Hołd Krwi

426 24 5
                                    

Katrina powoli dochodziła do siebie i przypominała sobie co właściwie się działo. Nie mogła uwierzyć, że przybrała prawdziwą formę, nie wiedziała nawet jak właściwie to zrobiła. Mgliste wspomnienia stawały się coraz wyraźniejsze a ona coraz bardziej uświadamiała sobie jaką odpowiedzialność na siebie ściągnęła. Teraz była pionierką i pod jej władzą znajdowały się wampiry z paru miast równie dużych jak to, oraz kilkunastu mniejszych. Władza wiązała się jednak z odpowiedzialnością, nie było przymusu ale powinna się teraz nimi opiekować i w razie potrzeby stawać w ich obronie. Podniosła rękę i zakryła dłonią twarz, przynajmniej jak na razie jej brat jest bezpieczny, tak po prawdzie byłaby gotowa rzucić wyzwanie nawet samej królowej by go chronić. Jakby na to nie patrzeć był jej jedyną rodziną, nie posiadali nawet dalszych krewnych, żadnych bliższych czy dalszych kuzynów, mieli tylko siebie.

Powoli zapadał zmrok, zwlekła się ostrożnie z łóżka i podreptała do łazienki by doprowadzić się do porządku. Obmyła twarz wodą i spojrzała w lustro. Oblicze, które tam zobaczyła było dziwne, ta twarz wydawała jej się inna od tej której odbicie widziała będąc człowiekiem. Nie chodziło tu bynajmniej o kły czy oczy, które czasem robiły się czerwone. Minęło ponad pół roku odkąd została przemieniona i wiele rzeczy w jej życiu odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, czy ona też się zmieniła? Jeśli tak w czym?

Przypomniała sobie siebie sprzed przemiany i już wiedziała.

Stała się silniejsza, bardziej bezwzględna, bezlitosna, pewna siebie i zdecydowana.

Wszystkie atrybuty mordercy.

Wykrzywiła się paskudnie do własnego odbicia, czuła coraz większą nienawiść do samej siebie. Jej ciało zdążyło już niemal całkiem się zregenerować, to był jeden ze znaków jej nowej, nie wiadomo skąd wziętej siły, normalnie po takim mancie doszłaby do tego stanu dopiero po przynajmniej czterech dniach. Wzięła prysznic, włożyła czyste, nie poszarpane ubrania, a potem z powrotem się położyła, była dziwnie znużona. Coś takiego raczej nie jest typowe dla wampira ale zignorowała to, przecież przybranie prawdziwej formy nie może przejść bez echa.

Nagle przez otwarte okno wpadł jakiś duży ludzki kształt. Katrina usiadła zaskoczona i zobaczyła wyciągniętego na podłodze Michaela, całego zakrwawionego.

-Michael! - zerwała się i już klęczała przy nim - Michael co się do cholery stało?!

Wampir powoli podniósł głowę i popatrzył jej w oczy.

-Wiadomość przekazana... - wycharczał plując własną krwią i przewrócił się na bok

Katrina szybko go obejrzała, miał trzy rany postrzałowe, ta na nodze i w boku były stosunkowo niegroźne, przerażenie budziła dziura w jego klatce piersiowej, bardzo blisko serca. Właśnie dlatego broń palna była podstawowym wyposażeniem każdego łowcy, ostrze albo zadawało ranę i się cofało albo zostawało wbite, przy czym łatwo można je było wyrwać. Takie rany szybko się goiły, pocisk natomiast zostawał w ciele uniemożliwiając regeneracje, a usunięcie go nie było już takie proste.

Na szczęście Katrina już wiedziała co zrobi.

-JEEFFF!!! - wrzasnęła

Chwilę potem rozległ się odgłos pospiesznych kroków na schodach i chłopak wpadł do pokoju.

-Profesor da radę usunąć pocisk? - zapytała ledwo wszedł

Jeff popatrzył na Michaela i zbladł.

-Już po niego dzwonię. - i wybiegł z pokoju

Katrina chwyciła jakieś ubranie i przycisnęła do rany, znów zakaszlał krwią. Czuła narastające przerażenie i panikę, Michael umierał na jej oczach. Nagle coś ją tknęło. Kiedyś, jeszcze przed rozpoczęciem szkolenia łowcy, kiedy jeszcze nie wiedziała że się do tego nie nadaje, starała się zdobyć jak największą wiedzę o wampirach. Łowcy chętnie udostępniali jej wszelkie materiały jakie posiadali spędzała więc długie godziny czytając nawet najbardziej nudne wywody na temat pijawek. Pewnego dna natrafiła na starą i zniszczoną książkę. Opisano w niej między innymi sposób w jaki jeden wampir może ocalić drugiego przed śmiercią.

„Silny wampir, taki który ma władzę nad choćby grupą innych, może ocalić słabszego poprzez podanie mu własnej krwi. Dzięki temu tamten, nawet ciężko ranny błyskawicznie odzyskuje siły, pijawki stosują to jednak niezwykle rzadko ze względu na cenę jaką ponoszą obie strony. Od tego momentu powstaje między nimi nierozerwalna więź, silniejszy okupuje to częścią swojej potęgi wzmacniając słabszego, zaś słabszy do końca życia jest do niego przywiązany i staje się jego sługą zmuszonym wykonać każde polecenie. Nazywa się to Hołdem Krwi."

Katrina popatrzyła na słabnącego Michaela. Siła? Niech weźmie nawet całą, nie obchodziło jej to. Za bardzo go kochała.

-Hołd Krwi? - zapytała cicho mając nadzieję, że zrozumie

Musiał sam zdecydować czy chce być jej sługą.

-Nie... - zacharczał i poruszył się nerwowo - osłabniesz...

-Mam to gdzieś.

-Ale...

-Kocham cię Michael!

Znieruchomiał i patrzył na nią chwilę z niedowierzaniem, a potem lekko się uśmiechnął.

-Pójdę za tobą wszędzie i wykonam każdy rozkaz Katie, byłbym na to gotowy nawet bez hołdu... - znów zakaszlał

Delikatnie go objęła i podciągnęła do pozycji siedzącej, jego głowa znalazła się tuż obok jej szyi. Niechętnie otworzył usta i lekko ją ugryzł, tylko tyle żeby wypłynęło trochę krwi, nie chciał tego robić, nie chciał zadawać jej jakiegokolwiek bólu. Wzdrygnęli się oboje gdy poczuli jak przepływa między nimi energia. Michael upił łyk i się cofnął, zaczęło mu się kręcić w głowie, nagle powróciły wszystkie siły. Rany choć wciąż otwarte i z pociskami wewnątrz, przestały krwawić. Siedział dłuższą chwilę lekko ogłupiony patrząc w podłogę ale po chwili się otrząsnął i spojrzał na Katrinę, uśmiechnęła się. Podniosła rękę i ostrożnie dotknęła miejsca w które się wkłuł, nie było już po tym śladu.

W końcu zjawił się profesor, bez zbędnego gadania kazał Michaelowi się położyć i wyciągnął srebrne kule. Gdy tylko pociski zniknęły rany zaczęły się szybko goić.

-Dziękuje. - powiedziała Katrina gdy już było po wszystkim

-To nie było nic wielkiego. - profesor się uśmiechnął

-Nie dla mnie. - Michael usiadł i łypnął na leżące z boku pociski - Mam u pana dług.

Robert nie odpowiedział, do Katriny zdążył się przyzwyczaić ale wobec niego czuł się trochę niepewnie. Gdy Michael doszedł do siebie opowiedział w jaki sposób przekazał ostrzeżenie łowcom.

-Nie ma gwarancji, że w to uwierzą ale może na wszelki wypadek sprawdzą. Jeśli coś zauważą przygotują się i odeprą atak. -powiedział i uśmiechnął się szelmowsko

Jeff przysłuchiwał się wszystkiemu z podziwem wymalowanym na twarzy, Katrina powiedziała mu wcześniej dlaczego zaatakowała tylu ludzi. Gdy wszystko wyjaśniła dotarło do niego, że choć jest wampirzycą troszczy się o ludzi i jest gotowa wiele dla nich ryzykować. Teraz nabrał też sporego szacunku dla Michaela.

-Michael... - zaczęła z pewnym wahaniem Katrina - jakim cudem jej zwiałeś?

-Sypnąłem jej piaskiem w oczy, na moje nieszczęście wypaliła moment później osiągnąłem więc tylko tyle, że nie rozwaliła mi łba.

Z jego opisu wynikało, że trafił na Jenny, najlepszą łowczynie w oddziale, która w swoim czasie pomagała Katrinie w nauce walki. Tosię nazywa mieć szczęście.

-Następnym razem rozważ też mniej ryzykowne plany. - burknęła

Michael się zaśmiał i pogłaskał plączącego się pod nogami Tygrysa.

Znów był wieczór, Katrina czuła się już lepiej postanowiła więc znów się trochę powłóczyć, Michael chciał jej towarzyszyć ale dziś wolała być sama. Kręciła się trochę to tu to tam, odwiedziła nawet dach budynku naprzeciwko jej dawnego domu. W pewnym momencie przysiadła sobie na jednym z wyższych budynków i zupełnie spokojnie obserwowała miasto. Przez tę jedną ulotną chwilę zapomniała o wszystkim i czuła się naprawdę szczęśliwa.

Nie trwało to jednak długo, nagle poczuła, że ktoś za nią stoi.



Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz