwi, przez co zrobił się głodny. Przystanął, było późno, za godzinę lub dwie zacznie świtać, o tej porze trudno spotkać nawet wstawionego nocnego imprezowicza, próbującego jakoś dotrzeć do domu, mimo wszystko nasłuchiwał trochę i rozejrzał się parę razy. Nic. Już miał ruszyć dalej, kiedy się zawahał, przyszła.

-I po co tyle wysiłku panie? - odezwała się Wiktoria zeskakując z dachu budynku, koło którego stał i lądując za jego plecami –Ona jest tylko zwykłym pionkiem, a ty tak się dla niej poświęcasz. Królowa może wkrótce wysłać zabójców i po ciebie. Lord Winter i Dama Roseblade na pewno będą chętni podjąć się tego zadania, a młoda Salvatore, tylko czeka, żeby zająć twoje miejsce. Po co to wszystko?

-Dobrze wiesz. - warknął

Obrócił się i zobaczył, że wampirzyca trzyma nieprzytomnego człowieka. To był jeszcze dzieciak, wisiał bezwładnie, trzymany za kołnierz kurtki i miarowo oddychał.

-Walka bywa męcząca. – mruknęła i uśmiechnęła się pod nosem widząc jego głodne spojrzenie – Posil się panie.

Ukląkł, złapał chłopca za fraki i przyciągnął do siebie, gdy zatopił kły w jego szyi wyrwało mu się mu się ciche mruczenie, dawno tego nie robił.

-Po co tak się głodzić? - odezwała się Wiktoria przyglądając się temu – Jesteś, panie niezwykły, żaden wampir nie potrafi wytrzymać bez krwi tak długo jak ty, ale nawet ty masz ograniczenia. Powinieneś o to zadbać, by nie osłabnąć, ostatni raz ugryzłeś człowieka kiedy... - bardzo głośne warknięcie przerwało jej monolog, w odpowiedzi parsknęła śmiechem –Przepraszam, zapominam, gdzie moje miejsce. – uśmiechnęła się przymilnie – Martwię się, proszę cię panie, dbaj o siebie bardziej.

-Zamilkniesz wreszcie? - spytał odrywając się

Bardzo chciał wypić więcej, ale chłopak mógłby tego nie przeżyć, sięgnął do kieszeni i wyciągnął pudełko z kilkoma strzykawkami antidotum. Wampirzyca z wyraźnym zażenowaniem obserwowała, jak delikatnie aplikuje dzieciakowi specyfik, ale się nie odezwała. Lord wstał i cicho westchnął, świeża krew go rozgrzała i napełniła nową energią.

-Wiktorio, nie trzymam cię przy sobie siłą, - rzucił nie patrząc na nią - możesz odejść i uniknąć gniewu królowej. Nie ważne co powiesz, nie zmienię swojej decyzji, jeśli będzie trzeba zginę, byleby ona żyła.

Obrócił się i poszedł przed siebie, nie oglądając się na nią.

Z pomiędzy zaciśniętych kłów wyrwało się ciche syczenie.

-Jeszcze nie przegrałam. – wyszeptała – Ponieważ jesteś tchórzem, ukochany.


Katrina dużo spała. Budziła się czasem na około godzinę, tyle, żeby zamienić z kimś kilka słów i przyjąć kolejny „posiłek", jednakże, choć minął dopiero jeden dzień, mniejsze rany całkiem zniknęły, a te duże w większości nie były większe od zadrapań. Danny był zmordowany, nie spał od ponad dwudziestu czterech godzin, ale mimo namów chyba każdego z kręcących się po domu wampirów i ludzi, dalej uparcie czuwał przy siostrze. Im dłużej tu siedział, tym bardziej był zdumiony, jak bardzo podłe pijawki potrafią być... ludzkie. W dodatku zauważył też, że wysoki, czarnowłosy Michael traktuje jego siostrę bardzo czule i czasem zachowuje się jakby świata poza nią nie było i no cóż... z wzajemnością.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz